Władze Brazylii, Argentyny, Chile i Wenezueli podjęły kroki, które mają łagodzić społeczne koszty koronawirusa. W najbardziej dotkniętej pandemią Brazylii przez kwartał osobom nie mającym stałego zatrudnienia rząd wypłacać będzie 600 reali (120 dolarów).

Senat Brazylii przegłosował w poniedziałek ustawę w sprawie wypłat dla osób nie mających stałego dochodu na zdalnie przeprowadzonej sesji. Wypłatę zasiłku gwarantuje Krajowy Bank Rozwoju Gospodarczego i Społecznego.

Obradami izby wyższej kierował wiceprzewodniczący Antonio Anastasiu, ponieważ marszałek, który zaraził się koronawirusem, odbywa rekonwalescencję.

Główne ognisko choroby w Brazylii, to najbogatszy region kraju, liczący 46 milionów mieszkańców stan Sao Paulo i dawna stolica Rio de Janeiro.

Ministerstwo zdrowia Brazylii ogłosiło w poniedziałek, że należy obawiać się dalszego wzrostu przypadków koronawirusa rzędu 33 proc. dziennie; do niedzieli patogen zabił 136 osób.

Brazylijski minister zdrowia Luiz Henrique Mandetta ostrzegł rodaków, że "muszą być przygotowani na wszelkie scenariusze" i wezwał do "ograniczenia ruchu na ulicach miast", wchodząc de facto w polemikę z prezydentem kraju Jairem Bolsonaro.

Szef państwa w niedzielnym wywiadzie dla brazylijskiej stacji telewizyjnej Bandeirantes skrytykował media i pośrednio ministra za "wywoływanie antywirusowej histerii". Zapewniał w swym wystąpieniu, że "dla 90 procent ludności kraju koronawirus, to taka sobie grypka".

Według niektórych badań opinii publicznej w Brazylii, optymizm prezydenta podziela 35 procent jej mieszkańców.

Niemniej jednak wiceprezydent Brazylii Hamilton Murao przedstawił w niedzielę plan dystrybucji w kraju liczącym 210 milionów ludzi 2,3 miliona testów do wykrywania koronawirusa.

Rząd Argentyny zadekretował odesłanie do pracy w domu wszystkich zatrudnionych powyżej 65. roku życia. W kraju wykryto dotąd 820 przypadków zachorowań na koronawirusa; 20 chorych zmarło, ponad 60 po wyleczeniu opuściło szpitale.

Prezydent Argentyny Alberto Fernandez ogłosił w niedzielę rozszerzenie kwarantanny, zakaz eksmisji aż do wygaśnięcia pandemii wobec osób zalegających z czynszami oraz zamrożenie ich wysokości na 180 dni.

Mieszkańcy Buenos Aires zareagowali wychodząc na balkony domów i oklaskując decyzję szefa państwa, w którym skutki pandemii mogą grozić powtórzeniem się wyjątkowo dramatycznego kryzysu gospodarczego sprzed dziesięciu lat.

W Chile już 18 marca rząd ogłosił na trzy miesiące w związku z pandemią "stan katastrofy narodowej". Aby zapobiec spekulacji wprowadzono także państwową kontrolę cen leków i wszelkich dóbr konsumpcyjnych.

Siłom zbrojnym - najbardziej krytykowanej przez społeczeństwo instytucji, która nie podległa istotnym reformom od czasów dyktatury generała Augusto Pinocheta - rząd udzielił "specjalnych uprawnień". Pierwszą decyzją wojska było wprowadzenie godziny policyjnej od godz. 22 do godz. 5 rano.

Gabinet prezydenta Chile Sebastiana Pinery do października odroczył referendum konstytucyjne obiecane przez szefa państwa po wielomiesięcznej fali wielkich demonstracji i strajków spowodowanych początkowo podniesieniem cen biletów metra w stolicy, a następnie ogólną drożyzną w kraju.

W Wenezueli w związku ze wzrastającym zagrożeniem pandemią przywódca opozycji Juan Guaido, którego blisko 60 państw - w tym kraje Unii Europejskiej - uznało za legalnego prezydenta ad interim, wystąpił z "apelem do narodu".

Wezwał siły patriotyczne i wojsko kontrolowane dotąd przez prezydenta Nicolasa Maduro, do udziału w sformowaniu "nowego demokratycznego rządu".

Guaido zapewnił, że powstanie takiego gabinetu zagwarantowałoby krajowi pomoc międzynarodową. "Pozwoliłoby - oświadczył - zapobiec śmierci tysięcy Wenezuelczyków, która zagraża im wskutek niedostatecznych środków zastosowanych przez rząd Maduro do walki z pandemią".