Każde porozumienie legalizujące aneksję Krymu będzie katastrofą dla państw, które boją się Rosji.



Władimir Putin ustawił Donalda Trumpa w roli petenta jeszcze w trakcie dogrywania szczegółów zaplanowanego na dziś spotkania w Helsinkach. – Z przykrością muszę powiedzieć, że stosunki rosyjsko-amerykańskie są w nie najlepszej kondycji. Sądzę, że w dużej mierze to rezultat ostrego sporu wewnętrznego w USA – komentował po rozmowach z wysłannikiem prezydenta USA Johnem Boltonem.
Kreujący się na twardego negocjatora Trump nie zareagował na zaczepny ton. Zamiast tego zrewanżował się miłymi dla Kremla i „śliskimi” – jak to określili komentatorzy w USA – deklaracjami na temat przyszłości Krymu. – Zobaczymy. Zamierzam z nim mówić o wszystkim – odpowiedział na pytanie reporterów o przyszłość półwyspu. – [Rosjanie – red.] Wydali dużo pieniędzy na odbudowę tego [Krymu – red.] – dodał Trump, sugerując równocześnie, że błędem administracji Baracka Obamy było wykluczenie Rosji z grupy G8 po tym, jak złamała prawo międzynarodowe, anektując półwysep.
– W ten sposób Trump zasugerował jedynie, co może dać Putinowi, ale nie to, co od niego może dostać – komentował specjalizujący się w polityce wschodniej i doradzający władzom w Kijowie Anders Åslund na łamach serwisu UkraineAlert wydawanego przez ośrodek analityczny Atlantic Council.
Prezydent USA przed spotkaniem w Helsinkach powtarza taktykę z Singapuru, gdzie w połowie czerwca spotkał się z Kim Dzong Unem. Wobec Rosji budowana jest podobna narracja. Komplementy mieszają się z niejasnymi komunikatami. Wielkie oczekiwania pacyfikowane są dwuznacznymi deklaracjami. Efektem tej dyplomatycznej sinusoidy w przypadku Korei Północnej jest porozumienie, które niemal natychmiast zostało podważone przez Kim Dzong Una doniesieniami amerykańskiego wywiadu o tym, że Pjongjang nadal dysponuje siecią tajnych ośrodków, w których wzbogacany jest uran. Z Rosją może być podobnie – Trump zostanie w Helsinkach ograny.
Z naszego punktu widzenia strategiczne znaczenie ma targ w sprawie Krymu. Na razie stanowisko Departamentu Stanu pozostaje bez zmian. – Krym jest częścią Ukrainy i nasze sankcje pozostają bez zmian do czasu przekazania przez Rosję kontroli nad półwyspem Ukraińcom – deklaruje resort dyplomacji USA. Według Åslunda Trump, przekonując, że „Krym jest rosyjski, bo mieszkają na nim Rosjanie”, zeruje wiarygodność systemu sankcji. – Szczyt w Helsinkach może okazać się Jałtą II – komentował. – Sugerując, że USA mogą obejść Ukrainę w negocjacjach o statusie Krymu, Trump podważa podstawy ładu międzynarodowego: suwerenność i integralność terytorialną państw. Takie oświadczenia są niebezpieczne i nieodpowiedzialne – dodawał były wysoki rangą urzędnik Departamentu Obrony USA Michael Carpenter.
Eksperci Atlantic Council obawiają się, że po spotkaniu w Helsinkach powtórzony zostanie scenariusz, który Stany Zjednoczone zastosowały podczas zimnej wojny wobec państw bałtyckich. Formalnie Waszyngton nie uznawał sowieckiej okupacji Litwy, Łotwy i Estonii. Ale nie robił nic, by zmienić ich status. W zamian za „bałtycki wariant” na Krymie i lobbing administracji Trumpa na rzecz zniesienia sankcji wobec Rosji, USA mogą zażądać od Putina wycofania poparcia dla separatystów na Donbasie i gwarancji powstrzymania się od użycia siły w polityce na terenie byłego ZSRR.
Każdy z tych wariantów z polskiej perspektywy jest niekorzystny. Od przejęcia władzy przez Prawo i Sprawiedliwość Warszawa lansuje doktrynę prymatu prawa międzynarodowego nad polityką faktów dokonanych. Jest ona promowana m.in. na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ, w której tymczasowo zasiada Polska. Jak mówił w wywiadzie dla DGP szef gabinetu politycznego prezydenta Andrzeja Dudy Krzysztof Szczerski, prawo międzynarodowe jest narzędziem obrony interesów państw średniej wielkości i małych przed zakusami dużych graczy. – Nie ma pokoju bez prawa. Prawo międzynarodowe pozostaje najsilniejszym narzędziem dla cywilizowanych narodów, aby zapewnić długotrwały pokój. Pokój oparty na zaufaniu i wzajemnie respektowanych normach i wartościach – mówił podczas debaty wysokiego szczebla w ONZ w maju w Nowym Jorku Andrzej Duda.
Porozumienie, w którym w dorozumiany sposób uznana zostałaby aneksja Krymu, oznaczałoby, że każdy wariant faktów dokonanych stworzonych przez Władimira Putina można zalegalizować. Pozorne byłyby również gwarancje Rosji powstrzymania się od stosowania siły na terenie byłego ZSRR. Zarówno anschluss ukraińskiego półwyspu, jak i separatyzm w Donbasie formalnie nie były przecież wypowiedzeniem wojny. Rosja nie przyznawała się do zielonych ludzików i nadal nie przyznaje się do wspierania rebeliantów z Ługańska i Doniecka. Można ze stuprocentową pewnością założyć, że nie potwierdziłaby również swojej obecności w przesmyku suwalskim.