Co zrobić, by wyrwany ze swojego wieloletniego otoczenia przybysz nie traktował nowego miasta jak miejsca zesłania?

Większość dużych miast w Polsce mierzy się z wyludnianiem i suburbanizacją. Jedne dlatego, że straciły na atrakcyjności osadniczej, inne wręcz przeciwnie – dlatego, że ich atrakcyjność rośnie, co powoduje, że stają się droższe. I choć prognoza Głównego Urzędu Statystycznego przewiduje na lata 2017–2030 dynamiczny rozrost polskich aglomeracji, to najwięcej ludności ma przybyć na obszarach bezpośrednio przyległych do większych miast. Dlatego wyzwaniem dla miast, które przyciągają do siebie standardem życia, możliwościami zawodowymi, zarobkami czy edukacją, pozostanie zatrzymanie przybyszów tak, by związali się z miastem na trwałe i nie odpłynęli do ośrodków jeszcze bardziej atrakcyjnych lub podmiejskich – tańszych i dobrze skomunikowanych z miastem matką.
Jak sprawić, by nowy mieszkaniec został lokalnym patriotą, który identyfikuje się z tożsamością miasta, buduje jego społeczność, płaci w nim podatki, wreszcie, odcinając pępowinę, zmienia meldunek? Zapytajmy o to Ulę i Marka, którzy przenieśli się ze wschodniej Polski na Pomorze. Poznali się w Gdyni – mieście, które jak wiele dużych, rozwijających się i przyciągających przybyszy ośrodków zmaga się z depopulacją – według GUS liczba mieszkańców spadła tu o 2% proc. zarówno w dekadzie 2000–2010, jak i 2010–2020.
Prognozy GUS dla dużych miast nie są łaskawe – tylko 6 spośród 39 miast, liczących ponad 100 tys. mieszkańców, odnotuje do 2030 r. wzrost ludności. Trendu suburbanizacji na razie się nie powstrzyma – tańsze od centrum przedmieścia będą nadal do siebie przyciągać. Dlatego, jak mówią Ula i Marek, liczą się gesty i szczegóły, które sprawiają, że przybysz może się poczuć w nowym mieście jak w domu.
Pod Centrum Nauki Experyment podjeżdżają na rowerach. Ona elektrycznym cargo Urban Arrow Family przystosowanym do przewozu dzieci, on błękitnym miejskim rowerem Baltica Gdynia. W cargo podróżuje kilkumiesięczna Laura.
– Zobaczymy, czy zainteresują ją już jakieś eksperymenty – śmieje się Ula, przekładając córkę do nosidła. – Rośnie tak szybko, że to bardzo możliwe – dodaje, pokazując zdjęcia w komórce. – To dzisiejsze, zrobione w naszym cargo. Na tym Marek ciągnie ją na sankach w lesie na Witominie. Tu z babcią na plaży, gdy moja mama przyjechała do nas latem. A to jej pierwsze zdjęcie ze szpitala.
Na tym pierwszym Laurę trzyma ojciec. Zdjęcie niby ze szpitala, ale takie jakieś nieszpitalne – jest wprawdzie w kadrze nowoczesny sprzęt medyczny, ale w tle zamiast szpitalnej bieli widać wschodzące nad morzem słońce, statek i latarnię morską. Nie, to nie widok z okna. To mural z napisem „Witaj w Gdyni” w sali do ważenia i pielęgnacji noworodków Szpitala Morskiego im. PCK w Gdyni Redłowie.
Na pomysł, by w ten wesoły sposób witać małych gdynian, wpadła ordynator Anna Toczyłowska, a malunek we współpracy z Urzędem Miasta Gdyni wykonano według projektu artystki Iwony Kazimiery Kalitan-Młodkowskiej. – Wygląda jak w dziecięcym pokoju. Wszyscy rodzice się tam fotografowali z maluchami – mówi Ula. – Ale to niejedyne zdjęcie ze szpitala – dodaje i googluje w komórce artykuł „Witajcie w Gdyni, maluszki!” na stronie www.gdynia.pl.
Tam, wśród kilkunastu noworodków przedstawionych na fotografiach, jest i owinięta w becik Laura. W podpisie zdjęcia imię, data urodzenia, waga i wzrost.
– Poród w szpitalu był przyjazny, a te zdjęcia na stronie miasta to bardzo miła pamiątka. Nawet jakbym straciła komórkę, to ta jedna fotka zostanie na zawsze, bo w internecie nic nie ginie – śmieje się Ula.
Do Experymentu przyjechali skorzystać ze swoich ostatnich wejściówek. Wcześniej wykorzystali te do Gdyńskiego Centrum Filmowego, Muzeum Miasta Gdyni i Muzeum Emigracji. Wszystko w ramach pakietu powitalnego „Witaj w Gdyni” – miejskiej kampanii, która od 2018 r. zachęca do meldunku w mieście.
– Zachęcamy do tego, aby formalnie dołączać do grona gdynian i wspierać w ten sposób swoje nowe miasto. Im dokładniejsza będzie wiedza dotycząca liczby mieszkańców, tym łatwiej będzie nam diagnozować ich bieżące potrzeby, planować inwestycje i rozwijać miejskie usługi pod tym kątem. Pakiet wejściówek do najciekawszych miejsc w Gdyni to z naszej strony symboliczna zachęta do szerszego poznania miasta, zakochania się w jego atrakcjach i zakotwiczenia w Gdyni na stałe – mówi Katarzyna Gruszecka-Spychała, wiceprezydent Gdyni ds. gospodarki, i dodaje, że meldunki to informacja o dokładnej liczbie mieszkańców, która umożliwia m.in. prognozowanie potrzeb miasta, ze szczególnym uwzględnieniem poszczególnych dzielnic, których budżet wyliczany jest na ich podstawie.
Podczas pierwszej edycji akcji wydano ponad 3 tys. pakietów powitalnych i odnotowano wzrost liczby osób zameldowanych o 26 proc. w stosunku do tego samego okresu 2017 r. W 2019 r. w Gdyni zameldowało się jeszcze więcej mieszkańców – 3546. W tym właśnie okresie – w latach 2018 i 2019 – udało się w mieście zatrzymać depopulację. Jednak pandemiczne lata 2020–2021 to znów spadek liczby mieszkańców, ale spowodowany ponadnormatywną liczbą zgonów.
– Przez pierwsze lata byliśmy typowymi „słoikami”, na każdy weekend jeździliśmy do domów. U rodziców byliśmy zameldowani, w naszych miejscowościach rozliczaliśmy PIT-y. Ale teraz jesteśmy gdynianami pełną gębą – śmieje się Marek. – Po zameldowaniu zwiedzanie zaczęliśmy od Muzeum Miasta Gdyni. Tam dowiedzieliśmy się, że to miasto wyrosło 100 lat temu z rybackiej wsi i od początku budowali je przyjezdni. My też przyjechaliśmy z prowincji i pracujemy tu, by dalej się rozwijało. Bo jeszcze zanim się w Gdyni zameldowaliśmy, zaczęliśmy tu płacić podatki – wyjaśnia Marek, przyznając, że skusiła ich do tego loteria.
Od 2018 r. prowadzona jest bowiem akcja „Rozlicz PIT w Gdyni” – loteria z hybrydowym autem jako główną nagrodą, która przekonuje mieszkańców, nawet tych bez meldunku, że warto jest płacić podatki w mieście, w którym się żyje.
– Aż 48 proc. z kwoty podatku, wpłacanego do urzędu skarbowego, może wrócić do samorządu gdyńskiego, ale tylko wtedy, gdy podatnik wskaże Gdynię jako miejsce zamieszkania. Dlatego każda osoba, która rozlicza PIT w Gdyni, w wymierny sposób zasila budżet miasta, który wykorzystywany jest na inwestycje, służące mieszkańcom, m.in. w nowoczesny transport, oświatę, kulturę, sport, infrastrukturę czy ochronę zdrowia – wyjaśnia Katarzyna Gruszecka-Spychała.
Średnia kwota „z jednego podatnika”, która wpływa do samorządu, wzrosła od momentu wprowadzenia akcji o ponad 23 proc. (z 2189 do 2705 zł). W 2021 r. w loterii wzięło udział 13 153 osoby, z których 1088 rozliczało się w Gdyni po raz pierwszy.
– Stąd ten rower – Marek pokazuje na błękitny Baltic Gdynia. – Mieliśmy dużo szczęścia w loterii, więc mogliśmy sobie pozwolić na zakup cargo, zwłaszcza że dostaliśmy z miasta na to dofinansowanie prawie 5 tys. zł. I jak tu nie zostać gdynianami?