Rozwój miast nie zawsze wymaga ich ekspansji terytorialnej. Czasem wystarczy współpraca z okolicznymi gminami, by osiągnąć pożądany efekt

W ubiegłym roku do ministra właściwego ds. administracji publicznej wpłynęły 33 wnioski dotyczące ustalenia granic oraz nadania niektórym miejscowościom statusu miasta. Rok wcześniej było ich 21.

Rozrastające się miasta potrzebują terenów pod budownictwo, przemysł, ale i infrastrukturę transportową. Drogą do tego jest właściwe wykorzystanie już posiadanych zasobów gruntowych czy rewitalizacja zdegradowanych obszarów. Nie zawsze jednak jest to możliwe. W takiej sytuacji sposobem na ich pozyskanie staje się poszerzenie granic aglomeracji. Na przykład dzięki wchłonięciu niezamieszkałych, ale ważnych gospodarczo i inwestycyjnie części sołectw Bierkowo, Strzelino, Płaszewko powierzchnia Słupska zwiększyła się o 22 proc.

Bywa też, że zwiększeniu granic przyświecają inne cele. Nie można bowiem zapominać, że postępująca urbanizacja jest też odbiciem zmieniającego się stylu życia i wzorców konsumpcyjnych, a nie tylko wzrastającego zaludnienia. Dlatego jest to też sposób na podratowanie samorządowych budżetów, które w ostatnich latach tracą, szczególnie na skutek zmian w PIT. Jak wyliczył Związek Miast Polskich, łączny ubytek dochodów JST z udziałów w PIT od 2019 r. wynosi 64,4 mld zł. Po uwzględnieniu rekompensat będzie to ponad 42,7 mld zł.

Poza tym według miast gminy obwarzankowe stają się dla nich coraz większym obciążeniem.

Mieszkańcy gmin obwarzankowych bardzo intensywnie korzystają z usług publicznych świadczonych przez miasta, natomiast nie dokładają się do ich finansowania, bo swoje podatki odprowadzają w gminach zamieszkania. To również tłumaczy, dlaczego gminy obwarzankowe należą do wyjątkowo zamożnych: ich podatnicy zarabiają w miastach lepiej niż przeciętnie, a wydatki samorządów są stosunkowo niskie, gdyż ogrom kosztownych usług zapewnia większy sąsiad.

– Oczywiście można na to spojrzeć tak, że okalające miejscowości zapewniają dostęp do siły roboczej i talentów, których inaczej by zabrakło, gdyż w miastach brakuje mieszkań albo są one zbyt drogie. Jest to jednak wykrzywiony obraz – uważa Katarzyna Gruszecka-Spychała, wiceprezydent Gdyni ds. gospodarki.

Jak przyznaje Joanna Żabierek, rzecznik prasowy prezydenta i Urzędu Miasta Poznania, wskutek połączenia można osiągnąć zwiększenie liczby ludności i powierzchni skutkujące z jednej strony zwiększeniem wpływów z udziału w PIT i CIT, a z drugiej – wyższymi wydatkami na utrzymanie infrastruktury i obiektów komunalnych. – Większy budżet to większe dochody, ale i większe wydatki, które mogą nie być kompensowane większymi dochodami – podsumowuje.

Jak podkreślają przedstawiciele JST, niezbędnym warunkiem do połączenia z sąsiadującymi samorządami jest zgoda mieszkańców. A o nią nie zawsze łatwo.

– Gminy ościenne odnoszą korzyści z nieprzyłączania się. Przybywa w nich mieszkańców. Przyrost ludności oznacza większe wpływy z podatków. Zarazem gminy nie spieszą się z rozbudową swojej infrastruktury społecznej. Co oznacza, że korzystają z infrastruktury miasta – tłumaczy Bartosz Rozbiewski, zastępca dyrektora Biura Architektury i Planowania Przestrzennego m.st. Warszawy, które wchłonęło gminę obwarzankową Wesoła ponad 20 lat temu. Na razie nie słychać o innych gminach obrzeżnych, gdzie chciałyby powielić to rozwiązanie. Miasta szukają dla niego alternatyw, dochodząc również coraz częściej do wniosku, że harmonijny i zrównoważony rozwój obszaru metropolitalnego nie polega tylko na jego powiększaniu w sensie administracyjnym. Pożądanym kierunkiem staje się raczej współpraca gmin w kluczowych aspektach funkcjonowania całej metropolii, mających wpływ na jakość życia jej mieszkańców oraz środowiska.

Poznań w ramach Metropolii Poznań – stowarzyszenia Poznania, Powiatu Poznańskiego i 21 okolicznych samorządów – stawia na wspólne projekty, takie jak realizacja zintegrowanych inwestycji terytorialnych, promocji, pozyskiwania inwestorów i akcji edukacyjnych na rzecz podnoszenia jakości powietrza czy tworzenia Poznańskiej Kolei Metropolitalnej. – Z metropolitalnych funkcji Poznania, m.in. instytucji kultury, uniwersytetów, lotniska, korzystają wszyscy, w tym mieszkańcy podmiejskich samorządów. Poznaniacy natomiast chętnie wyjeżdżają poza miasto – tłumaczy wzajemne relacje Joanna Żabierek.

Na współpracę stawia też Warszawa, dla której głównym celem stały się planowanie przestrzenne i mobilność. – Obszar metropolii warszawskiej powinniśmy traktować jak jeden organizm. Staramy się wypracować wspólne i komplementarne kierunki rozwoju przestrzennego. Bazowanie na terenach najlepiej przygotowanych do urbanizacji pozwoli przeciwdziałać chaotycznemu rozlewaniu się zabudowy. A to jedna z największych bolączek Warszawy i największych miast w Polsce – mówi Bartosz Rozbiewski.

Kolejne wyzwanie to mobilność. Działania wszystkich gmin metropolii, przy wsparciu władz wojewódzkich, powinny być zorientowane na to, aby w jak największym stopniu wykorzystywać i usprawniać funkcjonowanie transportu zbiorowego. Stanowi on przyszłość dobrze rozwijających się obszarów metropolitalnych.

Włodarze wielu dużych miast w Polsce nie mogą się doczekać ustawy metropolitalnej. Taki dokument regulowałby zasady współpracy i określał sposób finansowania wspólnych działań podejmowanych przez zrzeszenie gmin obszaru metropolitalnego. Warszawa, podobnie jak inne duże miasta, przyznaje, że i tak robi swoje. Gminy metropolii warszawskiej zorganizowały się w stowarzyszenie Metropolia Warszawa. Od kilku lat tworzą wspólne projekty w ramach instrumentu Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych. Jednym z nich jest projekt Planu Zrównoważonej Mobilności Miejskiej (z ang. SUMP – Sustainable Urban Mobility Plan), który ma wyznaczać kierunki funkcjonowania metropolii pod względem szeroko pojętej mobilności. Ten dokument będzie gotowy w 2023 r.

Samorządy uważają jednak, że problem gmin obwarzankowych wymaga interwencji centralnej, której z reguły nie cenią. ©℗