Kandydat na marszałka może być znany dopiero przed pierwszym posiedzeniem.
W tej chwili trwają trudne rozmowy w szeregach opozycji. Najbliższe spotkanie w przyszłym tygodniu. Największy spór jest między PO a PSL. Pierwsza partia – targana wewnętrznymi problemami po wyborach – nie jest w stanie przeforsować swoich kandydatów. Z kolei ludowcy, chcąc być języczkiem u wagi, proponują swojego człowieka na marszałka Senatu – Jana Filipa Libickiego. – Niech PO się zdecyduje, sama nie może wyłonić kandydata, może wziąć naszego – mówi nam jeden z ludowców.

Pakt nie zadziała?

Na to jednak Platforma nie chce się zgodzić. Jako największe ugrupowanie opozycyjne w Senacie zamierza zgłosić własnego kandydata. – A więcej niż jeden kandydat ze strony opozycji to byłaby kompromitacja. Jest pakt senacki, więc wyborcy oczekują zgody – mówi nam polityk PO.
Kilka dni temu liderzy KO, Lewicy i PSL rozmawiali o współpracy w Senacie oraz o składzie prezydium. – To nie jest sensacja, bo była o tym mowa wcześniej – powinni je tworzyć przedstawiciele senatorów niezależnych, KO, Lewicy, PSL i PiS, czyli wszystkich sił tworzących Senat. Chcemy to zrobić bezkonfliktowo, by wszyscy, którzy są w Senacie, byli reprezentowani – mówi Włodzimierz Czarzasty, szef SLD.

Strategie PiS

PiS liczy, że jak opozycja się nie dogada, uda mu się przeforsować jeden z własnych wariantów. Pierwszy to trwałe pozyskanie kilku senatorów opozycji i stworzenie w Senacie stabilnej większości. Dziś PiS ma 48 mandatów na 100. – Wiemy, że są podchody, ale o szczegółach możemy się dowiedzieć dopiero, jak będzie posiedzenie Senatu. Tak samo było w rozmowach sejmikowych, politycy PiS przyjeżdżali do radnych i oferowali posady w największych spółkach dla nich i ich rodzin – zauważa polityk PO. Plan PiS zakłada, że jeśli nie uda się trwale pozyskać senatorów opozycji, to można próbować ich namówić, by nie pojawili się na posiedzeniu Senatu, tak by PiS miał większość w momencie wyboru marszałka. W obu tych przypadkach miałby nim zostać Stanisław Karczewski. Trzecia możliwość to poparcie przez senatorów PiS kandydata PSL. Politycy PiS liczą, że z jednej strony będzie on mniej ostry niż marszałek z PO, z drugiej – oznaczałoby to utarcie nosa Platformie i poróżnienie opozycji. Politycy PiS, z którymi rozmawialiśmy na temat szans powodzenia tych pomysłów, z reguły są ostrożni i sceptyczni. Choć zdarzają się także sugestie, że PiS jest niedaleko od osiągnięcia celu. Taka gra nerwów będzie trwała do ostatniej chwili.
Sytuację opozycji komplikuje to, że w PO jest czas wyborczych porachunków. A to rzutuje zarówno na decyzje w Senacie dotyczące marszałka, jak i na kwestię prawyborów prezydenckich w partii czy wyboru szefa Platformy. W atmosferze wewnętrznych sporów trudno narzucić swojego kandydata na marszałka Senatu. Partia już zaliczyła falstart z dwiema kandydaturami – Bogdana Borusewicza i Sławomira Rybickiego. Ale kandydatura Borusewicza jest ponoć wciąż aktualna, choć jak słyszymy, niewykluczone, że skończy się na stanowisku wicemarszałka.

Niepokój w Platformie

Na dzisiaj rano dość niespodziewanie zwołano zarząd PO. Nieoficjalnie się mówi, że może się pojawić temat prawyborów prezydenckich. Szef partii Grzegorz Schetyna chce, by partia zajęła się teraz tym tematem, bo kampania prezydencka coraz bliżej, a z drugiej strony mogłoby to odsunąć na później powyborcze porachunki. Ale wywołuje to sprzeciw części działaczy, którzy uważają, że lepszym rozwiązaniem byłoby przyspieszenie wyborów szefa PO. Dopiero po nich należałoby się zająć wyłonieniem kandydata na prezydenta. – Wtedy nowego szefa Platformy mielibyśmy na początku grudnia, a kandydata na prezydenta w połowie stycznia – mówi nam jeden z polityków PO. Nasi rozmówcy krytykują też koncepcję organizowania prawyborów w takich okolicznościach. – To nieprzewidywalny proces. Może osłabić startujących w nich kandydatów, a niektórych wzmocnić – pod płaszczykiem prawyborów prezydenckich tak naprawdę zrobimy sobie nieoficjalne wybory przyszłego szefa partii. To byłaby farsa – twierdzi nasz rozmówca z PO. I dodaje: – Gdyby w 2014 r. PiS nie postawił na Andrzeja Dudę, tylko robiłby prawybory, to wygrałby je Zbigniew Ziobro. Tyle że potem nie zostałby prezydentem, lecz sięgnął po władzę w PiS.