Zagrożenie ze strony Kremla jest większe, niż sądzono. Eksperci Pentagonu twierdzą, że nie da się wykluczyć konwencjonalnej wojny.
Z opublikowanej w niedzielę przez Pentagon liczącej ponad 150 stron białej księgi wynika, że Stany Zjednoczone nie doceniają skali zagrożenia, jakie stwarza Rosja. Dokument został przygotowany przez Dowództwo Połączonych Sztabów oraz zaangażowanych przez resort bezpartyjnych ekspertów.
Napisano w nim, że Kreml używa różnych propagandowych i dezinformacyjnych narzędzi, by wpłynąć na opinię publiczną w krajach Europy, środkowej Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej. Poza tym według Pentagonu zacieśnia się współpraca między Rosją a Chinami. Dotychczas te dwa mocarstwa były zaciekłymi konkurentami, mimo bycia teoretycznie po tej samej stronie ideologicznego podziału w czasie zimnej wojny. Chinom zależy na współdziałaniu przy osłabieniu Stanów Zjednoczonych chociażby ze względu na toczącą się między Pekinem a Waszyngtonem wojnę handlową.
„W dzisiejszych czasach, w warunkach globalizacji, próby wpływu na politykę wewnętrzną, działania paramilitarne i cyberterroryzm prawdopodobnie będą coraz bardziej powszechne. Takie działania długofalowo mogą zwiększyć ryzyko konfliktu zbrojnego” – napisał w raporcie admirał Jeffrey Czerewko, zastępca dyrektora ds. operacji globalnych w Dowództwie Połączonych Szefów Sztabów. Dokument bezpośrednio nie krytykuje Donalda Trumpa, ale zwraca uwagę, że prezydent – wbrew stanowisku swoich ministrów oraz przedstawicieli władzy ustawodawczej – z sympatią mówił o autorytarnych przywódcach, takich jak Władimir Putin czy Kim Dzong Un. Wypowiadał się też wielokrotnie krytycznie o NATO i Unii Europejskiej, ewidentnie wbrew interesom Stanów Zjednoczonych.
Portal Politico poprosił o zdanie w sprawie raportu ekspertów od rosyjskiej polityki. – Rosja atakuje zachodnie instytucje w sposób bardziej sprytny i dyskretny, niż ktokolwiek sądzi – stwierdziła w rozmowie z amerykańską redakcją Natalja Arno, prezes Fundacji Wolnej Rosji, antyputinowskiego think tanku z Waszyngtonu. Placówka ta niedawno skończyła prace nad autorskim badaniem rosyjskich wysiłków na rzecz osłabienia mechanizmów demokratycznych w krajach Zachodu. – Ataki mogą się wydawać subtelne, ale są tak samo niszczycielskie, jak bezpośredni wpływ na rządy – dodała Arno.
Autorzy raportu ubolewają nad brakiem jednolitego przekazu w Stanach Zjednoczonych, który wynika z braku porozumienia między agencjami wykonawczymi i Kongresem. – Teraz trzeba dokładnie przestudiować pentagonowski dokument, ale z wyciąganiem wniosków na poziomie politycznym może być kłopot. Podziały między partiami są głębokie i dotyczą także tego, czy Rosja miesza się do amerykańskiej wewnętrznej polityki czy nie – mówi DGP Dante Scala, politolog z University of New Hampshire. Naukowiec nawiązuje do tego, że część elektoratu Trumpa nie daje wiary, że Władimir Putin wpływał na opinię publiczną w czasie ostatniej prezydenckiej kampanii wyborczej, wyraźnie faworyzując Trumpa.
Miały temu służyć włamania na skrzynki mailowe najważniejszych pracowników sztabu jego kontrkandydatki Hillary Clinton w celu szukania kompromitujących ją treści. Za wiele kwitów nie znaleziono, ale ujawnienie przez rosyjskich hakerów korespondencji szefa kampanii kandydatki Johna Podesty z kierownictwem Komitetu Wykonawczego Partii Demokratycznej na temat osłabiania rywala Clinton w prawyborach, czyli senatora Berniego Sandersa, mocno naruszyło zaufanie Amerykanów do byłej szefowej dyplomacji i przyczyniło się do jej klęski.
– Chociażby w ten sposób Putin pośrednio pomógł Trumpowi, o czym mówi też raport specjalnego prokuratora Roberta Muellera na temat ingerencji Rosji w kampanię wyborczą. Republikanie nabierają wody w usta, nawet ci, którzy w poprzednich epokach widzieli w putinowskiej Rosji wroga – dodaje Scala. Zdaje się z tym zgadzać były prezydent, 95-letni Jimmy Carter, który w weekend zasugerował, że Donald Trump został prezydentem bezprawnie ze względu na machinacje Kremla. Sam gospodarz Białego Domu z dowodów w sprawie ingerencji Kremla regularnie kpi.
Ostateczna ocena zagrożenia zawarta w raporcie Departamentu Obrony USA to wyraźne ostrzeżenie dla przywódców Ameryki i innych krajów Zachodu. Przy założeniu najgorszego możliwego scenariusza istnieje ryzyko, że ostatecznie może dojść do konfliktu zbrojnego. Jednocześnie dokument podkreśla pilną potrzebę współpracy z Rosją w kluczowych kwestiach związanych z proliferacją broni nuklearnej, by wspólnie dążyć do zahamowania atomowych ambicji takich krajów, jak: Chiny, Indie, Iran, Korea Północna i Pakistan, które już posiadają bombę jądrową.