Władze używają siły wobec demonstrantów i łamią obietnice zmiany przepisów złożone latem podczas poprzedniej fali protestów.
Trwające z przerwami od czerwca antyrządowe protesty w Gruzji wybuchły z nową siłą, gdy 14 listopada posłowie odrzucili obiecaną nowelizację konstytucji, zakładającą zmianę ordynacji wyborczej z mieszanej na proporcjonalną. Wczoraj wczesnym rankiem policja po raz drugi w ciągu ostatnich dwóch tygodni użyła siły wobec protestujących, którzy blokowali budynek parlamentu.
Ministerstwo spraw wewnętrznych tłumaczyło, że blokada gmachu wykraczała poza gwarantowaną wolność zgromadzeń, a manifestanci nie zastosowali się do policyjnych poleceń. Przeciwko nim użyto armatek wodnych, choć temperatura w gruzińskiej stolicy nad ranem spadła poniżej zera. Według rządowych danych cztery osoby zostały ranne, a 28 zatrzymano. Gazeta „Batumelebi” podała, że jeden z protestujących stracił oko po tym, jak został trafiony strumieniem wody z policyjnej armatki. – Domagamy się wolnych, proporcjonalnych wyborów zgodnie z tym, co obiecał ludziom Iwaniszwili – mówił wczoraj Nika Melia, jeden z liderów opozycyjnego Zjednoczonego Ruchu Narodowego (ENM).
Bidzina Iwaniszwili jest jedynym gruzińskim miliarderem, faktycznym przywódcą koalicji Gruzińskie Marzenie (KO), rządzącej tym krajem od siedmiu lat, gdy sojusz pokonał w wyborach ENM kontrolowany wówczas przez Micheila Saakaszwilego.
Wczoraj w ciągu dnia pod budynkiem władzy ustawodawczej przy reprezentacyjnej alei Szoty Rustawelego znów gromadzili się ludzie żądający spełnienia obietnic. Władze nie widzą powodów do negocjacji. Kacha Kaladze, dawniej światowej sławy pomocnik piłkarskiego klubu AC Milan, a obecnie burmistrz Tbilisi i czołowy polityk KO, oświadczył, że po głosowaniu 14 listopada sprawa jest zamknięta i przyszłoroczne wybory odbędą się zgodnie z dotychczasowymi zasadami. W zamian zaoferował opozycji, że Marzenie nie wystawi kandydatów w części okręgów jednomandatowych, by zwiększyć reprezentatywność izby.
– To oświadczenie brzmi jak wyzwanie społeczeństwa na pojedynek. Własnemu narodowi mówisz, że nie interesuje cię jego zdanie, że nie interesują cię protesty, do których przyłączyli się już wszyscy poza Gruzińskim Marzeniem – komentowała niezależna deputowana Eka Beselia, trzy lata temu wybrana zresztą z list Marzenia. Według lipcowego sondażu ośrodka CRRC 60 proc. Gruzinów źle oceniało rząd, a poparcie dla KO zmalało do 20 proc., choć wciąż pozostało ono najpopularniejszą partią w kraju. 59 proc. źle oceniało reakcję władz na protesty.
W Gruzji spośród 150 posłów 77 jest wybieranych w ordynacji proporcjonalnej, a 73 – w okręgach jednomandatowych. Po ostatnich wyborach w 2016 r. Gruzińskie Marzenie, choć głosowało na nie 49 proc. obywateli, objęło aż 115 mandatów, czyli osiągnęło większość konstytucyjną. Kluczem do sukcesu była wygrana w JOW. Na 73 okręgi KO wygrało w 71. Według sondaży ośmiu na 10 Gruzinów chce zmiany ordynacji postrzeganej jako niesprawiedliwa. Iwaniszwili obiecał zmianę w czerwcu, podczas pierwszej fali protestów.
Gromadzący się popołudniami przed gmachem parlamentu demonstranci domagali się tego, jak również rezygnacji szefa MSW odpowiedzialnego za używanie siły przez policję, dymisji przewodniczącego parlamentu, przyspieszenie wyborów parlamentarnych i niepociąganie do odpowiedzialności organizatorów protestów.
Władze poszły jedynie na częściowe ustępstwa, a z jednego z nich, dotyczącego zmiany konstytucji, właśnie się wycofały.
Do dymisji podał się Irakli Kobachidze, szef parlamentu, odpowiedzialny za wpuszczenie na trybunę rosyjskiego deputowanego Siergieja Gawriłowa. Ten znany z poparcia wyrażanego abchaskim i południowo-osetyjskim separatystom komunista przyjechał 20 czerwca do Tbilisi na szczyt Międzyparlamentarnego Zgromadzenia Prawosławia i zasiadł w fotelu przewodniczącego parlamentu, co potraktowano jak prowokację. Obecność Gawriłowa wywołała oburzenie wielu Gruzinów, mających świeżo w pamięci wojnę o kontrolę nad Osetią Płd., stoczoną z Rosją w sierpniu 2008 r., po której Moskwa uznała niepodległość obu zbuntowanych regionów. Właśnie w czerwcu doszło do pierwszego protestu, rozpędzonego wkrótce przez policję. Stąd żądanie dymisji szefa MSW Giorgiego Gacharii. Ten jednak nie dość, że nie został odwołany, to jeszcze w ramach manifestacji siły obozu KO 3 września został awansowany na stanowisko premiera.
Zamieszanie w Gruzji próbowała zaostrzyć Rosja, zakazując bezpośredniego ruchu lotniczego z Gruzją, co uderzyło w turystykę, będącą dla tego południowokaukaskiego kraju jednym z ważniejszych działów gospodarki. Rosjanie powoływali się na rzekome zagrożenie bezpieczeństwa rosyjskich obywateli. W rzeczywistości nie odnotowano motywowanych politycznie ataków na Rosjan.