Panujące na rynku zasady rozliczeń B2B pod wpływem epidemii koronawirusa zmieniły się na lepsze. Zatorów płatniczych jest mniej. Odczuwają to przedsiębiorcy z niemal każdego sektora i przynajmniej pod tym względem kryzys się nie marnuje. Ale kryzys to kryzys, niepewność jutra i obawy przed zarażeniem hamują popyt i stawiają pod ścianą wiele firm pozbawionych klientów i zleceniodawców. Do poszkodowanych płynie pomoc, ale czy na pewno do tych najbardziej potrzebujących?
DGP
DGP
Spadek obrotów i mniejsza liczba faktur sprawiły, że każdej wpływającej do kasy złotówce przedsiębiorcy przyglądają się z większą uwagą. Efekt? Taki, którego do tej pory nie przyniósł żaden wzrost gospodarczy: ubywa przedsiębiorstw skarżących się na długie, ponad dwumiesięczne opóźnienia w spływie należności. Gdy w latach 2018 i 2019 PKB rósł o 5 i 4 proc., problem mocno przeterminowanych rozliczeń dotykał połowę firm; teraz w II kwartale br. przy spadku PKB o ponad 8 proc. dotyczy około jednej trzeciej przedsiębiorstw ‒ wynika z cyklicznych badań na próbie 500 mikro, małych i średnich firm przeprowadzanych na zlecenie BIG InfoMonitor. Wygląda to wręcz na cud dokonany przez lockdown i COVID-19.
Przedsiębiorcy zaczęli bardziej dbać o płatności, o relacje z kontrahentami, skrupulatniej sprawdzają, komu sprzedają towar i usługi. Zastanawiają się też uważniej, czy stosować odroczony termin płatności. Niektóre firmy w ogóle zrezygnowały z podejmowania współpracy z nieznanymi sobie podmiotami. Niewykluczone, że gdy dostrzeżone zostaną efekty obecnych działań, biznes doceni je na dłużej. A wówczas większe zaangażowanie w rozliczenia stanie się nowym nawykiem i przynajmniej w tym względzie można będzie powiedzieć, że kryzys się nie zmarnował.
Korzystny wpływ na jakość rozliczeń B2B wywiera też zamiar karania przez państwo dużych firm opóźniających płatności na rzecz mniejszych podmiotów. W czerwcu tego roku ruszyły pierwsze kontrole UOKiK. Na początek w 51 dużych firmach.
DGP
Lockdown i recesja mocno zaingerowały w to, jak wygląda krajobraz branż najbardziej dotkniętych niesolidnością płatniczą odbiorców. Okazało się, że regułę od lat sprawdzającą się w mediach: zła informacja to dobra informacja, bo zyskuje więcej odbiorców ‒ wykorzystały w koronakryzysie handel i usługi. W przypadku tych sektorów im gorzej z popytem, tym lepiej w spływie należności. W obu przypadkach na pieniądze za wykonane zlecenia czy sprzedany towar czeka dziś o połowę mniej firm niż w tym samym okresie przed rokiem. Również w pozostałych sektorach, w przemyśle i transporcie, można zaobserwować zmiany na lepsze, choć nie są one już tak spektakularne.
Natomiast jeśli chodzi o budownictwo, to w tym przypadku akurat najlepiej na jakość rozliczeń wpływa duży ruch w biznesie ‒ wtedy zleceniodawcy są bowiem najbardziej zmotywowani do terminowej zapłaty. W każdym razie branże, dla których pandemia jest największym szokiem, bo najmocniej przełożyła się na spadek popytu, są bardziej niż reszta zmobilizowane, aby dbać o spływ należności, sprawdzać dostawców i ponaglać ich. Nie wstydzą się upominać o pieniądze i mają efekty. Gdy przed rokiem firmy handlowe musiały najczęściej wykazywać się cierpliwością, bo niemal dwie trzecie z nich miało kupujących, którzy przez ponad dwa miesiące od wyznaczonego terminu przekładali zapłatę, to w tym roku gorzej niż w handlu sytuacja wygląda w transporcie i przemyśle, ale tu również jest lepiej dziś niż w dobrym gospodarczo 2019 r.
Generalnie poprawę jakości wzajemnych rozliczeń przedsiębiorstw w trudnych, pandemicznych warunkach potwierdzają dane o zmianach kwot przeterminowanych zobowiązań. O ile jeszcze w kwietniu przeterminowane płatności (opóźnione o minimum 30 dni) na co najmniej 500 zł wobec banków i przedsiębiorstw urosły w bazach BIG InfoMonitor oraz BIK o niemal 600 mln zł, o tyle już w maju, czerwcu i lipcu zmiany te wytraciły impet. Notowaliśmy przyrosty o ok. 100‒150 mln zł miesięcznie, czyli połowę tego, co przed epidemią. Bez wątpienia, poza poprawą jakości rozliczeń B2B, jest to też efekt tarczy antykryzysowej oraz wakacji kredytowych.
DGP
W najtrudniejszym okresie pandemii polski rząd podjął wiele działań wspomagających rodzimych przedsiębiorców. Pomoc Banku Gospodarstwa Krajowego, Polskiego Funduszu Rozwoju i innych instytucji to łącznie kilkaset miliardów złotych, udzielonych zwykle w formie bezzwrotnych dotacji. W akcję włączyły się też banki, ułatwiając firmom aplikowanie o pomoc. Po kilku miesiącach od pierwszych wypłat warto pokusić się o refleksję, tym bardziej że wnioski mogą się przydać w przyszłości. Oceniając sytuację z punktu widzenia przyrostu zaległości, z naszych danych wynika, że są branże, dla których pomoc okazała się niewystarczająca. W bazach BIG InfoMonitor oraz BIK na koniec lipca zaległości miało blisko 322 tys. firm (aktywnych, zawieszonych i zamkniętych), łącznie niemal 34,2 mld zł. Od końca marca do końca lipca kwota ta wzrosła o 3,1 proc., ale były sektory, w których zaległości podniosły się o 17 proc. Mowa tu np. o kulturze, rozrywce i rekreacji oraz działalności w zakresie usług administrowania i działalności wspierającej. W pierwszym przypadku o zmianie przesądziły poważne problemy firm prowadzących obiekty sportowe, natomiast w drugim zaważyła gwałtownie pogarszająca się kondycja firm turystycznych. Znacząco, bo o 10 proc., przyrosły też zaległości rolnictwa, a o 5‒6 proc. sektorów: gospodarowania odpadami, transportu i pozostałej działalności usługowej, w której mieszczą się różnego rodzaju zakłady usługowe: fryzjerskie, kosmetyczne, jubilerskie, zegarmistrzowskie, szewskie, naprawy sprzętu RTV, AGD itp.
DGP
Dane o zaległościach nie pozostawiają też wątpliwości co do tego, że w wyniku pandemii zdecydowanie bardziej cierpią małe firmy (zarejestrowane w CEIDG) i to one potrzebują większej pomocy. Ich zaległości w cztery miesiące wzrosły o 3,9 proc., podczas gdy przeterminowane płatności firm zarejestrowanych w KRS podwyższyły się o 0,9 proc. Choć sytuacja oczywiście nie jest jednorodna, bo o ile bardziej nie dają sobie rady małe przedsiębiorstwa rolne, produkcyjne (szczególnie wytwórcy odzieży) oraz małe firmy oferujące miejsca noclegowe czy produkujące nagrania wideo i programy, o tyle w przypadku firm gastronomicznych problemy z terminowymi rozliczeniami mają jednocześnie mikrofirmy, ale też większe podmioty.
Wśród dużych firm, zarejestrowanych w KRS, widać, że największe kłopoty, które przełożyły się na zaległości wobec banków i dostawców, mieli producenci napojów, maszyn oraz poligrafia, ich zaległości wzrosły w cztery miesiące od 11 do 28 proc. Jeszcze bardziej sytuacja pogorszyła się wśród firm zajmujących się wynajmem pojazdów, maszyn i urządzeń oraz wśród dużych firm turystycznych, gdzie zaległości od końca marca do końca lipca się podwoiły. Z pewnością większość z nich otrzymała państwowe wsparcie, ale to nie wystarczyło. Z drugiej strony jest wiele przykładów firm, które choć wcale nie potrzebowały pomocy, to jednak z niej skorzystały. Faktem jest, że trudno było w początkowym okresie pandemii rozstrzygnąć, kto ma kłopoty przejściowe, a kto będzie zmagał się ze spadkami przychodów przez wiele miesięcy, ale przyznawanie np. w czerwcu bezzwrotnych dotacji za to, że w którymkolwiek z miesięcy, zwykle w marcu albo w kwietniu, przychody spadły o 25 proc., nie wydaje się najlepszym kryterium. Dlatego, aby i w tym względzie można było powiedzieć, że kryzys się nie zmarnował, warto w przyszłości poświęcić więcej uwagi na wytypowanie wymagających dofinansowania. Tym bardziej, że jak widzimy z badań wśród konsumentów, mimo zniesienia lockdownu wcale chętnie nie wracamy do naszych codziennych aktywności, które wymagają bywania w zatłoczonych miejscach. Dziś nie chodzimy już tak chętnie jak przed pandemią do kina, restauracji, na fitness czy do salonów fryzjerskich.
Wyciągając wnioski z tego stanu rzeczy, przynajmniej z jednej strony ustalenie zasad przyznawania wsparcia jest proste. Jeśli np. znów zostałoby zabronione chodzenie do galerii handlowych, na siłownię czy do salonów urody, to właśnie na „zamkniętych” branżach należy skoncentrować szybką pomoc i nie stawiać na równi z nimi innych mniej dotkniętych problemami. Oczywiście trudniej oszacować straty firm wspierających zamrożone działalności, niemniej po doświadczeniach z pierwszej fali COVID-19 wiadomo już więcej, które branże są powiązane mocno z najbardziej dotkniętymi, a które słabiej. Bardziej celowane wypłacanie pomocy mogłoby się przełożyć na jej wysokość, co oczywiście byłoby dobre z wielu powodów. Między innymi dlatego, że dotowanie przedsiębiorstw ze względu na kłopoty wywołane przez COVID-19 stało się powszechną praktyką w krajach europejskich, a dysproporcje w wypłacanej pomocy, ze względu na poziom zamożności poszczególnych państw, mogą mieć wpływ na przyszłą pozycję konkurencyjną wspieranych firm na rynkach międzynarodowych.
Ciekawie przedstawia się ujęcie geograficzne przyrostu zaległości przedsiębiorstw w trakcie pandemicznego okresu. Najbardziej wzrosły przeterminowane zobowiązania w woj. dolnośląskim, warmińsko-mazurskim i wielkopolskim, a nie w mazowieckim czy śląskim, gdzie jest najwięcej zarejestrowanych firm.
Sławomir Grzelczak, prezes BIG InfoMonitor