Czy Berlin będzie kontynuował kurs na przeczekanie i osłabianie polskiego rządu, czy zaakceptuje rzeczywistość i przystąpi do partnerskiej współpracy?
GazetaPrawna.pl
Na 2 listopada br. zapowiedziane są międzyrządowe konsultacje polsko-niemieckie w Warszawie. Poprzednie miały miejsce w czerwcu 2016 r. w Berlinie. Tamto spotkanie miało charakter zapoznawczy. Po ośmiu latach rządów koalicji PO-PSL strona niemiecka chciała rozpoznać zamiary nowego rządu polskiego – czy będzie to partner czy rywal? Strona polska starała się zaprezentować partnerską postawę, jasno definiując nasze interesy, domagając się uwzględnienia ich w relacjach bilateralnych, regionalnych i europejskich. Podkreślaliśmy silne więzi gospodarcze. Na przykład to, iż obroty w handlu niemiecko-polskim przewyższają relacje gospodarcze niemiecko-rosyjskie i stąd powinny przekładać się na nasze bardziej partnerskie stosunki. Zaproponowaliśmy tak rozumianą współpracę w realizacji interesów obu stron. Po trzech latach można stwierdzić, że strona niemiecka nie zaakceptowała tak sformułowanej oferty. Berlinowi nadal się marzy, aby w naszych relacjach było, jak było.
Przez trzy lata byliśmy świadkami bezprecedensowego ataku niemieckich mediów na polski rząd. Nie był to efekt wolności i pluralizmu mediów niemieckich.
Przez ten czas wysłuchiwaliśmy wielu negatywnych komentarzy, a nawet gróźb niemieckich polityków pod naszym adresem. Można wspomnieć o ekscesach Martina Schulza czy zapowiedziach komisarza Günthera Oettingera połączenia dopłat unijnych z przestrzeganiem praworządności. Byli i tacy, którzy otwarcie domagali się nałożenia sankcji gospodarczych na Polskę, jak Volker Kauder, szef frakcji CDU w Bundestagu, czy Hans Reul, szef frakcji CDU w europarlamencie. Inni grozili karami za rzekomy brak solidarności z imigrantami. Nie dostrzegali, ilu imigrantów przyjęliśmy z Ukrainy. Jeszcze inni lekceważyli nasze poczucie bezpieczeństwa w świetle narastającego imperializmu rosyjskiego i otwarcie kwestionowali rozmieszczenie wojsk NATO na flance wschodniej, a nawet ćwiczenia wojskowe na wypadek konfliktu ze wschodnim sąsiadem.
Skrajnie lekceważącym, antypolskim działaniem było osobiste zachowanie kanclerz Angeli Merkel w sprawie przedłużenia mandatu Donalda Tuska w Radzie Europejskiej. Jeszcze przed rozpoczęciem jakiejkolwiek procedury Merkel ogłosiła w Bundestagu, że Tusk pozostanie na stanowisku. Opozycja może szydzić, iż polski rząd przegrał 27 do 1. W rzeczywistości to Merkel pokazała Europie wynik 1 do 27! Pokazała, kto i o czym decyduje w Europie.
Sposób, w jaki potraktowano ostatnio naszego prezydenta w Berlinie, świadczy, że władze niemieckie przyjęły kiedyś do wiadomości, de iure, istnienie rządu Zjednoczonej Prawicy, ale de facto nie uznały go za partnera, a nawet przyłączyły się do działań nieprzyjaznych wobec Warszawy. I to jest kluczowa sprawa do rozstrzygnięcia w nadchodzących konsultacjach międzyrządowych. Czy Berlin będzie kontynuował kurs na przeczekanie i osłabianie polskiego rządu, czy zaakceptuje rzeczywistość i przystąpi do partnerskiej współpracy w rozwiązywaniu problemów bilateralnych, regionalnych, europejskich, transatlantyckich i z partnerami zewnętrznymi?

Problemy bilateralne

Istnieje spora lista spraw nierozwiązanych z powodu niechęci strony niemieckiej. To sprawa statusu Polaków w Niemczech, uznania ich za mniejszość w świetle prawa i przyznania stosownych prerogatyw oraz subwencji. To kwestia podejścia niemieckich urzędów do dzieci polskich i dzieci z rodzin mieszanych. To sprawa rozliczeń wojennych, reparacji, ale i też rzeczy tak oczywistych jak zwrot zagrabionych artefaktów. To zagadnienia współpracy gospodarczej, statusu naszych przedsiębiorców i pracowników delegowanych, dyskryminacyjnych i monopolistycznych praktyk wobec naszych firm. To też kwestia sprzedaży na naszym rynku towarów odbiegających składem i jakością od tych kierowanych na rynek niemiecki. I wreszcie – regulacji rynku medialnego w Polsce.

Problemy regionalne

Do wyjaśnienia jest kwestia statusu państw naszego regionu w relacjach z Niemcami oraz w instytucjach międzynarodowych, do których wspólnie należymy. Nie ma tu zgody na wasalizację czy klientelizm wobec Berlina. Mamy prawo rozwijać nasz region, zarówno jego infrastrukturę polityczną, jak i gospodarczą do poziomu Europy Zachodniej. Temu m.in. służy inicjatywa Trójmorza.
Wypada wreszcie uzyskać wiążące stanowisko Berlina w sprawie dalszego istnienia i funkcjonowania Trójkąta Weimarskiego. W 2016 r. z nadzieją uczestniczyłem w Weimarze w obchodach 25-lecia istnienia tej instytucji. Z ufnością przedstawiałem plany utrzymania i rozwoju tej regionalnej organizacji. Jednak Niemcy chętniej wchodzą w egzotyczne konfiguracje z innymi państwami dla rozwiązywania problemów Iranu, Ukrainy czy ostatnio Syrii niż z bezpośrednim sąsiadem, żywotnie zainteresowanym i zdeterminowanym do poszukiwania trwałych europejskich rozwiązań.
Mamy też obowiązek dbania o bezpieczeństwo naszego regionu – militarne, ekonomiczne, energetyczne. Nie może być w Unii Europejskiej i NATO rożnych stref bezpieczeństwa, stref buforowych czy rozwiązań o charakterze kondominium. Nie można rozstrzygać problemów bezpieczeństwa regionu kosztem interesów państw regionu. W tym miejscu staje sprawa Nord Stream 2, budowy gazociągu z piekła rodem, który przyczyni się do nasilenia w Unii różnic interesów energetycznych.

Problemy europejskie

W ostatnich trzech latach wielokrotnie i na licznych forach przedstawialiśmy nasz pogląd na rozwój i reformę UE. Jesteśmy za pragmatycznymi rozwiązaniami politycznymi i ekonomicznymi, które utrzymają Unię w całości, opartą na czterech swobodach traktatowych. Wspólnotę koncentrującą się na wzroście gospodarczym i podnoszeniu stopy życiowej obywateli europejskich. Opowiadamy się za Unią zrównoważonych instytucji, nieprzekraczających swoich kompetencji zdefiniowanych w traktatach. Za Unią szanującą status państw członkowskich, kulturę i wartości narodowe. Jesteśmy jednak przeciw wszelkim utopiom polityczno-ideologicznym zarówno w kwestiach ustroju UE, prawa, jak i społeczno-obyczajowych.
W czasie konsultacji ze stroną niemiecką warto uzyskać wreszcie odpowiedź na pytanie, na rzecz jakiej Unii pracują Niemcy w Berlinie i urzędnicy niemieccy w instytucjach europejskich. Są za jedną czy za podzieloną Wspólnotą? Za taką, która posiada jeden aparat administracyjny, budżet itd., czy za instytucją wielopłaszczyznową, wielowektorową, wielu prędkości? Warto w tym kontekście pytać o refleksje na temat brexitu. Mamy uzasadnione podejrzenia, iż zarówno w Brukseli, jak i w kilku ważnych stolicach europejskich nie dostrzeżono prawdziwych przyczyn niezadowolenia Brytyjczyków z obecności w Unii.
Do wyjaśnienia jest problem mechanizmu decyzyjnego w UE. Czy decyzje będą podejmowane i realizowane przez stworzone instytucje i stanowiska, Komisję, Radę, Europejską Służbę Działań Zewnętrznych, czy przez nieformalne trojki i formaty normandzkie, mińskie itd.? Czy wreszcie w gremiach decyzyjnych Unii znajdzie się proporcjonalna kadra urzędnicza reprezentująca nasz region?
Kluczową sprawą jest wyjaśnienie, czy organy Unii będą podejmowały decyzje z proporcjonalnym uwzględnieniem interesów państw członkowskich czy pod dyktando największych państw europejskich? Dotyczy to zarówno spraw ekonomicznych, energetycznych, klimatycznych, ekologicznych, jak i tych z obszaru bezpieczeństwa. Decyzje dotyczące miksu energetycznego czy poziomu emisji dwutlenku węgla zostały podjęte z pogwałceniem interesów nowych członków, bez uwzględnienia kosztów transformacji ekonomicznej sprzed 30 lat. Te zaś dotyczące stałej współpracy strukturalnej (PESCO) – wbrew logice w sferze bezpieczeństwa militarnego. Jak racjonalnie można wytłumaczyć plany tworzenia odrębnej struktury obronnej przez państwa, które nie mogą wypełnić zobowiązań finansowych i wojskowych w ramach NATO? Oczywiście stoi za tym jedynie interes gospodarczy kilku europejskich koncernów zbrojeniowych, a nie rzeczywiste dążenie do obrony Europy. O problemach współpracy transatlantyckiej z administracją prezydenta Donalda Trumpa oraz niemieckiej słabości do Władimira Putina pisałem już w poprzednich komentarzach.
Nie jest to wyczerpująca lista spraw, które warto podjąć w konsultacjach z rządem niemieckim. To lista przykładowych i palących problemów. Na szczerą i odrębną rozmowę zasługuje kwestia niemieckiej postawy wobec nieuzasadnionych zarzutów Komisji odnośnie do naszej reformy wymiaru sprawiedliwości. Muszą wiedzieć, że przyjęliśmy częściowo ich rozwiązania. I że ich własny Trybunał Konstytucyjny potwierdził dekadę temu, iż sprawy wymiaru sprawiedliwości należą do kompetencji państw członkowskich, a nie instytucji europejskich.
Ta przykładowa lista problemów nie jest pozwem rozwodowym ani tym bardziej casus belli w naszych relacjach. To zwykły protokół rozbieżności. Będąc sąsiadami z ponad tysiącletnią historią, jesteśmy skazani na układanie sobie relacji. Zamieńmy Hassliebe na partnerską, pragmatyczną współpracę przynoszącą proporcjonalne zyski obu stronom, z korzyścią dla całej Europy. Do tego tanga trzeba jednak dwojga, czyli pragmatycznego podejścia strony niemieckiej do wspomnianej wyżej listy problemów.
Hassliebe niem. gwałtowne uczucie, w którym miłość miesza się z nienawiścią