Liderzy państw unijnych przyjęli w Rzymie deklarację co do kursu, jaki Wspólnota powinna obrać w najbliższych latach. Szefowie rządów państw UE złożyli pod nią podpis w Pałacu Konserwatorów na rzymskim Wzgórzu Kapitolińskim, w tym samym pomieszczeniu – w sali Horacjuszy i Kuriacjuszy – w którym 25 marca 1957 r. zawarto dwa traktaty uznawane za początek Unii Europejskiej w obecnym kształcie: powołujący do życia Europejską Wspólnotę Gospodarczą oraz Europejską Wspólnotę Energii Atomowej.
Deklaracja rzymska to trzy strony tekstu. Dokument wymienia cztery obszary, które zdaniem przywódców są kluczowe dla powodzenia europejskiego projektu. Są to: bezpieczeństwo; stabilna i rozwijająca się gospodarka; większy nacisk na kwestie socjalne oraz silniejsza pozycja Europy na arenie światowej.
Szefowie rządów państw UE złożyli pod nią podpis w sobotę przed południem w Pałacu Konserwatorów na rzymskim Wzgórzu Kapitolińskim, w tym samym pomieszczeniu – w sali Horacjuszy i Kuriacjuszy – w którym 25 marca 1957 r. zawarto dwa traktaty uznawane za początek Unii Europejskiej w obecnym kształcie: powołujący do życia Europejską Wspólnotę Gospodarczą oraz Europejską Wspólnotę Energii Atomowej.
Warszawa zadowolona
Nowy dokument podkreśla historyczne znaczenie europejskiego projektu („sześćdziesiąt lat temu, doświadczeni tragedią dwóch wojen światowych, postanowiliśmy stworzyć silną więź i odbudować kontynent z popiołów”), mówi o „bezprecedensowych” wyzwaniach dla Wspólnoty zarówno w wymiarze globalnym, jak i wewnętrznym („konflikty regionalne, terroryzm, rosnąca presja migracyjna, protekcjonizm oraz nierówności społeczno-ekonomiczne”), a także uznaje współdziałanie w ramach UE za najlepszy sposób stawienia im czoła („pojedynczo zostalibyśmy zmarginalizowani przez globalną dynamikę”).
Na kilka dni przed sobotnimi uroczystościami premier Beata Szydło przedstawiła listę postulatów, które zdaniem rządu powinny znaleźć się w ostatecznej wersji deklaracji. Były to zapisy o jedności UE, współpracy z NATO, wzmocnieniu roli parlamentów narodowych oraz poszanowaniu zasad wspólnego rynku. Szefowa rządu zagroziła jednocześnie, że jeśli postulaty nie zostaną spełnione, Polska deklaracji nie podpisze. Byłoby to wydarzenie bez precedensu, bowiem tego typu deklaracje co do zasady przyjmowane są jednogłośnie.
W sobotę premier nie kryła zadowolenia, oznajmiając, że wszystkie postulaty Warszawy zostały spełnione. – Dla Polski najważniejsze jest to, że została potwierdzona jedność Unii Europejskiej, że potwierdzono wolę wśród wszystkich państw członkowskich do tego, abyśmy razem, wspólnie budowali naszą przyszłość – mówiła Beata Szydło. Ostatecznie do deklaracji trafił zapis, że państwa UE podążają we wspólnym celu, ale w różnym tempie i z różnym nasileniem. W dokumencie znalazło się również zastrzeżenie, że unijne regulacje w zakresie polityki społecznej mają być tworzone z „jednoczesnym podtrzymaniem integralności rynku wewnętrznego” – co ma znaczenie w przypadku sporu o kształt dyrektywy o pracownikach delegowanych.
Wicemarszałek Senatu Adam Bielan w sobotę rano na antenie radia RMF FM nazwał ostateczną treść deklaracji „dużym sukcesem negocjacyjnym pani premier i ministrów”.
Zdaniem części polityków jednak deklaracja Szydło z połowy ubiegłego tygodnia to była burza w szklance wody, bo „prawdopodobnie wszystko już jest dawno uzgodnione i pani premier robi to tylko po to, żeby udawać, że z Rzymu przywiozła wielki sukces”. Tak mówił Rafał Trzaskowski z PO.
Teraz czas na debatę
Chociaż deklaracja rzymska nie zawiera propozycji konkretnych rozwiązań, to treść dokumentu daje wskazówki co do kierunków działań, jakich można się spodziewać w przyszłości.
Współpraca w zakresie bezpieczeństwa oznacza m.in. zapowiedź stworzenia wspólnej polityki migracyjnej. „Prace na rzecz dokończenia budowy unii gospodarczej i walutowej” oznaczają pewnie dokończenie pokryzysowych reform w strefie euro, w tym tworzenia unii bankowej i unii rynków kapitałowych.
W dokumencie pada również stwierdzenie, że Unia chce więcej robić na rzecz stabilności w bliskim sąsiedztwie, w tym w Afryce Północnej – co pociąga za sobą większe środki na pomoc rozwojową. Mocno podkreślona jest waga kwestii socjalnych, co z pewnością jest spuścizną po kilku latach pokryzysowej polityki oszczędności. Mowa jest także o „stworzeniu bardziej zintegrowanego przemysłu obronnego”. Warto zauważyć, że żaden z tych kierunków nie jest nowy; wiele z nich funkcjonuje w debacie już od jakiegoś czasu, a część była omawiana już w deklaracji bratysławskiej z września ub.r.
W jaki sposób deklaracja wpisuje się w debatę na temat przyszłości Unii Europejskiej? Jej przyjęcie oznacza, że w tej kwestii wypowiedziały się już wszystkie najważniejsze instytucje unijne. W lutym kilka niezobowiązujących rezolucji dotyczących kierunku zmian we Wspólnocie w nadchodzących latach przyjął Parlament Europejski. W marcu Komisja Europejska przedstawiła białą księgę, która zawiera pięć scenariuszy dalszego rozwoju UE. Teraz ogólne ramy kierunku zmian przedstawiła Rada Europejska. To oznacza, że debata na temat konkretnych rozwiązań jest jeszcze przed nami. Ważnym głosem tutaj będą kolejne dokumenty, które w nadchodzących miesiącach ma opublikować Komisja Europejska, a które będą dotyczyć konkretnych sfer współpracy: obronności, spraw socjalnych, unii walutowej itd.
My, czyli nie naród
W porównaniu z deklaracją przyjętą dekadę temu w Berlinie z okazji 50. rocznicy podpisania traktatów rzymskich dokument podpisany w sobotę przez przywódców UE jest znacznie bardziej przyziemny. Berlińską deklarację przywódcy Wspólnoty składali niejako w imieniu mieszkańców Unii, stąd użyta w dokumencie forma „my” („My, obywatele Unii Europejskiej jesteśmy zjednoczeni – ku naszej radości”) odnosi się do obywateli Wspólnoty.
„My” w Deklaracji rzymskiej oznacza szefów 27 rządów państw Unii. Różnica w tonie nie oznacza jednak różnicy w przekazie. O ile dokument z Berlina jest znacznie uboższy, jeśli idzie o wyliczanie wspólnych obszarów współpracy na przyszłość, o tyle obydwie deklaracje podkreślają znaczenie bezpieczeństwa, a także budowy konkurencyjnych gospodarek z silnym filarem społecznym. Obydwa dokumenty kończą się w ten sam sposób, stwierdzeniem: „Europa to nasza wspólna przyszłość”.