Państwo dobrobytu to jedna zidei, dzięki którym lewica dochodziła do władzy, przekonując – siebie iwyborców – że ma normalny program dla normalnych ludzi. Nie program rewolucji socjalistycznej, likwidacji własności prywatnej oraz anihilacji całych klas społecznych. „Państwo dobrobytu” brzmi sympatyczniej niż „dyktatura proletariatu” istawia przed wygranymi akceptowalne cele do realizacji.
ikona lupy />
Magazyn DGP 22 listopada 2019 r. Okładka / Dziennik Gazeta Prawna
Kiedy PiS przejął to hasło, dyżurni publicyści rzucili się do atakowania tej partii, po pierwsze – za wszystko, a po drugie – za podszywanie się. Byłoby rozsądniej, gdyby ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego poszukało własnej idei. Ale jakiej? Aż się prosi, aby było to „wielkie społeczeństwo”, idea, która na długo zdominowała USA wraz z prezydentem Lyndonem Johnsonem. Zmianę zapoczątkował J.F. Kennedy. Co prawda, kiedy powiedział: „Nie pytaj, co twój kraj może zrobić dla ciebie; zapytaj, co ty możesz zrobić dla kraju”, nie myślał o reformach społecznych. To wezwanie było ogólnopatriotyczne i miało mobilizować rodaków do działania wobec rosnącej potęgi Związku Radzieckiego.
Tyle że młode pokolenie Amerykanów, wychowanych w powojennym dostatku, miało apetyt na inną wielką Amerykę niż Johnson i Kennedy – chciało reform w duchu wyrównania szans klasy średniej oraz ludzi, którzy bezskutecznie tę klasę średnią ścigali. I tak też tę ideę pojęli, wymuszając na Partii Demokratycznej przestawienie steru. „Kennedy, patrycjusz z Bostonu, jak na ironię, stał się jednym z ojców ruchów społecznych lat sześćdziesiątych” – ocenił Norman Birnbaum, amerykański socjalista (co brzmiało jeszcze nie tak dawno jak oksymoron).
Wielkie fale przemian społecznych zmarginalizowały radykałów z lewicy. Sekciarska, zabawiająca się dyskusjami ideologicznymi lewica istniała i potem w USA, jednak prawdziwe zmiany społeczne następowały wskutek polityki władz, w ramach idei „Wielkie Społeczeństwo”.
PO właśnie do tej idei, konkurencyjnej wobec PiS, a zarazem neutralizującej Lewicę, mogłoby sięgnąć… zanim nie zrobią tego rywale.