Oxford Dictionaries uznało, że słowem roku 2016 jest „postprawda”. Oznacza ono okoliczności, w których na opinię publiczną wpływają nie fakty, ale emocje oraz osobiste przekonania. Niewątpliwie wpływ na taki wybór słowa roku miały wydarzenia w USA (zwycięstwo Donalda Trumpa) i w Wielkiej Brytanii (brexit), interpretowane nie jako sukces nieliczących się z faktami populistów, lecz ludzi świadomie używających nieprawd, by wzbudzić emocjonalny oddźwięk u wyborców.
Można tylko zapytać, co w tym nowego. Czy wcześniej politycy przypominali dążących do prawdy naukowców, którzy dbali o zgodność z faktami każdej wypowiedzi? Czy ważyli każde słowo, świadomi szkód, jakie może przynieść plecenie głupstw? Nie, bo język polityki zawsze był pełen emocji, nasączony osobistymi przekonaniami i nierzadko mijał się z faktami. Tym, co ewentualnie można uznać za nowość, jest fakt, że trudno znaleźć uznaną społecznie formę publicznej weryfikacji twierdzeń i opinii krążących w przestrzeni publicznej. W czasach postprawdy udokumentowany tekst w poważnej gazecie konkuruje z filmikiem udostępnianym w internecie. I często tę rywalizację przegrywa.
Jednak słowo „postprawda” jest o tyle mylące, że sugeruje wcześniejszą dominację prawdy nad fałszem i emocjami. Wydaje się, że postprawda jest nie tyle efektem deprecjacji wartości prawdy, ile efektem zjawiska polaryzacji. Być może jest tak, że jeżeli mamy mówić o postczymś, to raczej o demokracji postpluralistycznej.
Demokratyczny pluralizm
Emocje i postawy zawsze miały i zapewne będą miały wpływ na politykę. Spory polityczne nie dotyczą bowiem wyłącznie faktów, lecz ich interpretacji i oceny, a także celów, do których powinniśmy dążyć. Absorbują przekonania oraz emocje aktorów politycznych oraz opinii publicznej.
Charles L. Stevenson („Istota sporów etycznych”) wyróżnił dwa znaczenia słowa „spór”. Pierwsze oznacza niezgodę w zasobie wiedzy, gdzie strony spierają się o prawdziwość twierdzenia, ale przy założeniu, że można je zweryfikować. Drugie oznacza niezgodę w postawach, gdzie część osób zajmuje postawę przychylną wobec czegoś, a inne osoby postawę nieprzychylną, przy czym każda ze stron usiłuje wpłynąć na postawę oponentów. Prawdziwości postaw nie da się zweryfikować, bo odzwierciedlają one nasz stosunek do pewnych kwestii, który wynika z odmiennych emocji, przekonań i wartości. Trudno je również uzgodnić, bo różne postawy prowadzą do sprzecznych działań (np. postawa indywidualistyczna wchodzi w konflikt z kolektywną).
Konflikt polityczny to zatem nie tylko spór co do zasobu wiedzy, lecz przede wszystkim jest to „niezgoda w postawach”. Oponenci sięgają tu po wspólne zasoby wiedzy w celach wspierania określonych postaw. Z jednej strony wykorzystują fakty i informacje im sprzyjające, z drugiej – nie można stwierdzić prostej relacji między przedstawieniem pewnych faktów a ich wpływem na przekonania, które kształtują różnorodne czynniki. Jak twierdzi Stevenson, „nawet gdyby (...) strony były w posiadaniu pełnej prawdy naukowej, to różnice w postawach, wynikające z odmiennych usposobień, odmiennego wychowania lub pozycji społecznej, mogłyby istnieć nadal”.
Odmienność postaw prowadzi do pluralizmu, który jest nieodłączną cechą demokracji. Demokracja oferuje stronom sporu politycznego procedury podejmowania politycznych decyzji, które równo traktują wszystkich. Demokracja ma sens, twierdzi filozof John Rawls („Liberalizm polityczny”), gdy zrozumiemy, że jedność społeczna w aspekcie postaw jest możliwa do osiągnięcia tylko za pomocą państwowego przymusu i tylko w granicach jego skuteczności. Pluralizm jest faktem, na który ustrój demokratyczny jest odpowiedzią. Zapewnia stronom sporu politycznego wzajemnie wiążące reguły rywalizacji i z góry nie wyklucza nikogo, pod warunkiem poszanowania tych reguł.
Niebezpieczeństwo polaryzacji
Demokratyczny system prawny wspiera pluralizm za pomocą gwarancji wolności słowa. Joseph Raz („Free Expression and Personal Identification”) uważa, że zakłada ona pluralizm form i sposobów życia. Możliwość publicznej ekspresji określonego sposobu życia ma „funkcję uprawomocniającą”. Anonimowość jednostek i pluralizm współczesnych społeczeństw powodują, że uprawomocnienie określonych sposobów życia następuje poprzez formy publicznej ekspresji. Tożsamość kulturowa jednostek jest konstytuowana za pośrednictwem publicznych treści, które nadają sens i znaczenie określonym praktykom i postawom. Publiczna ekspresja danego sposobu życia wpływa na poczucie, że dany styl czy światopogląd nie jest dewiacją, lecz pełnoprawnym składnikiem spluralizowanego społeczeństwa.
Ale pojawia się ryzyko, że grupy o podobnych przekonaniach oraz postawach zaczną zamykać się na innych. Cass R. Sunstein („Going to Extremes”) pokazuje, że kiedy ludzie znajdą się w grupach o podobnych typach poglądów, to rośnie prawdopodobieństwo, że staną się one bardziej skrajne. Funkcjonowanie w ramach grupy podobnie myślących nie prowadzi do tego, że poglądy stają się bardziej wyśrodkowane, lecz przekonania grupy się utwierdzają i dążą do skrajności. Można powiedzieć, że w takich grupach rośnie przekonanie o słuszności i adekwatności własnych poglądów wraz z niechęcią do zawierania kompromisów i skłonnością do tolerancji poglądów innych. Zamykanie się w kręgach podobnie myślących może prowadzić do absolutyzacji poglądów, a co za tym idzie – deprecjacji innych. Przeciwnicy ideowi i polityczni przestają być postrzegani jako równoprawni uczestnicy debaty.
Demokratyczny pluralizm z jednej strony dostarcza wielu źródeł i możliwości identyfikacji w procesie kształtowania tożsamości oraz daje różnorodne fora jej ekspresji, a z drugiej utwardzanie się postaw i poglądów może prowadzić do polaryzacji, w której inaczej myślący nie są postrzegani jako strony sporu, lecz zagrożenie dla „jedynej prawdy i słuszności”. W tej sytuacji władza polityczna może być postrzegana jako środek do wcielania jedynie słusznych poglądów i zwalczania niesłusznych, a politycy mogą się do takich przekonań odwoływać lub je wykorzystywać. A więc nieoczekiwanie konsekwencją demokratycznego pluralizmu stać się może głęboka polaryzacja społeczeństwa, w której politycy dążyć będą do ustanowienia monopolu lub uprzywilejowanej pozycji dla określonych poglądów politycznych przedstawianych opinii publicznej nie jako jednych z możliwych, lecz jako jedyne możliwe.
W głęboko spolaryzowanej rywalizacji politycznej partie mogą przedstawiać się nie jako platformy wyrażające poglądy i interesy wyborców, lecz całego narodu. Przestają uznawać się za partie (etymologicznie części) i aspirują do bycia całością. Hannah Arendt („Korzenie totalitaryzmu”) wskazywała, że takie ponadpartyjne partie maskują w ten sposób dążenie do dominacji nad innymi częściami społeczeństwa, które nie zostały uznane za „prawdziwy naród”. Silna polaryzacja może rodzić tendencje antydemokratyczne, dezawuujące pluralistyczną równość.
Postpluralizm
W spolaryzowanej demokracji lud (społeczeństwo) rozpada się nie na różnorodne równoprawne części, lecz na grupy rywalizujące ze sobą o to, która z nich będzie dominować. Demokracja spolaryzowana oznacza, że części postrzegają się jako reprezentanci jedynej „prawdy i słuszności”. Ucieleśnienie całości.
Znakiem wskazującym na spolaryzowanie opinii publicznej jest to, że kształtowanie poglądów ogranicza się do treści pochodzących ze źródeł podobnie myślących (tj. właściwych gazet i portali, kręgu znajomych i obserwowanych na portalach społecznościowych), bez poczucia potrzeby oraz sensu ich konfrontowania z inaczej myślącymi. Tym, co różni demokrację pluralistyczną od spolaryzowanej, jest nie to, że w tej drugiej ignoruje się wiedzę, a w pierwszej wszelkie spory rozwiązuje się poprzez odwoływanie do faktów, lecz to, że spór co do postaw (poglądów czy wartości) przestaje być prowadzony na płaszczyźnie wzajemnego poszanowania i samoograniczenia. Demokracja pluralistyczna wymaga minimalnej zgody co do zasad prowadzenia sporu, natomiast w demokracji spolaryzowanej liczy się tylko skuteczność w osiąganiu celu, jakim jest dominacja czy to „prawdy”, czy „narodu”.
Oczywiście pojęcia demokracji pluralistycznej i spolaryzowanej wyrażają pewne typy idealne. Pierwszą cechuje nastawienie na kompromisowe rozstrzyganie sporów i konfliktów, drugą – bezkompromisowe dążenie do realizacji własnych poglądów i zamiarów, czyli polityczna dominacja pewnej grupy. Pluralizm nie tyle wiąże się z tym, że strony sporu są konfrontowane ostatecznie z faktami, lecz że konfrontowane są z różnymi ideami i postawami oraz że muszą funkcjonować w środowisku różnie myślących.
O ile zatem obywatele i inni aktorzy polityczni mają możliwość, czy też są skazani na nieuchronność stykania się z różnymi postawami, poznania różnych poglądów i opinii, o tyle tendencje do uskrajniania postaw są osłabiane. Zamykaniu się w podobnie myślących grupach sprzyja forma korzystania z informacji i opinii, która pozwala jednostkom ograniczyć się w zasadzie wyłącznie do kręgu podobnie myślących, np. znajomych na portalach społecznościowych, czytających podobne czasopisma i oglądających podobne stacje telewizyjne. A w każdej grupie znajdą się „eksperci”, którzy wyjaśnią, że dany pogląd wprost wynika z wiedzy, a oponenci nie tylko tkwią w błędzie, lecz także motywują ich złe intencje.
Zatem im bardziej grupy się wzajemnie od siebie oddalają, tym bardziej rośnie zagrożenie polaryzacją. A im bardziej są spolaryzowane, tym bardziej postawy i poglądy innych traktują jako aberrację. Zjawisko postprawdy można interpretować jako efekt polaryzacji, tyle że dotyczyć może wszystkich stron politycznego sporu, które u siebie widzą „samą prawdę”, a u innych wyłącznie nieracjonalne „emocje i przekonania” lub „ciemne interesy”. Dopóki członkowie różnorodnych grup społecznych muszą się stykać z inaczej myślącymi oraz ich tożsamość społeczna tworzona jest przez uczestnictwo w różnych grupach, dopóty tendencje do grupowej polaryzacji nie będą przybierać skrajnych form.
Jednakże funkcjonowanie publicznych forów wyrażania opinii sprzyja polaryzacji, gdyż rozpadają się one na zamknięte obiegi wymiany myśli o jednostronnym charakterze. Budują głównie ekskluzywną tożsamość uczestników i odbiorców. Dostarczanie informacji to jedna sprawa, a ich zinterpretowanie to druga. Jeżeli zamykamy się w jednym kręgu interpretacyjnym, przyjmując, że „fakty determinują (jedną i właściwą) interpretację”, to łatwo nam rzucać oskarżenia, że inni po prostu kłamią. A przecież trudno z notorycznymi kłamcami budować wspólne państwo.
Czy wcześniej politycy przypominali dążących do prawdy naukowców, którzy dbali o zgodność z faktami każdej wypowiedzi? Czy ważyli każde słowo, świadomi szkód, jakie może przynieść plecenie głupstw? Nie, bo język polityki zawsze był pełen emocji, nasączony osobistymi przekonaniami i nierzadko mijał się z faktami