Popularność podcastu zaskoczyła ekspertów i fantastów. Ludzkość miała się zanurzyć w metawersum, a zanurzyła się w opowieściach

Pionierem miało być porno. „Podłej proweniencji pionierem postpiśmienności”, którą będzie charakteryzować bezpośredni charakter transferu przeżyć. To epoka, w której nie potrzeba ani słowa wypowiedzianego, ani słowa zapisanego, w której nie potrzeba symboli, by poczuć coś, co czują inni, i przekazać innym to, co czujemy my. Technologie to umożliwiające – którym dała początek fotografia, a które dziś doskonalą się w wirtualnej rzeczywistości – dzięki neuronaukom będą w stanie przekazywać myśl i emocję w jej czystej formie, z mózgu do mózgu, bez pośrednictwa zmysłów. Dzisiaj jesteśmy w fazie przejścia. Ostatnie bastiony pisma i związanych z nim logiki, argumentu, dyskusji, jeszcze trwają, ale się kruszą. Wraz z nimi rozpada się społeczeństwo i wspólnota – na rzecz zbioru „miliardów tożsamości”. Rynek idei zostaje zastąpiony przez rynek przeżyć. Wyłania się nowy rodzaj człowieka. Na dobre czy złe? Nowy człowiek tych kategorii nie stosuje.

Powyższe to wizja, którą w zbiorze esejów „Po piśmie” przedstawia Jacek Dukaj. Specjalista od fantastyki filozoficznym i poetyckim piórem tworzy obraz świata mogącego być równie dobrze dystopią, co faktycznym etapem rozwoju ludzkiej cywilizacji. Co ciekawe, książka zyskała rozgłos w 2019 r., dokładnie w tym samym czasie, gdy internet rewolucjonizował fenomen, który każe dziś postawić znak zapytania nad trafnością Dukajowskiej diagnozy: podcast.

Podcaster wagi ciężkiej

To kombinacja słów: „iPod” oraz „broad cast” (nadawanie). Po raz pierwszy pomyślałem, że to nie tylko jedna z licznych nowych form sieciowej ekspresji, ale coś znacznie bardziej interesującego, gdy w maju 2020 r. podano, że serwis streamingowy Spotify zapłacił 100 mln dol. za pozyskanie kontrowersyjnego podcastu The Joe Rogan Experience. Dzisiaj wiemy, że była to umowa na 200 mln dol., a podpisane w tym roku jej przedłużenie (i to niegwarantujące wyłączności!) opiewa na 250 mln dol.

Cóż takiego były bokser, komentator sportowy i komik ma do zaoferowania, że w ciągu czterech lat zgarnia równowartość 1,6 mld zł? Wywiady, z których rzadko który jest krótszy niż 2 godziny, długość rekordowego zaś– z aktorem Duncanem Trussellem – to niemal 5,5 godziny. U Rogana bywają sportowcy, politycy, muzycy, pisarze, naukowcy, biznesmeni. Wszyscy zapewne widzieliście memy z Elonem Muskiem osnutym dymem z jointa. To też było u Rogana (na zdjęciu). Jego rozmowy mają trzy charakterystyczne cechy. Po pierwsze, Rogan zadaje niewiele pytań. Po drugie, daje się wypowiedzieć gościom i rzadko im przerywa. Po trzecie, porusza tematy kontrowersyjne, których unikają media głównego nurtu. No i jako osoba da się lubić.

Ale to składniki sukcesu tylko największego podcastera, a przecież popularnych twórców podcastów są tysiące. Są podcasty poświęcone nauce, sportowi lub relacjom damsko-męskim. Są dokumentalne, głównie kroniki kryminalne, bądź opowiadające historie wojenne. Są edukacyjne, poświęcone językom albo samorozwojowi. Są filmowe, muzyczne, polityczne. I w końcu te najbardziej popularne – newsowe. W sumie na świecie dostępnych jest 5 mln podcastów, z czego 3 mln to aktywnie rozwijane (dane za serwisem Yaguara.co).

Nic nie sugeruje, by pochód podcastów w stronę jeszcze większej popularności miał zostać zatrzymany. Ci, którzy zrozumieją ich siłę, uzyskają wpływ na politykę

Jeśli jesteś użytkownikiem internetu, będąc jednocześnie czytelnikiem DGP, jesteś w grupie docelowej większości podcasterów i będę zdziwiony, jeśli ich nie słuchasz (swoją drogą DGP też publikuje podcasty). Jeśli zaś zdarza ci się ich słuchać, to stanowisz element – to dane z serwisu Backlinko.com za 2023 r. – zbioru 464 mln globalnych odbiorców tego medium, przy czym w tym roku liczba ta ma wzrosnąć do 505 mln. Przeciętny słuchacz poświęca tej czynności 7 godzin tygodniowo, celując w formaty o długości od 20 do 40 minut i robiąc to raczej w godzinach porannych za pomocą smartfona. Zwykle jedząc śniadanie, prasując albo biegając.

Najwięcej słuchaczy podcasty mają w USA, Szwecji i Norwegii. Polska nie mieści się w pierwszej dziesiątce, ale rozsądnie byłoby dodać: jeszcze. Jesteśmy podcastowymi treściami wręcz zalewani. Z raportu „Słuchacz podcastów w Polsce 2022” przygotowanego przez Grupę Eurozet wynika, że w 2022 r. podcasty docierały w miesiącu co najmniej raz do 31 proc. internautów, a co piąty z nich włączył podcast minimum raz w tygodniu. Trend jest wzrostowy, a zyskujący globalny rozpęd fenomen podcastów to coraz większe pieniądze – pozyskiwanie z reklam, partnerstw, crowdfundingu. Według Backlinko.com w 2023 r. rynek podcastów wart był 23 mld dol. Szacuje się, że w 2030 r. będzie to 100 mld dol. Wzrost o 400 proc.

Powrót do przeszłości?

Niezwykła popularność podcastów to fenomen ostatniej dekady, wzmocniony efektem pandemii, gdy przeczesywaliśmy sieć w poszukiwaniu czegokolwiek, co zapełni nam kolejne smętne godziny lockdownu. Jednak podcast jako forma przekazu liczy sobie już 24 lata. Powstał dzięki wynalezieniu formatu MP3 i powszechności jego odtwarzaczy. To właśnie jeden z producentów takich odtwarzaczy, firma i2Go, zaoferował usługę ściągania z sieci newsów w formie audio. Dzięki RSS, dziś już niepopularnej technologii oznaczania i propagowania treści – pierwsze podcasty zaczynały zdobywać coraz większą rzeszę fanów.

Przypominały audycje radiowe, ale nie były nimi, gdyż nie miały ograniczeń charakterystycznych dla radia. Były dostępne na żądanie i nie miały ramówki wyznaczającej maksymalny czas trwania. Oferowały spersonalizowane treści. Nie miały „właścicieli” w instytucjonalnym rozumieniu. Miały globalny zasięg i niską barierę wejścia. Każdy mógł spróbować. W 2005 r., gdy Apple otworzyło własną platformę podcastową na iTunes, pojawiły się nowe, niepraktykowane przez rozgłośnie radiowe możliwości komercjalizacji treści. Najsilniejsze lewary popularności miały się jednak pojawić dopiero za kilka lat. Były nimi najpierw serwisy społecznościowe, które umożliwiły szersze dzielenie się treściami, a w końcu streaming, który zaoferował nieprzebrane biblioteki nagrań dostępnych od zaraz.

Wraz z rozwojem technologii mobilnych i wraz z coraz ściślejszym połączeniem człowieka z maszyną, gdy nieustannie słyszymy tyrady o negatywnym oddziaływaniu nowych technologii na naszą zdolność koncentracji, a także na naszą zdolność do tworzenia więzi społecznych, rośnie w siłę podcast. Medium, które swoją siłę opiera na ludzkiej zdolności do wsłuchiwania się w głos drugiego człowieka, w dodatku człowieka nadającego zwykle całkiem poważny i wymagający skupienia komunikat. Oraz na współtworzeniu rozmawiającej ze sobą społeczności, która dodatkowo bierze udział we wspólnych działaniach inicjowanych przez podcastera. Jak to się ma do Dukajowskiej prognozy o epoce postpiśmiennej? Nie falsyfikuje jej, ale każe ją zmodyfikować. W ujęciu Dukaja słowo zanika na rzecz bezpośredniego transferu przeżyć zamiast odradzać się w gawędzie.

Trzeba przyznać, że próby stworzenia technologii umożliwiających bezpośredni transfer przeżyć trwają, ale faktyczny ruch zmierza w innym kierunku. Oto postpiśmienność objawia się powrotem do kultury mówionej, ale też nie całkiem do tej kultury mówionej, którą Dukaj opisuje. W tej dawnej kulturze mówionej, pisze Dukaj, „wszelkie nowatorstwo jawi się zagrożeniem. Oznacza ryzyko zniszczenia wiedzy zachowanej w formułach, rytuałach, wzorcach. Nie ma tam bowiem pewnego sposobu, by po zmianie wrócić do oryginału. (...) Toteż wielka jest redundancja przekazu oralnego. Powtórzenie tam to nie błąd – to jedynie zabezpieczenie przed entropią w braku trwałych nośników przeżyć”.

Właśnie. Brak trwałego nośnika sprawiał, że słowo dla człowieka przed pismem było wszystkim i w tym sensie to, co powiedziane raz, było nienaruszalne. Potem pismo, stając się nośnikiem słowa, dopuściło wielość i myślenie kategoriami scenariuszy alternatywnych oraz logikę. Z tej perspektywy słowo przestało być święte, gdy zostało zapisane. Dzisiaj można słowo zapisać i odtwarzać bez pisma, co sprawia, że nowa kultura mówiona zawiera pierwiastki wszystkich poprzednich epok. Dukaj pisze też, że – i tu z kolei niewiele się zmienia w porównaniu z kiedyś – „wbudowana w kulturę oralną była antagonistyczność: walka, spór. Głos był narzędziem przemocy. (...) Narracje oralne charakteryzuje przesada, emfaza pozaracjonalna. (...) Wszystko musi być tam bardziej”.

Tam, gdzie mówimy i jesteśmy słuchani, stosujemy hiperbolę, by utrzymać uwagę odbiorców, by być w jej centrum. To robią często podcasterzy, poruszając kontrowersyjne i konfliktujące kwestie, używając ostrego języka, sarkazmu. Jeśli fenomen podcastu oznacza rodzaj powrotu do przeszłości, to częściowo. Technologia, w tym wytworzona dzięki kulturze pisma technologia wiedzy, daje efekt w postaci jakościowo innej, może lepszej kultury oralnej.

Skald, maggid, opowiadacz

„Dawna” kultura mówiona nie odeszła natychmiast wraz z wynalezieniem pisma, a dopiero wraz z eliminacją analfabetyzmu. To kwestia ostatnich 124 lat. Jeszcze w 1900 r. tylko 20 proc. populacji globu potrafiło pisać i czytać. Do tego momentu głównym sposobem pozyskiwania informacji były opowieści, pieśni, słowa autorytetu. Afrykańscy grioci, celtyccy skaldowie, francuscy trubadurzy, żydowscy maggidzi, rozmaici prorocy i szaleni kaznodzieje – niezliczone rzesze opowiadaczy przemierzały świat, zanim zastąpiły ich na dobre szkolne podręczniki, gazety, pisma popularnonaukowe i miliony książek. Czy zatem podcaster to „potomek” opowiadaczy z przeszłości?

Na ogólnym poziomie łączy ich wiele. Dostarczają wiedzy o świecie, pomagają zrozumieć przeszłość, odnaleźć się w teraźniejszości oraz przygotować na przyszłość. O ile jednak dawniej instytucja opowiadacza brała się z braku alternatyw, o tyle dzisiaj wynika z ich nadmiaru. Człowiek pada ofiarą przebodźcowania i przesycenia informacją. Jak ujmuje to jeden z moich ulubionych podcasterów, prof. ekonomii Russ Roberts, człowiek współczesny „pije wodę wprost z hydrantu”. Nie chodzi tylko o ilość informacji, które do niego docierają, lecz także o sam sposób ich dotarcia – nieustannie i agresywnie konkurują o naszą uwagę. A ludzka uwaga to dobro ograniczone i najcenniejsze – umiejętność jej skupienia to warunek jakiejkolwiek nauki.

Wiele razy w swoich artykułach zwracałem uwagę na rozziew między tempem ewolucji biologicznej a tempem postępu technicznego. Nasz umysł, żeby nie rozpaść się na kawałki, musi się nauczyć doganiać postęp technologiczny. Wiemy o strukturze naszego umysłu, że jest wynikiem ewolucji ciągnącej się przez setki tysięcy lat. Ewolucja ta odbywała się w świecie, który funkcjonował mniej więcej tak samo: chodziło o adekwatne reagowanie na bliskie zagrożenie. Nie bez przyczyny ośrodki strachu i nagrody należą do najstarszych ewolucyjnie części naszego mózgu. Wraz z rozwojem cywilizacji rozbudowana zdolność do wykrywania bliskich zagrożeń i związane z nią nieufność oraz strach przed nieznanym stawały się coraz mniej przydatne w swojej pierwotnej formie. Dzisiejszy świat premiuje ryzyko, otwartość, a nie zachowawczość i wsobność. Szacowanie ryzyka stało się czynnością matematyczną, a nie instynktowną. Ilość informacji, którą musiał przetwarzać człowiek historyczny, by się odnaleźć w świecie, była niepomiernie mniejsza niż ilość informacji, którą musi przetwarzać dzisiaj. Jak szybko nasz umysł ewoluuje, by zaadaptować się do tej nowej rzeczywistości? To jest obszar niewiedzy. Naukowcy próbują, ale nie potrafią precyzyjnie oszacować tempa ewolucji ludzkiego mózgu w odpowiedzi na zmiany cywilizacyjne ostatnich 200–300 lat. Dostrzegają, badając zmiany w genomie, skanując mózgi czy badając zdolności poznawcze, pewne zmiany (zwiększenie gęstości neuronów albo zmiany w ekspresji genów), ale to wciąż za mało, by przedstawić konkluzywne wnioski. Dlatego można spekulować.

Jednym z oczywistych założeń, które można przyjąć, jest uznanie, że nasze umysły będą się starały dopasowywać do nowej rzeczywistości, wykorzystując wariacje działań, które podejmowały w przeszłości. Kultura mówiona ma znacznie dłuższą historię niż kultura pisma, a zapewne odkąd człowiek nauczył się komunikować z użyciem języka, zaczął też opowiadać. Trwają spory o to, czy historia naszego języka sięga miliona lat wstecz, 300 tys. lat wstecz, czy może tylko 70 tys., ale każdy z tych wariantów to okres wystarczająco długi, by odcisnął się na tym, jak działają nasze umysły.

I tak w obliczu chaosu informacyjnego mogącego im przypominać chaos przyrody, z którym mierzył się człowiek prehistoryczny, nasze mózgi mogą się stawać bardziej wyczulone na porządkujące opowieści zasłyszane z ust ludzi uznanych za wiarygodnych. A podcasterzy są za wiarygodnych uznawani (w Polsce za dwukrotnie bardziej niż dziennikarze). Wiedza, którą przekazują, jest przez nas– według raportu Eurozetu – „wykorzystywana w rozmowie”, „wdrażana w życiu codziennym”, w tym w miejscu pracy.

Dzisiejszy opowiadacz ma więc być może większe znaczenie praktyczne dla słuchacza niż opowiadacz sprzed wieków. Autorytet poznawczy, jakim cieszą się podcasty, to – można założyć – objaw ewolucyjnej adaptacji do nowych warunków.

Zawodowi macherzy

Przy okazji wyjaśniania popularności podcastów kusi narracja spod szyldu krytyki społecznej. Oto zatomizowane społeczeństwo, które pogrąża się w depresji i poczuciu braku sensu, znalazło kolejny erzac wspólnoty, ale równie nieskuteczny jak inne. Do podcasterów lgną zapewne jednostki neurotyczne, wyobcowane, osamotnione, poszukujące jakichkolwiek autorytetów. To one tworzą lwią część ich widowni.

Tyle że w istocie śledzenie podcastów nie jest ucieczką dla społecznie niedostosowanych – wiemy to z badań Stephanie J. Tobin i Rosanny E. Guadagno („Why people listen: Motivations and outcomes of podcast listening”). Wynika z nich, że podcastów słuchają częściej osoby cechujące się „wyższą otwartością na doświadczenie, ciekawością epistemiczną i potrzebą poznania”. Podcastów słuchają więc osoby o wysokim zapotrzebowaniu na przydatne informacje. Te, które chcą usłyszeć sygnał, nie hałas. Od podcastów oczekuje się, że będą sitem odsiewającym ziarno od plew. Jednocześnie okazuje się, że osoby o wyższej potrzebie przynależności, a także cechujące się wyższymi poziomami neurotyzmu są mniej skłonne do śledzenia podcastów. „Te dwa odkrycia pomagają odróżnić słuchanie podcastów od korzystania z mediów społecznościowych, które są pozytywnie powiązane z potrzebą przynależności i neurotycznością” – piszą badaczki.

Psychologicznych zalet podcastów jest więcej. Z badania wynika, że osoby słuchające częściej podcastów, częściej też wykazują poczucie „sensu” w życiu (definiowanego w psychologii jako poczucie celu, znaczenia i spójności) oraz angażują się z podcasterami w relacje „parasocjalne”, co oznacza tworzenie jednostronnego poczucia więzi z nimi. Podcasterzy są świadomi znaczenia tego efektu dla rozwijania swoich platform, dlatego często wchodzą w bezpośrednie reakcje ze słuchaczami za pośrednictwem mediów społecznościowych. Pozwalają im np. wpływać na treść podcastów, wypowiadać się w nich, ale też dzielą się z nimi osobistymi informacjami. Te relacje parasocjalne są głębsze niż wcześniejsze formy występujące w kontakcie widzów z gwiazdami srebrnego ekranu, spikerami czy aktorami.

Podcasty i ich rosnąca popularność to pozytywny przejaw rozwoju mediów internetowych. Dają nadzieję, że faza fascynacji prostym, wyizolowanym z kontekstu, emocjonalnym przekazem, jaki serwują „tradycyjne” social media, w końcu minie. Są one też pozytywnym przykładem „samoregulacji” rynku, który wytwarza bez urzędniczego nakazu alternatywę wobec usług o dużych kosztach zewnętrznych.

Nic na razie nie sugeruje, by pochód podcastów w stronę jeszcze większej popularności miał zostać zatrzymany. Ci, którzy zrozumieją ich siłę, uzyskają wpływ na politykę, społeczeństwo, gospodarkę. Podcasty bowiem tworzą i popularyzują istotne dla tych sfer narracje. Podcasterzy znajdą się więc wkrótce na celownikach, by zacytować utwór zespołu Lady Pank, „zawodowych macherów od losu”, a więc rozmaitych lobbystów i ruchów politycznych. Jak pisał ekonomiczny noblista Robert J. Shiller w „Narratywnej ekonomii”: „Ostatecznie narracje są głównymi wektorami szybkich zmian w kulturze i w zachowaniach ekonomicznych. Czasami narracje łączą się z modami. Doświadczeni marketerzy i promotorzy wzmacniają je, próbując czerpać z nich zyski”. I to jest – by nie wyjść na bezkrytycznego piewcę – zagrożenie dla podcastu: że utraci wiarygodność albo stanie się narzędziem manipulacji. ©Ⓟ