Irlandczycy w sobotę udadzą się do urn, aby w przyspieszonych wyborach wybrać nowy parlament, a przy okazji zafundować krajowi polityczną niespodziankę.
Niespodzianka to Sinn Fein, dotychczas szerzej znana jako polityczne ramię Irlandzkiej Armii Republikańskiej. Najnowsze sondaże dają ugrupowaniu nawet 25 proc. poparcia, więcej niż dwóm głównym partiom, które przez ostatni wiek rządziły Irlandią na zmianę – centroprawicowej Fine Gael (20 proc.) czy liberalnej Fianna Fail (23 proc).
Nikt się nie spodziewał, że domagające się zjednoczenia Irlandii ugrupowanie będzie miało tak wysokie notowania. W swój sukces nie wierzyła zresztą sama Sinn Fein, wystawiając tylko 42 kandydatów (Dáil Éireann, czyli izba niższa parlamentu, ma 160 miejsc). Jeszcze w październiku ub.r. partia w badaniach opinii publicznej ledwo przekraczała 10 proc.
Co stoi za popularnością ugrupowania? – Pozostałe partie łżą w żywe oczy; to wszystko, co mam do powiedzenia – mówi krótko Eva Hartford, Irlandka z Dublina, która zamierza oddać swój głos na niespodziewanego lidera wyborczego wyścigu. Lista pretensji, jakie mieszkańcy mają pod adresem głównych partii, jest długa. Na czele są kryzys mieszkaniowy, który sprawił, że nawet osób ze stabilną i nieźle płatną pracą nie stać na własne lokum, oraz permanentny zawał w służbie zdrowia i związane z tym kolejki do lekarzy.
Do tego dochodzi inny element: wielu Irlandczyków po prostu chce zmiany. – Sama jestem zdziwiona tym, jak często ludzie mi o tym mówią. Być może po prawie wieku do ludzi dotarło, że poza Fine Gael i Fianna Fail istnieje nie tylko polityka, ale też perspektywa na rząd – zastanawiała się w rozmowie z agencją Reuters Mary-Lou McDonald, przewodnicząca Sinn Fein.
W zmęczonej polityką zaciskania pasa Irlandii (kraj padł ofiarą globalnego kryzysu finansowego i musiał znacjonalizować większość banków, ale do tego potrzebował pomocy członków strefy euro) Sinn Fein wystartowała z mocno lewicowym programem, którego głównym elementem jest walka z kryzysem mieszkaniowym. Partia postuluje ustawowe zamrożenie poziomu czynszów, a także znaczące zwiększenie nakładów na budownictwo socjalne.
Pozostałe ugrupowania bronią się, że nie pozostały głuche na problemy mieszkaniowe oraz że propozycje Sinn Fein są finansowo zbyt obciążające budżet oraz populistyczne. Faktem jednak jest, że – jak szacuje specjalizujący się w nieruchomościach serwis Daft.ie – ceny najmu w ostatniej dekadzie się podwoiły. Jeśli ktoś chce wynająć mieszkanie w stolicy, musi liczyć się z wydatkiem nawet rzędu 2 tys. euro (ponad 8,5 tys. zł).
Jednak ani wywodzący się z Fine Gael premier Leo Varadkar, ani stojący na czele Fianna Fail Micheál Martin nie znaleźli sposobu na to, aby powstrzymać sondażową bonanzę ugrupowania Mary-Lou McDonald. Widać to było doskonale podczas wtorkowej debaty liderów. W pewnym momencie Martin zwrócił się do szefowej Sinn Fein, mówiąc: „Chciałbym powiedzieć pani coś na temat podatku od przedsiębiorstw…”. – No świetnie, teraz wytłumaczy mi pan podatki jak chłop babie – odparowała McDonald.
Nawet jeśli Sinn Fein odnotuje w sobotę doskonały wynik, to może nie zapewnić on partii realnego wpływu (już pomijając zbyt małą liczbę kandydatów). Obydwie partie zapowiedziały bowiem, że nie mają zamiaru współpracować z ugrupowaniem, które kiedyś popierało terrorystów. Biorąc jednak pod uwagę słabe notowania, być może będą musiały uformować wielką koalicję (dotychczas Fianna Fail wspierała Fine Gael nieformalnie, aby nie tworzyć politycznego zamętu w Dublinie na czas rozmów rozwodowych UE z Wielką Brytanią).