Prezydentowi towarzyszą podczas weekendu żona Melania Trump, ich syn Barron, oraz rodzice Melanii: Viktor i Amalija Knavsowie.

Od objęcia prezydentury 20 stycznia, Trump spędzał weekendy w Waszyngtonie, swojej posiadłości w stanie New Jersey, albo - najchętniej - w rezydencji Mar-a-Lago w Palm Beach na Florydzie, która nawet została przez to nazwana "zimowym Białym Domem". Tam przyjął przywódców Chin i Japonii.

Krytycy wytykali prezydentowi, że przeloty "pierwszej rodziny USA" na pokładzie Air Force One z Waszyngtonu na Florydę kosztują ogromne pieniądze, a Secret Service musi włożyć wiele wysiłku w to, by zapewnić bezpieczeństwo Trumpowi i jego rodzinie.

Tymczasem posiadłość Camp David jest oddalona o zaledwie 20 minut lotu śmigłowcem od Białego Domu, jest izolowana w górach Catoctin stanu Maryland, więc łatwa do zabezpieczenia, i posiada wszelkie udogodnienia, by prezydent mógł stamtąd sprawować władzę.

AP powątpiewa, czy znany z zamiłowania do luksusu Trump podda się wiejskiemu urokowi rezydencji - tak jak niektórzy z jego poprzedników: Richard Nixon, Ronald Reagan czy George Bush. "Camp David jest bardzo rustykalne - powiedział niegdyś zagranicznym dziennikarzom. - Wiecie, jak długo może to się podobać? Jakieś 30 minut".

Camp David jest wiejską siedzibą prezydentów USA od lat 40. XX wieku. W swojej historii była nie tylko miejscem wypoczynku. To tam Franklin D. Roosevelt spotkał się w 1943 r. z brytyjskim premierem Winstonem Churchillem, by omawiać plany walki z hitlerowskimi Niemcami. Za Jimmy'ego Cartera w 1978 r. wynegocjowano tam porozumienie pokojowe między Izraelem a Egiptem.

Rządowa posiadłość liczy ponad 50 hektarów. Znajduje się tam pawilon prezydencki oraz kilkanaście mniejszych domów dla innych gości. Rozrywkę zapewniają korty do tenisa, ogrzewany basen, tor do kręgli i sala kinowa. Za całoroczną ochronę odpowiada piechota morska (marines). (PAP)