– Netanjahu nie powinien zapominać, że jego kraj powstał na mocy decyzji ONZ – stwierdził prezydent Francji Emmanuel Macron. Było to odwołanie do głosowania Zgromadzenia Ogólnego ONZ z listopada 1947 r., które doprowadziło do zakończenia brytyjskiego mandatu w Palestynie i podzielenia niewielkiego terytorium pomiędzy Morzem Śródziemnym a rzeką Jordan na dwa państwa: żydowskie i arabskie. Jak podają francuskie media, słowa te padły na wtorkowym posiedzeniu rady ministrów. Marcon ostrzegł też „Bibiego” przed „ignorowaniem decyzji ONZ”. Tak ostra wypowiedź przywódcy, który dotąd był uznawany za sprzymierzeńca Tel Awiwu, to wyraz frustracji sytuacją na południu Libanu, gdzie Siły Obronne Izraela (IDF) ponad dwa tygodnie temu rozpoczęły inwazję lądową. Władze w Bejrucie podają, że od 2023 r. w wyniku jej działań w kraju zginęło prawie 2,4 tys. osób, z czego trzy czwarte w ciągu ostatniego miesiąca.
W niebezpieczeństwie znalazło się także ponad 10 tys. żołnierzy z 50 państw – w tym ok. 250 wojskowych z Polski – którzy stacjonują na pograniczu izraelsko-libańskim w ramach Tymczasowych Sił Zbrojnych ONZ (UNIFIL). To misja pokojowa utworzona w 1978 r. w następstwie pierwszej izraelskiej inwazji na Liban. W 2006 r., kiedy Izrael ponownie najechał sąsiada, Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła rezolucję 1701, rozszerzającą mandat UNIFIL na monitorowanie zawieszenia broni. Misja miała być też gwarantem, że w południowym Libanie nie pojawi się zagrażająca bezpieczeństwu Izraela or ganizacja terrorystyczna Hezbollah.
Tego celu nigdy nie osiągnięto. Rezolucję rutynowo naruszał zarówno Hez bollah, jak i Izrael. Libańscy bojownicy z czasem zagnieździli się na południu, skąd od 8 października 2023 r. ostrzeliwali Izrael w solidarności z Palestyńczykami ze Strefy Gazy. Dzięki wsparciu Iranu po zakończeniu wojny z 2006 r. rozwinęli także arsenał militarny, by stać się najlepiej uzbrojoną organizacją niepaństwową na świecie. „ONZ to organizacja, która poniosła porażkę, a UNIFIL bezużyteczna siła, która nie zdołała wyegzekwować rezolucji 1701 i powstrzymać Hezbollahu przed umocnieniem się w południowym Libanie” – napisał w mediach społecznościowych Eli Cohen, do niedawna minister spraw zagranicznych, a dziś szef resortu energetyki Izraela.
Brak zaufania
Otwierając kolejny front bliskowschodniej wojny, rząd Binjamina Netanjahu obiecał, że sam rozprawi się z wrogą grupą. Wprawdzie zapowiadał, że będzie to „ograniczona” i „ukierunkowana” operacja, ale misja ONZ od początku znajduje się na celowniku IDF. Dlatego zamiast chronić pogranicza, bezsilne błękitne hełmy ukrywają się dziś w schronach przed izraelskim ostrzałem. W środę żołnierze poinformowali, że czołg Merkawa ostrzelał wieżę obserwacyjną UNIFIL w pobliżu wsi Kafar Kila, niszcząc zamontowane na niej kamery. „Po raz kolejny mamy do czynienia z bezpośrednim i najwyraźniej celowym atakiem na pozycję UNIFIL” – czytamy w oświadczeniu.
Trudno mówić tu o pomyłce lub nieszczęśliwym wypadku, bo zaledwie kilka dni wcześniej – w niedzielę rano – dowództwo misji przekazało, że dwa izraelskie czołgi zniszczyły główną bramę bazy ONZ w Ramji, by wkroczyć na jej terytorium, gdy żołnierze ukrywali się w schronach. Niecałe dwie godziny później Izraelczycy wystrzelili pociski w odległości zaledwie 100 m od bazy. „Po tym, jak dym przedostał się do obozu, 15 członków sił pokojowych doznało podrażnienia skóry i reakcji żołądkowo-jelitowych. Stało się tak mimo założenia masek ochronnych” – przekazał UNIFIL. W kolejnych dniach rannych zostało jeszcze kilku żołnierzy, a dwóch trafiło do szpitala z powodu obrażeń poniesionych w wyniku eksplozji w pobliżu wieży obserwacyjnej ONZ.
Premier Netanjahu kilkukrotnie wzywał sekretarza generalnego ONZ Antonia Guterresa do natychmiastowego wycofania błękitnych hełmów z obszarów, na których Izrael walczy z Hezbollahem. Dodał, że libańska grupa wykorzystuje międzynarodowe oddziały jako żywe tarcze. – Odmowa ewakuacji żołnierzy UNIFIL czyni z nich zakładników Hez bollahu. To zagraża zarówno im, jak i życiu naszych żołnierzy – stwierdził „Bibi”. Izraelczycy uważają, że błękitne hełmy zbyt długo przymykały oko na zbrodniczą aktywność bojowników na pograniczu. „Hezbollah od dawna wykorzystuje obszary, na których znajdują się pozycje i bazy UNIFIL, do prowadzenia działań terrorystycznych przeciwko państwu Izrael” – napisały IDF na portalu X.
Brak zaufania Tel Awiwu do ONZ wykracza daleko poza kwestie związane z działalnością misji pokojowej. Wielu przedstawicieli rządu uważa, że międzynarodowa organizacja stała się antyizraelska i antysemicka. Choć ONZ odegrała kluczową rolę w utworzeniu państwa żydowskiego, ich relacje szybko uległy pogorszeniu. Były ambasador Izraela przy ONZ Gilad Erdan powiedział zimą tego roku, że dobra wola i wdzięczność, jaką raczkujące państwo odczuwało wobec ONZ w 1948 r., w kolejnych latach zanikły. Od tamtego czasu organizacja przyjęła bowiem w swoje szeregi wiele krajów, które mają krytyczny stosunek do izraelskiej strategii w sprawie Palestyńczyków – widać go choćby po wynikach głosowań w Zgromadzeniu Ogólnym. W połowie września większością 124 głosów przyjęło rezolucję wzywającą Tel Awiw do bezzwłocznego zakończenia okupacji terytoriów palestyńskich. Przeciw było zaledwie 14 państw, a 43 wstrzymały się od głosu.
Nieznoszący sprzeciwu Izrael widzi dziś w ONZ wroga, który go karci i krytykuje. To dlatego na początku października władze zakazały sekretarzowi generalnemu wjazdu do kraju. Minister spraw zagranicznych Jisra’el Kac powiedział, że Antonio Guterres stał się per sona non grata za odmowę jednoznacznego potępienia irańskiego ataku rakietowego na Izrael z początku października. Tak odczytano krótkie oświadczenie, w którym Guterres sprzeciwił się eskalacji konfliktu na Bliskim Wschodzie i wezwał do zawieszenia broni. Nie odniósł się wprost do irańskiego ostrzały, który był odpowiedzią na dokonane przez Izraelczyków zabójstwa przywódcy Hezbollahu Hassana Nasrallaha w Bejrucie i lidera Hamasu Isma’ila Hanijji w Teheranie.
Guterres jest uważany w Tel Awiwie za polityka propalestyńskiego, a więc anty- izraelskiego. Z falą krytyki spotkał się już po tym, jak stwierdził, że atak Hamasu z 7 października „nie nastąpił w próżni”. Erdan, który kierował wówczas izraelską misją przy ONZ, oświadczył, że „sekretarz generalny jest całkowicie oderwany od rzeczywistości w regionie”. „Nie ma sensu rozmawiać z tymi, którzy okazują współczucie dla najstraszliwszych okrucieństw wyrządzonych obywatelom Izraela i narodowi żydowskiemu” – napisał w mediach społecznościowych.
Wrogość wobec ONZ wiąże się z trudnymi relacjami z Agencją Narodów Zjednoczonych dla Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie (UNRWA), która wspiera mieszkańców Strefy Gazy i Zachodniego Brzegu. Przez ostatni rok Tel Awiw włożył dużo wysiłku w to, aby doprowadzić do jej likwidacji. Według niego personel UNRWA uczestniczył w ataku Hamasu z 7 października. Tysiące terrorystów przedarło się wtedy przez mur, zabijając ok. 1,2 tys. osób, a kolejne 251 biorąc jako zakładników. Dochodzenie ONZ wykazało, że z ok. 14 tys. pracowników agencji dziewięciu „mogło” być zaangażowanych w ofensywę (zostali zwolnieni). Dążenia do jej zamknięcia uznano więc za przesadzone. Mimo to komisja w izraelskim parlamencie zatwierdziła projekt ustawy, która zakazuje działalności UNRWA na terytorium Izraela. Zdaniem szefa agencji Philippe’a Lazzariniego może to spowodować, że do Palestyńczyków ze Strefy Gazy przestanie docierać jakiekolwiek wsparcie. UNRWA jest największym dostawcą żywności i innych niezbędnych produktów do pogrążonej w katastrofie humanitarnej enklawy.
Niezależny świadek
Jest wiele sygnałów, że dla Zachodu ostrzał pozycji UNIFIL na południu Libanu to przekroczenie czerwonej linii. W końcu chodzi o misję, w której służą sojusznicy państwa żydowskiego: Polacy, Francuzi, Węgrzy, Włosi czy Holendrzy. Profesor Patrycja Grzebyk z Uniwersytetu Warszawskiego podkreślała w niedawnej rozmowie z DGP, że atakując błękitne hełmy, Izrael narusza prawo humanitarne. – Jeśli do ostrzału doszło celowo, to zgodnie ze statutem Międzynarodowego Trybunału Karnego jest to zbrodnia wojenna. W takiej sytuacji nie musi dojść do jakichkolwiek strat, żeby mówić o naruszeniu prawa humanitarnego. Samo celowanie w misję stanowi zbrodnię wojenną – tłumaczyła. Jej zdaniem, przeprowadzając naloty na bazy UNIFIL, Izrael próbuje zmusić żołnierzy do wycofania się z pogranicza, aby nie byli świadkami jego działań. – Siły UNIFIL, które stacjonują w Libanie, mają za zadanie patrolować teren i informować, czy jedna albo druga strona nie prowadzi tam działań zbrojnych. Izraelowi to przeszkadza, bo chce na tym obszarze zaprowadzić porządek po swojemu. Nie ma jednak prawa zmuszać członków misji do ewakuacji ani uznawać ich za rodzaj żywej tarczy – stwierdziła ekspertka.
Vanessa Newby z Uniwersytetu w Lejdzie tłumaczy, że rola obserwatorów jest w tym konflikcie niezwykle ważna. – W takich warunkach zwykle dochodzi do sytuacji, w której jedna strona mówi coś zupełnie innego niż druga. Potrzebny jest więc niezależny świadek – mówi ekspertka. I dodaje: to, że w dotychczasowych atakach na UNIFIL niszczono kamery, raczej nie było przypadkiem.
Izrael może dużo stracić, jeśli będzie kontynuować naloty na pozycje misji. Ostrzeżeń w duchu wypowiedzi Macrona zapewne pojawi się więcej. I niewykluczone, że przełożą się na poparcie dla Izraela. Głos francuskiego premiera, który wzywa do zawieszenia dostaw broni do Tel Awiwu, nie jest zresztą odosobniony. Nawet Niemcy, najbliższy w Europie sojusznik Izraela, wstrzymały wysyłkę kolejnych transz pomocy wojskowej do czasu, aż rząd Netanjahu podpisze dokument, w którym zobowiąże się, że nie użyje ich sprzętu, by dokonywać ludobójstwa. Według danych tamtejszego ministerstwa gospodarki, o ile w 2023 r. zatwierdzono sprzedaż broni do Izraela o wartości 326,5 mln euro, o tyle od stycznia do połowy sierpnia 2024 r. wartość eksportu wyniosła już tylko 14,5 mln euro.
Strefa buforowa
Naiwne byłoby twierdzenie, że Izraelczycy atakują UNIFIL tylko ze względu na niechęć do ONZ. W establishmencie wojskowym słychać głosy, że jest to raczej przejaw braku kontroli nad armią. Mówiono o tym także w kwietniu, kiedy żołnierze IDF uderzyli w konwój humanitarny World Central Kitchen w Strefie Gazy. Zginęło siedmiu wolontariuszy, w tym Polak Damian Soból. Izraelskie media pisały, że zabrakło koordynacji na linii dowódcy–żołnierze.
W Libanie sytuacja jest o tyle trudna, że IDF wykorzystuje do walki rezerwistów, którzy – zdaniem niektórych ekspertów – nie wykazują się odpowiednim poziomem profesjonalizmu. Ich dowódcy są już wyczerpani wojną w Gazie, ale też przyzwyczajeni do działania w poczuciu bezkarności. Izraelskich wojskowych uczy się, że misja musi zostać wykonana bez względu na skutki uboczne, co wyjaśnia ogromną liczbę ofiar w enklawie (ok. 42 tys.). W Izraelu nie brakuje osób, które bronią brutalnej polityki armii. – Niestety, żadna wojna nie może być prowadzona bez ofiar cywilnych. Prawo wojenne tego nie wymaga. Nawet jeśli ataki na cele wojskowe doprowadzą do śmierci cywilów, to uznaje się je za dopuszczalne. Oczywiście pod warunkiem, że wyrządzone szkody są proporcjonalne. Nie określa się tego jednak liczbą ofiar, lecz relacją między oczekiwanymi stratami ubocznymi a przewidywanymi korzyściami militarnymi z ataku – mówiła DGP Tammy Caner z Institute for National Security Studies w Tel Awiwie.
Vanessa Newby podejrzewa, że Izrael chce się pozbyć błękitnych hełmów z pogranicza, aby utworzyć tam strefę buforową, czyli de facto okupować część Libanu. Wskazuje na ostatnie posunięcia IDF: – Po pierwsze, Izraelczycy poprosili UNIFIL o wycofanie się o ok. 5 km na północ. Po drugie, wzdłuż niebieskiej linii znajduje się 29 baz i pozycji misji pokojowej. Gdyby UNIFIL ewakuowały się z tego terenu, tych baz nie zajęliby przecież członkowie Hezbollahu – twierdzi ekspertka Uniwersytetu w Lejdzie. Według niej IDF przekształciłby je w swoje twierdze.
Newby nie wierzy, że ta strategia opłaci się władzom w Tel Awiwie na dłuższą metę. – W przeszłości Izrael już okupował część Libanu. W końcu został zmuszony do ewakuacji – częściowo ze względu na rosnącą siłę Hezbollahu, ale także z powodu presji miejscowej ludności, która organizowała demonstracje przeciwko siłom okupacyjnym. Z kolei w Izraelu zawiązała się koalicja matek, która walczyła o wydobycie swoich synów z Libanu w obawie, że tam zginą – wyjaśnia. ©Ⓟ