Nowe rozdanie unijne i wybory na najważniejsze stanowiska w Brukseli to wielki sukces międzynarodowy premiera Mateusza Morawieckiego. Jeśli państwo nie wierzą, to spróbuję udowodnić, co nie będzie trudne. No bo czy Frans Timmermans został szefem Komisji Europejskiej? Nie. Została Ursula von der Leyen, niemiecka minister obrony narodowej.
Dziennik Gazeta Prawna
Osoba bardzo zasadnicza, przywiązana do reguł gry i praworządności. Były wicepremier Jacek Rostowski, który zna ją od ponad 40 lat, bo jako nastolatka zamieszkała w jego rodzinnym domu, może potwierdzić. Popieramy więc na czele KE osobę, która wreszcie rozprawi się z nieprzestrzeganiem praworządności w Polsce, czego trudno by nie uznać za sukces.
Kolejnym są wybory na przewodniczącą komisji zatrudnienia i spraw socjalnych w Parlamencie Europejskim. Beata Szydło dwa razy nie została wybrana na szefową komisji, a wczoraj okazało się, że będzie nią Słowaczka Lucia Ďuriš Nicholsonová. Oczywiście na pierwszy rzut oka wygląda to na porażkę, ale jeśli się chwilę zastanowić, to jednak jest sukcesem. Dowodzi tego choćby Tomasz Poręba, europoseł PiS. Jego zdaniem: „Ci, którzy najgłośniej krzyczą o praworządności i wolności, ostentacyjnie, z buta, łamią demokratyczne zasady wyboru na stanowiska w PE wskazanych przez grupy polityczne osób. Tak dziś wygląda tzw. europejska demokracja. Hipokryzja, podwójne standardy i zero złudzeń”. Obnażyliśmy niedemokratyczne reguły panujące w Brukseli i Strasburgu. No bo jaka to demokracja, w której wszystko nie jest ustalone jeszcze przed głosowaniem, a eurodeputowani podnoszą lub nie rękę w zgodzie z własnymi przekonaniami?
Generalnie PiS ma wobec Brukseli bardzo duże oczekiwania. Niech sobie Ursula von der Leyen nie myśli, że poparcie dla niej było za darmo. Debiutująca w Parlamencie Europejskim Beata Mazurek stwierdziła w imieniu swojej partii: „Oczekujemy, że przyszła szefowa KE zadba o przestrzeganie zasad w PE wobec wszystkich krajów i odrzuci ideologię”. Pisała to jeszcze przed wyborem, ale zadanie postawiła nowej szefowej KE ambitne i tym razem o sukces może być trudniej. W Brukseli standardy parlamentarne z Polski się nie przyjęły i zasadniczo Ursula von der Leyen nie bardzo będzie mogła pilnować tego, co się dzieje w PE. To u nas poseł może pilnować, co się dzieje w organach konstytucyjnych, ale nie wszędzie działa demokracja à la PiS.
Pasmo sukcesów więc jest tak przytłaczające, że nic tylko czekać, aż dostaniemy dwóch unijnych komisarzy, co zresztą już pewien polityk sugerował. To byłoby coś. Wymagajmy od rządu programu „Komisarz plus”.