Teheran uderzył pociskami rakietowymi w amerykańskie bazy wojskowe w irackim Hit i Irbilu. Pierwsze miasto położone jest w sunnickiej prowincji Anbar na zachodzie kraju. Drugie to stolica autonomicznego Kurdystanu. W obydwu stacjonują polscy żołnierze.
Teheran uderzył pociskami rakietowymi w amerykańskie bazy wojskowe w irackim Hit i Irbilu. Pierwsze miasto położone jest w sunnickiej prowincji Anbar na zachodzie kraju. Drugie to stolica autonomicznego Kurdystanu. W obydwu stacjonują polscy żołnierze.
Tuż po ostrzale pojawiła się informacja, że najwyższy przywódca duchowy Iranu – Ali Chamenei wymienił Polskę jako „małe, złe europejskie państwo” działające przeciw interesom Teheranu. Na pytanie DGP ambasador tego kraju w Warszawie Masud Edrisi Kermanszahi zdementował te doniesienia. Zastrzegł jednak, że „zawsze radzi przyjaciołom z Polski, aby nie schodzili na dno czeluści po linie zrzuconej przez Amerykanów”.
– Iran podjął proporcjonalne środki w samoobronie zgodnie z art. 51 Karty Narodów Zjednoczonych, uderzając na bazę, z której przeprowadzono tchórzliwy atak na naszych obywateli – komentował z kolei ostrzał szef MSZ Iranu Mohammad Zarif. – Wszystko jest w porządku – odpowiedział amerykański prezydent Donald Trump. Kilka godzin później te informacje potwierdził szef BBN Paweł Soloch. – To nie był atak skierowany przeciwko polskim żołnierzom (…). Dzięki dobremu systemowi ostrzegania nie stwierdzono żadnych ofiar w ludziach. Sytuacja jest pod całkowitą kontrolą – mówił Soloch.
Ostrzelana baza lotnicza al-Asad w Hit to miejsce, z którego najpewniej wystartował samolot bezzałogowy MQ-9 Reaper. To z niego zabito generała Ghasema Solejmaniego i komendanta milicji szyickich w Iraku Abu Mahdiego al-Muhandisa.
W Iraku obecnie znajduje się 268 polskich żołnierzy i pracowników cywilnych wojska. Wczoraj o ich bezpieczeństwie rozmawiali prezydent Andrzej Duda, premier Mateusz Morawiecki i szef MON Mariusz Błaszczak. Część polityków opozycji domagała się ewakuacji naszych sił znad Tygrysu i Eufratu. Mniej więcej w tym samym czasie podano informację, że ambasador w Bagdadzie Beata Pęksa wyjechała z Iraku. Polska placówka mieściła się w budynku ambasady brytyjskiej, która z racji bliskiej współpracy z USA jest potencjalnym celem szyickich milicji. Obiekt jest wyposażony w bunkier. Nie jest jednak – jak placówka USA – ufortyfikowany i nie daje pełnej gwarancji bezpieczeństwa.
Przedstawiciele wojska mówili wczoraj o sytuacji polskich żołnierzy. – Mamy stuprocentową pewność, że zadziałały procedury i nasze wojsko w Iraku jest bezpieczne. Polscy żołnierze byli zarówno w bazie al Asad i Irbil – mówił na spotkaniu z dziennikarzami generał dywizji Tomasz Piotrowski. Jeden z rozmówców DGP znający kulisy wydarzeń przekonuje, że „byliśmy do tego ataku przygotowani”. Jego zdaniem strona polska miała również informacje o ruchach irańskich oddziałów i że spodziewano się odpalenia tych pocisków.
– Te rakiety leciały trzy do siedmiu minut. Amerykanie musieli je zauważyć od razu. Iran jest monitorowany – mówi w rozmowie z DGP generał Waldemar Skrzypczak, który w 2005 r. dowodził polską dywizją w Iraku. – W tym kraju ryzyk jest wiele. Obawiam się aktywności Muktady as-Sadra, który wywołał już dwa powstania przeciw siłom USA. Jeśli wywoła kolejne, polscy żołnierze mogą zostać narażeni na niebezpieczeństwo – mówi wojskowy.
As-Sadr to szyicki duchowny i przywódca dobrze zorganizowanej partyzantki – Armii Mahdiego, która w przeszłości zadawała poważne straty siłom koalicji w Iraku.
Polski Kontyngent Wojskowy w Iraku działa w ramach mandatowej misji Sił Globalnej Koalicji przeciwko Państwu Islamskiemu (ISIS). Jak informuje Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych, głównym zadaniem jest szkolenie oraz doradztwo dla irackich i jordańskich sił specjalnych w zwalczaniu ISIS. Większość żołnierzy pochodzi z 12 Dywizji Zmechanizowanej.
Mundurowi z tej jednostki stanowią także główne siły w najmłodszej polskiej misji – prowadzonej od kilku tygodni UNIFIL w Libanie. Służy tam ok. 250 Polaków, którzy patrolują granicę z Izraelem. Rejon ten jest potencjalnym polem starcia między CaHaLem (armią Izraela) a szyickim Hezbollahem pod dowództwem Hasana Nasr Allaha.
Libański Hezbollah to państwo w państwie. Ściśle współpracujące z Iranem i brygadą al-Kuds, której dowódcą był zabity przez Amerykanów generał Ghasem Solejmani (Nasr Allah już zapowiedział zemstę za jego śmierć). Siły zbrojne organizacji Hezbollahu – Opór Islamski – dysponują między innymi pociskami balistycznymi dalekiego zasięgu – Scud-B. To formacja zaprawiona w boju. Jej żołnierze brali udział w wojnie w Syrii w walkach o Hims, pod Damaszkiem i Aleppo.
– Na każdej misji istnieje zagrożenie. To nie jest służba w garnizonie w Polsce i ci ludzie to wiedzą. W tych krajach dostępność broni jest dużo większa i w sytuacji podwyższonego ryzyka będzie wskazana gotowość – mówi DGP Sławomir Dębski, szef Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. – Dobrze się stało, że dotychczas nikt nie ucierpiał. Wydaje się, że strony komunikują się ze sobą nieoficjalnie, chociaż trzeba zdawać sobie sprawę, że na Bliskim Wschodzie nie można politycznie stracić twarzy, tak więc odpowiedź musiała być adekwatna – dodaje.
Mniej więcej w tym samym czasie, w którym Iran wystrzelił rakiety w kierunku amerykańskich baz, niedaleko Teheranu spadł pasażerski boeing 737-800 ukraińskich linii lotniczych (MAU). Początkowo podawano, że ta zaledwie trzyletnia, nowoczesna maszyna miała problem z silnikiem. Wraz z upływem czasu zaczęto dopuszczać również inne wersje katastrofy.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama