Politycy, którzy w niedzielę dyskutowali na temat znaczenia podpisanej dzień wcześniej Deklaracji Rzymskiej, zgodzili się, że dokument ma znaczenie, bo w przyszłości można się będzie do niego odwoływać w debacie nad kształtem Unii Europejskiej.

Według wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego, gościa TVN24, takie dokumenty jak Deklaracja Rzymska mają znaczenie, ponieważ później - dyskutując na temat przyszłości Unii Europejskiej - państwa będą mogły powołać się na ich treść. Zaznaczył, że dziś "podstawowe pytanie nie brzmi: "czy my będziemy w Unii Europejskiej?", bo wszyscy chcemy być w Unii Europejskiej, tylko "w jakiej Unii Europejskiej?"".

Dyrektor prezydenckiego biura prasowego Marek Magierowski ocenił, że "tego typu deklaracje - nawet jeżeli na pierwszy rzut oka wydają się jałowe i pozbawione esencji - to są ważnym elementem w polityce międzynarodowej, bo właśnie można się do nich odwoływać". "To, że zostały zawarte w tej deklaracji polskie postulaty, to jest niewątpliwie sukces" - ocenił w TVN24. Jego zdaniem w deklaracji są frazy istotne z polskiego punktu widzenia, "mówiące między innymi o bezpieczeństwie Europy". Jego zdaniem w ostatnich latach zapominano o takich zapisach "tworząc właśnie bardzo górnolotne, różowe wizje tego, jak Europa będzie się rozwijała. Tymczasem te tendencje, które widzimy dzisiaj w niektórych przynajmniej krajach europejskich: wzrost popularności partii radykalnych, populistycznych, eurosceptycznych właśnie wynika z faktu w dużej mierze, iż społeczeństwa Europy nie czują się bezpiecznie w Europie i Unia tego bezpieczeństwa im nie daje".

Poseł PO Andrzej Halicki uważa, że Deklaracja Rzymska "ma znacznie". Odwołując się do negocjacji polskiego rządu w sprawie treści Deklaracji Rzymskiej, podkreślił, że państwa członkowskie Unii Europejskiej "to są nasi najbliżsi partnerzy. - Jeżeli będziemy niegrzecznym dzieckiem i tupać będziemy w kącie, to tak jak z niegrzecznym dzieckiem - czasem daje się jakąś zabawkę, ale generalnie nie traktuje się poważnie" - mówił w TVN24. Halicki ocenił, że "najwyższy czas, żeby zmienić o 180 stopni sposób postępowania, żeby wyciągnąć konsekwencje wobec głupich (...) wypowiedzi naszych niektórych ministrów, nie mówiąc o wiodącej tutaj roli ministra spraw zagranicznych, który powinien te relacje budować, a nie je rujnować".

Poseł Nowoczesnej Adam Szłapka powiedział, że takie deklaracje "są ważne, bo są wyrazem woli politycznej, ale z punktu widzenia takiego symbolicznego mają znaczenie, co do budowy przyszłości Unii i dalszych kroków". Szłapka uważa jednak, że zamiast premier Beaty Szydło "w takiej sytuacji Polskę niestety powinien reprezentować poseł Jarosław Kaczyński, bo to jest jedyny polityk z obozu władzy, który nie potrzebuje instrukcji". Dodał, że pozostali politycy PiS "mają instrukcje od Jarosława Kaczyńskiego, dlatego nie mają żadnej elastyczności negocjacyjnej i dlatego pani premier Beata Szydło na użytek wewnętrzny starała się uciekać do szantażu, mówiąc, że nie podpisze (deklaracji), jak nie będą zawarte polskie postulaty". Ocenił, że jest to "bardzo błędna polityka".

Europoseł Krzysztof Hetman (PSL) ocenił, że dokument ten "jest taką czysto okolicznościową deklaracją". Jego zdaniem "dopiero po wyborach w Niemczech i we Francji w tym roku zacznie się poważna dyskusja" związana z Unią Europejską. Według Hetmana premier Beata Szydło podpisała się pod Deklaracją Rzymską, w której jest "zawoalowane zdanie dotyczące dwóch prędkości (Unii Europejskiej - PAP), na którą Polska się podobno nie zgadza".

Zdaniem Tomasza Rzymkowskiego z Kukiz'15 "sama Deklaracja Rzymska jest dobrym gestem, bo upamiętnia powstanie wspólnot europejskich". Podkreślił, że potrzebna jest "bardzo głęboka dyskusja na temat przyszłości Unii Europejskiej, bo Unia Europejska jest w stanie takiego permanentnego kryzysu", którego obecnie nie jest w stanie rozwiązać.