Szczyt UE w Rzymie odbywał się w atmosferze kryzysu i na kilka dni przed uruchomieniem przez W. Brytanię procedury Brexitu, ale i tak była to okazja do przypomnienia, że Unia Europejska nadal ma wiele powodów do świętowania - ocenia w weekend niemiecka prasa.

"Brexit to najbardziej oczywisty dowód na to, że UE znajduje się w głębokim kryzysie. Lista innych symptomów jest długa: jedni narzekają na załamanie się obowiązujących unijnych reguł, inni na rzekomo postępującą centralizację, a jeszcze inni na władzę brukselskich biurokratów i europejskich elit, które zbytnio oddaliły się od zwykłych obywateli. Niemal w całej UE zdobywa się głosy dzięki antyunijnym argumentom" - zauważa "Frankfurter Allgemeine Zeitung".

Argumenty te pokazują, że 60 lat od powstania swojej poprzedniczki, Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, "UE daleka jest od "coraz ściślejszej unii", wymarzonej przez wielu unijnych polityków od czasu Traktatu z Maastricht", który wszedł w życie w 1993 roku - ocenia "FAZ".

Jak podkreśla dziennik, "państwo narodowe w najbliższym czasie nie straci roli najważniejszego punktu odniesienia dla polityki - czy nam się to podoba, czy nie". "Paradoksalnie właśnie dlatego jest tak ważne, by UE trzymała się bez żadnego "ale" wyznaczonych przed 60 laty zasad. O ich ogromnej sile stanowiło otwarcie rynków, znoszenie ceł na wspólnym rynku oraz przywiązanie podmiotów gospodarczych do zasad konkurencji" - dodaje.

W ocenie "FAZ" biała księga o dalszych scenariuszach rozwoju UE, przedstawiona przez szefa Komisji Europejskiej Jean-Claude'a Junckera, oraz "bardzo ogólnikowa" Deklaracja Rzymska "rozpoczynają debatę o przyszłości UE". Tej debaty nie należy szybko dusić w zarodku; pozytywne jest samo to, że trwa - podkreśla gazeta.

Podczas szczytu w Rzymie "chodziło - przy całej krytyce istniejącej UE - o szerszą perspektywę". "W 1957 roku europejska integracja rozpoczęła się "jako marzenie nielicznych i stała się nadzieją wielu", jak to dość patetycznie określono w Deklaracji Rzymskiej. Owszem, jak najbardziej jest co świętować" - konkluduje "FAZ".

Także "Sueddeutsche Zeitung" pisze, że choć "jubileuszowemu szczytowi towarzyszy atmosfera kryzysu", to i tak "istnieje dość powodów do świętowania, a zwolennicy (integracji europejskiej - PAP) zaczynają bronić się przed atakami nacjonalistów", np. zrzeszając się w ruchach takich jak Pulse of Europe. Głównym zadaniem szczytu w Wiecznym Mieście było "podniesienie morale po referendum w sprawie Brexitu, a także po latach sporów o rozdział uchodźców i o ratowanie euro" - ocenia.

Jak zauważa "SZ", przywódcy państw UE reprezentowali w Rzymie "całkiem inną Europę niż ojcowie założyciele, zamiast sześciu państw jest ich 28 (po Brexicie 27), zamiast 200 milionów obywateli - pół miliarda".

"UE to największy na świecie wspólny obszar gospodarczy i wzór dla wielu (...). Coraz więcej podobieństw pojawia się także w dziedzinach takich jak polityka wewnętrzna, sądownictwo, polityka zagraniczna i obronność. Obywatele UE mogą w niej swobodnie podróżować, studiować, osiedlać, inwestować i handlować. Z wojennych przeciwników narodzili się przyjaciele, pokój wydaje się pewny" - pisze gazeta.

Mimo to - zauważa - "UE przestała być samograjem (...), wielu kwestionuje - a niektórzy zwalczają - to, co dzieje się w Brukseli. Zmalał strach przed wojną, dobrobyt nie rośnie już tak szybko jak kiedyś, globalizacja budzi obawy. Państwa narodowe nie chcą oddawać więcej ze swej suwerenności. Rozbieżności przy 28 krajach są większe niż przy sześciu".

Tygodnik "Der Spiegel" w wydaniu internetowym podkreśla, że podczas rzymskiego szczytu chodziło "nie tylko o świętowanie, lecz przede wszystkim o to, by zapobiec rozpadowi UE".

"Ponieważ Europa wielu prędkości miała odegrać rolę w uroczystej Deklaracji Rzymskiej, wcześniej prawie doszło do skandalu, bo Polska zagroziła niepodpisaniem dokumentu z obawy, że zostanie pozostawiona w tyle. Z tego powodu przy odpowiednim zapisie majstrowano tak długo, aż praktycznie stał się niezrozumiały" - zauważa "Spiegel". Jednak w ocenie gazety "przesłanie to i tak zostało zauważone".