Narodowe „hurra” z okazji kolejnych rocznic 1410 r. już dawno miało swoich krytyków. Dość często byli to polscy konserwatyści. Ci wGalicji mieli swoje geopolityczne rachuby, ale decydował spór oistotę polskości, wktórym to sporze konserwatyści byli dzisiejszymi liberałami...
Patriota polski, ale zapatrzony w Niemcy, Władysław Studnicki, denerwował się na jałowość idei, by „zrobić Niemcom drugi Grunwald”. A Ludwik Straszewski z zapałem deklarował: „Nie potrafię dzisiaj powtarzać frazesów, które nie karmią ani nie budują, lecz podniecają tylko próżność i miłość własną”. W konkluzji pisał, że naród, który miał państwo wielkie i bogate, lecz je utracił, wspominając grunwaldzką chwałę, powinien mieć „jedynie myśli smutne”.
Przeciwko fetowaniu zwycięstwa pod Grunwaldem opowiadał się również największy polski felietonista i jeden z największych naszych pisarzy Bolesław Prus. Ani konserwatysta, ani narodowiec, szlachetny, lecz pragmatyczny patriota, uważał, że Polacy zagłuszają uroczystościami grunwaldzkimi właściwe wezwanie czasów do codziennej i wytężonej pracy.
To nie wszystko: „Zwycięzcy przed pięciuset lat Polacy, są dziś w pewnej części niewolnikami swoich niegdyś hołdowników, a sprzymierzeni z nimi Litwini i Rusini nienawidzą nas z całej duszy. (…) I taki przebieg wypadków ma nas cieszyć? Należałoby raczej odziać się w wory, posypać głowy popiołem…”. W wielu felietonach Prus sprzeciwiał się też propagandzie antyniemieckiej – owszem, wrogi prąd szedł od „pruskiego rządu”, ale inny od „narodu niemieckiego”, z którym „stosunki były jak najlepsze”. W 1901 r. pisał: „Nie wstydźmy się prawdy: temu szlachetnemu narodowi zawdzięczamy większą część naszej cywilizacji”. Konsekwentny pozytywista bał się, że narodowe wzmożenie odciąga Polaków od tego, co (jak uważał) jest najważniejsze – budowy kanalizacji, ulepszania edukacji, tworzenia narodu punktualnego i porządnickiego.