Słowa „wojskowy pucz” i „Afryka” nie wywołują skojarzeń z pokojowym przekazaniem władzy. Niemniej jednak z takim przypadkiem możemy mieć do czynienia w Mali. W czerwcu mieszkańcy tego kraju wyszli na ulicę zmęczeni korupcją, nepotyzmem i brakiem perspektyw. Ich hasłem stało się „IBK dégage!”, czyli „odejdź IBK” – od prezydenta Ibrahima Boubacara Keity. Gdy presja ze strony ulicy nic nie dała, do gry włączyło się wojsko: 18 sierpnia 2020 mundurowi porwali głowę państwa, który dzień później podał się do dymisji. Wszystko odbyło się bez jednego wystrzału. Puczyści zapowiadają, że chcą oddać władzę w ręce demokratycznie wybranych cywilów, ale kiedy miałoby dojść do rozpisania nowych wyborów – na razie nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że sąsiedzi Mali obawiają się, że zmiana władzy zdestabilizuje jeszcze bardziej sytuację w kraju, który od ośmiu lat nie może sobie poradzić z islamskim ekstremizmem – i to pomimo poważnej pomocy wojskowej z zewnątrz. O tym, co może czekać Mali, dlaczego kraj jest dumny ze swojej historii i czym jest „prawo żartu” opowiada mi dr Jędrzej Czerep, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Trwa ładowanie wpisu