Powraca pomysł organizacji drugiego referendum. Nie znaczy to, że Brytyjczycy odwrócą podjętą w 2016 r. decyzję o wyjściu z Unii
Jak się okazuje, szczególną popularnością kolejny plebiscyt cieszy się w szeregach opozycyjnej Partii Pracy. Za organizacją drugiego referendum opowiedziało się 72 proc. laburzystów, którzy wzięli udział w badaniu postaw członków ugrupowania przeprowadzonym przez prof. Tima Collinsa z Uniwersytetu Królowej Marii w Londynie. Zgodnie z nim przeciw drugiemu referendum było 18 proc. z niewiele ponad tysiąca przebadanych laburzystów.
Co ciekawe, pomimo takich postaw wśród aktywu oficjalne stanowisko Partii Pracy nie wyklucza, ale też nie czyni drugiego referendum priorytetem. Lider laburzystów Jeremy Corbyn z pewnością jest świadomy, że szeregowi członkowie jego ugrupowania są większymi euroentuzjastami niż on sam (w 2016 r. głosował za wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej). Jednocześnie zna jednak wyborczą mapę Zjednoczonego Królestwa i wie, że wiele okręgów wyborczych, w których laburzyści tradycyjnie są bardzo silni, dwa lata temu zdecydowanie opowiedziało się za brexitem.
Po drugiej stronie politycznej barykady, czyli w Partii Konserwatywnej, poparcie dla drugiego referendum jest mniejsze. Wśród zwolenników tego rozwiązania jest m.in. minister pracy i polityki socjalnej Amber Rudd, która uważa, że kolejny plebiscyt powinien się odbyć, jeśli wynegocjowane przez premier Theresę May porozumienie wyjściowe zostanie odrzucone przez Izbę Gmin (głosowanie w tej sprawie ma się odbyć w przyszły wtorek). Poparcie dla kolejnego plebiscytu ogłosił za to wczoraj Chris Patten, były przewodniczący torysów, architekt ich zwycięstwa wyborczego w 1992 r. i ostatni, brytyjski gubernator Hong Kongu.
Przeciw drugiemu referendum konsekwentnie jest premier Theresa May. Jeszcze w niedzielę mówiła, że organizacja kolejnego plebiscytu byłaby wyrazem „braku szacunku” wobec wszystkich wyborców, którzy pofatygowali się do urn w 2016 r. W związku z tym plan szefowej brytyjskiego rządu pozostaje niezmienny: brexit na warunkach wynegocjowanych z Unią Europejską w porozumieniu wyjściowym, chociaż brytyjski dziennik „The Times” donosił w połowie grudnia, że kilku jej najbliższych współpracowników rozpoczęło „awaryjne” przygotowania do organizacji drugiego referendum.
Od czego zależy, czy na Wyspach dojdzie do kolejnego plebiscytu? Przede wszystkim od woli politycznej. Decyzja o organizacji referendum należy bowiem do Izby Gmin, która musiałaby przyjąć w związku z tym specjalną ustawę. Na chwilę obecną nie wiadomo jednak nawet, o co właściwie zapytać Brytyjczyków, bo wśród orędowników plebiscytu nie ma zgody co do przedmiotu referendum. Niektórzy chcieliby, żeby znalazło się tam pytanie o dalsze członkostwo w Unii Europejskiej – inni uważają, że miałoby się ono odnosić wyłącznie do tego, jakiego brexitu chcą sami Brytyjczycy (czy w wariancie proponowanym przez premier May, czy miałby to być twardy brexit).
Wygląda bowiem na to, że brytyjska opinia publiczna nieco zmieniła zdanie w sprawie brexitu. W weekend na Wyspach opublikowano sondaż przeprowadzony na pokaźnej grupie 25 tys. osób (zazwyczaj w badaniach publicznych poprzestaje się na około tysiącu). 46 proc. ankietowanych odpowiedziało w nim, że wolałoby, aby Wielka Brytania pozostała członkiem Unii – wobec 39 proc., którzy woleliby opuścić Wspólnotę. Pozostali badani nie mieli zdania, nie wzięliby udziału w plebiscycie bądź odmówili odpowiedzi na pytanie; po ich usunięciu z próby głosy rozkładają się 54–26 na korzyść członkostwa. W 2016 r. te proporcje wynosiły 52 do 48 na rzecz brexitu.
Na razie premier May (i jej przeciwnicy) szykują się do przyszłotygodniowego głosowania w Izbie Gmin nad porozumieniem wyjściowym. Szefowa brytyjskiego rządu podczas przerwy świątecznej prowadziła rozmowy m.in. z Angelą Merkel w sprawie delikatnych ustępstw, jakich mogłaby jeszcze dokonać strona unijna na rzecz Wielkiej Brytanii. Dzisiaj w tej sprawie w Dublinie będzie rozmawiał niemiecki szef dyplomacji Heiko Maas z premierem Irlandii Leo Varadkarem.
May jest bowiem przekonana, że doprecyzowanie niektórych zapisów deklaracji politycznej (niewiążącego dokumentu towarzyszącego porozumieniu wyjściowemu, który wyznacza ramy przyszłego traktatu o stosunkach między Wielką Brytanią i Unią Europejską) pozwoli skruszyć szeregi przeciwników jej wariantu brexitowego na tyle, że uda się go przepchnąć w przyszłym tygodniu przez Izbę Gmin. ©℗