W czasie, gdy Kanada przechodzi drugą falę zakażeń koronawirusem, pojawia się coraz więcej pytań o bezpieczeństwo danych osób zakażonych i ich kontaktów.

Są już dowody, że dane mogą zostać wykorzystane bezprawnie. Kanadyjskie Stowarzyszenie Swobód Obywatelskich (CCLA) wspólnie z partnerami zwróciło się latem o informację, co dzieje się z bazą danych rządu najludniejszej prowincji Kanady, Ontario. To dane o wynikach testów, uzyskała do nich dostęp policja, która przeszukiwała bazę 95 tys. razy.

„Od samego początku CCLA i inne organizacje miały duże obawy co do użyteczności tak naruszających prywatność środków. Osoby przychodzące, by się przetestować, nie były pytane o zgodę na dzielenie się informacją o ich zdrowiu” - napisało CCLA w środowym komunikacie.

Ponieważ CCLA nie uzyskiwało odpowiedzi na swoje pytania, wystąpiło z pozwem. „Wkrótce potem (17 sierpnia) rząd Ontario zamknął dostęp do tej bazy danych, co jest dużym zwycięstwem dla walczących o ochronę prywatności” - podkreślono w komunikacie.

Organizacje broniące praw człowieka nadal jednak szukały odpowiedzi na pytanie, po co rząd udostępnił dane medyczne policji. Kiedy w Kanadzie wybiera się numer alarmowy 911, to jeśli dzwoniący nie powie dokładnie, o co chodzi, przyjeżdża zarówno karetka, jak i straż pożarna i policja. CCLA nie mogła jednak się dowiedzieć, jak miała pomóc policjantom baza danych, którą sam rząd określił jako „obarczoną wieloma słabościami”.

Część lokalnych szefów policji szybko zorientowała się w wiążących się z bazą problemach i np. policja w Toronto w ogóle z niej nie korzystała. Policja regionu York wręcz napisała do rządu Ontario, by zablokować dostęp do bazy danych, ponieważ uznano, że ryzyko związane z dostępem do danych osobowych jest zbyt duże. Jednak np. policja regionu Durham prowadziła przeszukiwania bazy danych, korzystając z niej ponad 24,6 tys. razy. Policja w Thunder Bay przeszukiwała dane ponad 14,8 tys. razy. Nawet policja regionu York najpierw przeglądała dane ponad 13,5 tys. razy, a potem wynajęła zewnętrzną firmę informatyczną, by usunąć uzyskane dane.

Z kolei Kanadyjska Fundacja Konstytucyjna (CCF), która razem z CCLA była stroną pozwu, zamieściła na swojej stronie internetowej komunikat, w którym zacytowała list ministerstwa sprawiedliwości do szefów policji, w którym napisano o „obawach, że baza jest używana w szerszym zakresie, niż było to intencją rządu”, czyli poza sytuacjami związanymi z konkretną interwencją policji. „Ten dokument wskazuje na szokujące nadużycie dostępu do prywatnych informacji o zdrowiu” - powiedziała cytowana w komunikacie dyrektor ds. sporów CCF Christine Van Geyn.

Wyzwań związanych z ochroną prywatności podczas pandemii jest coraz więcej - zwróciły uwagę kanadyjskie media. Premier Quebecu Francois Legault, zapowiadając wprowadzenie od czwartku ponownych obostrzeń w tzw. czerwonych strefach, m.in. w Montrealu, gdzie gwałtownie przybyło zakażeń, poinformował, że policja będzie mogła nakładać mandaty do 1500 dolarów kanadyjskich za spotkania w prywatnych mieszkaniach i domach. Policja uzyska prawo do legitymowania gości. Jeśli policjanci nie zostaną wpuszczeni, będą mogli skorzystać z internetowego systemu szybkiego uzyskiwania nakazu rewizji.

Jak dotąd jedyna baza informacji o Covid-19, która uzyskała poparcie urzędów zajmujących się ochroną danych osobowych, to bezpłatna rządowa aplikacja, dotychczas ściągnięta ok. 3 mln razy. Używa ona Bluetooth do wymiany sygnałów z pobliskimi telefonami. Aplikacja w połączeniu z jednorazowym kodem pozwala telefonowi osoby przetestowanej pozytywnie wysyłać sygnał do każdego innego telefonu z aplikacją, który znalazł się przez 15 minut w odległości 2 metrów, w ciągu minionych 14 dni. Jednorazowy kod jest usuwany po 14 dniach.

Aplikacji używają Ontario, Nowa Fundlandia i Labrador, Saskatchewan i Nowy Brunszwik, jej uruchomienie zapowiadają cztery kolejne prowincje. Quebec, w którym jeszcze w sierpniu wszystkie partie wyrażały obawy o prywatność, a rząd zapowiadał stworzenie własnego systemu, zdecydował się właśnie na skorzystanie z oferty federalnej.

W mniejszej skali każda restauracja czy salon fryzjerski ma obecnie rosnącą bazę danych, ponieważ np. w Ontario po wejściu trzeba podać imię, numer telefonu, wypełnić formularz, w restauracjach podaje się też łączną liczbę gości. PAP nie uzyskała odpowiedzi na pytanie, co stanie się z tak zebranymi danymi.