Jeśli Stany Zjednoczone mają być znowu wielkie, muszą być silne na arenie międzynarodowej; to nie jest dobra wiadomość dla Rosji, a może być dobra dla Polski - mówi PAP politolog dr Bartłomiej Zapała.

"Wzrost międzynarodowego napięcia na Dalekim Wschodzie nie przekłada się bezpośrednio na to, co dzieje się w Europie Środkowo-Wschodniej, choć może być kolejnym przyczynkiem do tego, by uwaga Amerykanów przesuwała się w stronę Pacyfiku, z czym mamy do czynienia od wielu lat" - ocenia Zapała.

Według niego "mamy do czynienia z rozgrywką na bardzo wysokim poziomie, w której, oprócz Donalda Trumpa i prezydenta Chin, uczestniczy także prezydent Rosji".

"W tym kontekście bardziej dla Polski ważne było to, co wydarzyło się w Syrii, czyli decyzja o bombardowaniu pociskami rakietowymi terytorium syryjskiego po gazowym ataku na ludność cywilną" - uważa dr Zapała.

"To był sygnał wysłany przede wszystkim do Władimira Putina, że Donald Trump będzie i chce być silnym przywódcą, z którym Rosjanie muszą się liczyć. Takie sygnały były wysyłane także podczas rozmowy Donalda Trumpa z sekretarzem generalnym NATO Jensem Stoltenbergiem, kiedy mówił, że nie uważa już, że NATO jest przestarzałe" - podkreśla ekspert.

"Rosjanie muszą bardziej poważnie brać Amerykanów, te nadzieje, które wiązano z wyborem Donalda Trumpa - Rosjanie wpływali na ten wynik wyborów, to jest właściwie już oczywiste - mogą się okazać płonne" - ocenia dr Zapała.

"Trump startował do tej prezydentury chcąc być silnym przywódcą, obiecał Amerykanom działania dotyczące poprawy ich sytuacji wewnętrznej. Ale jeśli Ameryka ma być znowu wielka, musi być silna na arenie międzynarodowej, a to nie są dobre wiadomości dla Rosji, a mogą to być - jeśli ten nasz sojusz będzie podtrzymany i Amerykanie będą chcieli być mocno zaangażowani w Europie - dobre wiadomości dla Polski" - mówi ekspert.