Dobra wiadomość jest taka, że konflikt w prokuraturze, który tylko multiplikuje problemy – a tych i bez tego w tej strukturze nie brakuje – można by bardzo szybko rozwiązać. Zła: to się nie wydarzy, bo obie strony musiałyby zrobić krok w tył i przyznać się do błędu. Co prawda wtedy wygrałoby państwo, ale Państwo są duzi i dobrze wiedzą, że już choćby z tego powodu jest to nierealistyczne.

Co bardziej pragmatyczni Czytelnicy mogą w tej chwili przejść do innego tekstu. Pozostałym – zwłaszcza tym, którzy nie śledzą na bieżąco zamieszania, jakie po sądownictwie dla odmiany dotknęło prokuraturę – opowiem krótką bajkę. Gotowi?

No to zaczynamy. W naszej bajce występują:

prokurator krajowy Dariusz Barski w roli „PK na Wygnaniu”,

pełniący obowiązki prokuratora krajowego Jacek Bilewicz w roli „PK Uzurpatora”,

prokurator krajowy in spe Dariusz Korneluk w roli „PK Konkursowego”

i inni.

Status poszczególnych PK, jak i to, który z nich jest legalny, a który nie, zależy od tego, kogo zapytać. Bo niby prawo jest jedno, ale interpretujących je wielu.

Zacznijmy od PK na Wygnaniu. Zdaniem prokuratora generalnego Adama Bodnara nie jest on prokuratorem krajowym. A to dlatego, że przepis, na podstawie którego Barski wrócił w 2022 r. ze stanu spoczynku (takiej prokuratorskiej emerytury, w trakcie której próbował robić polityczną karierę), przestał obowiązywać w 2016 r. Data obowiązywania tego rodzaju regulacji (zwanych epizodycznymi) zazwyczaj jest jasno określona i nie trzeba jej wyinterpretowywać za pomocą trzech opinii prawnych, ale w tym przypadku magicznym sposobem okazało się, że jednak jest inaczej. To materiał na inną bajkę, więc na potrzeby niniejszej poprzestańmy na eufemistycznym stwierdzeniu, że wniosek, iż ta konkretna regulacja obowiązywała jedynie przez dni 60, jest dość kontrowersyjny.

Oczywiście Prokurator na Wygnaniu się z nim nie zgadza. Choć do pracy nie przychodzi, nadal uważa się za prawowitego i legalnego PK. Nie zwrócił się jednak do sądu pracy, który mógłby przesądzić o jego statusie (jest prokuratorem w stanie czynnym czy spoczynku?). Po prawdzie trzeba zaznaczyć, że żadnej decyzji, postanowienia czy innego pisma, które w jakiejś sensownej procedurze dałoby się zaskarżyć, nie dostał i nawet przedstawiciele Ministerstwa Sprawiedliwości pytani na gorąco, do którego sądu ma się udać Barski, nie byli pewni – może pracy, a może administracyjnego? Stronę PK na Wygnaniu wzięli pozostali zastępcy PG (także z nadania poprzedniej władzy), otwarcie występując przeciwko swojemu nowemu zwierzchnikowi. Takie harce dla autorytetu instytucji opartej na zhierarchizowanej zależności są zabójcze, ale nie traćmy czasu na aktorów drugoplanowych.

Koniec końców Barski do żadnego sądu nie poszedł, tylko od razu na bogato poskarżył się Trybunałowi Konstytucyjnemu. A ten – w osobie sędzi Krystyny Pawłowicz – wydał postanowienie tymczasowe nakazujące prokuratorowi generalnemu powstrzymanie się od uniemożliwiania Barskiemu wykonywania funkcji PK, natomiast Jackowi Bilewiczowi (p.o. PK) od wykonywania zdań, które zdaniem TK pozostają w gestii Barskiego.

W odpowiedzi prokurator generalny Adam Bodnar zamówił kolejne trzy opinie, tym razem konstytucjonalistów, z których wynika, że trybunalskie postanowienie jest orzeczeniem nieistniejącym. Barski wszak nie wyczerpał drogi sądowej, zanim wniósł skargę do TK, a rozpoznająca jego sprawę sędzia Pawłowicz powinna się wyłączyć od orzekania, bo brała udział w uchwaleniu zaskarżonego przepisu, a także należała do tej samej partii, z list której późniejszy PK na Wygnaniu bezskutecznie próbował dostać się do Sejmu.

Przyjęcie, że Barski nigdy nie był PK, bo przez cały czas pozostawał w stanie spoczynku, wywołało lawinę. Zaczęto bowiem kwestionować nominacje, których dokonał jako PK. A powołał on np. 319 asesorów prokuratury. Jeśli przyjmiemy, że Barski nie był PK, to oni nie odebrali nominacji od uprawnionego podmiotu. Minister sprawiedliwości prokurator generalny przekonuje, że Barski wprawdzie nie był nigdy PK, ale jego decyzje, które jako PK podejmował, magicznym sposobem pozostają w mocy. Ostatecznie z urzędu, przy okazji konkretnych spraw, rozstrzygną to sądy (a wyroki tychże – także w bajkach – są niezbadane). Jeśli będą się przychylać do kwestionujących status asesorów wniosków obrońców, to sprawy prowadzone przez tych pierwszych trafią do kosza.

Drugą konsekwencją przyjęcia, że przepis o możliwości powrotu ze stanu spoczynku obowiązywał tylko przez 60 dni, jest uznanie, że Barbara Zapaśnik, która w 2016 r. wróciła do Prokuratury Regionalnej w Szczecinie, również przez te siedem i pół roku prokuratorem nie była. Wniosek złożyła wprawdzie we właściwym (tj. wyinterpretowanym dla nowego prokuratora generalnego) terminie, ale decyzja o jej przywróceniu do służby została wydana kilkanaście dni później. Na ten fakt powołał się już pewien obrońca, wskutek czego Sąd Okręgowy w Szczecinie umorzył postępowanie dotyczące przestępstw gospodarczych, w którym akt oskarżenia wniosła prokurator Zapaśnik. Orzeczenie jest nieprawomocne, ale istnieje ryzyko, że wszystkie podejmowane przez nią w tym czasie czynności będzie trzeba uznać za nieważne. O tym przekonany jest ów obrońca, który przepowiada, że oto wszystkie dowody zgromadzone przez prokurator (ale w stanie spoczynku) Zapaśnik w myśl prawa mają teraz wartość makulatury.

Jeśli zgodzimy się, że Barski nigdy nie był prokuratorem krajowym, to powinniśmy też uznać, że Jacek Bilewicz nie może pełnić obowiązków PK, ponieważ może to robić tylko prokurator Prokuratury Krajowej. A Bilewicza na to stanowisko awansował… Barski, i to na kilka godzin przed tym, nim mu oznajmiono, że jest emerytem.

W praktyce status Bilewicza też jest kwestionowany, ale nie dlatego, iż został on skażony dotykiem Prokuratora na Wygnaniu, lecz ponieważ dla części prokuratorów – i sądów – jest on uzurpatorem, bo legalnym PK pozostaje Barski. A że p.o. PK Jacek Bilewicz po zajęciu miejsca Barskiego też nie zasypiał gruszek w popiele i ochoczo wziął się do wymiany szefów poszczególnych jednostek, sprawa dodatkowo się komplikuje. Szybko okazało się bowiem, że nie wszyscy respektują te nominacje, a więc i działania awansowanych.

Dokładnie tydzień temu Sąd Apelacyjny w Warszawie zwrócił wniosek o przedłużenie tymczasowego aresztowania podpisany przez zastępcę prokuratora regionalnego. Powód? Mianował go „Prokurator Uzurpator”, więc powołanie było nieskuteczne, ergo wszystkie czynności podejmowane przez nominata Bilewicza należy uznać za nieistniejące. Pikanterii tej sytuacji dodaje to, że sędzia, która doszła do tego wniosku, sama jest neosędzią nominowaną przez prezydenta na podstawie procedury przed kwestionowaną przez sporą część prawników Krajową Radą Sądownictwa. Kto mieszka w Polsce, ten się w cyrku nie śmieje.

Co zrobiła prokuratura? Ponownie złożyła ten sam wniosek o przedłużenie tymczasowego aresztowania, tyle że wraz z wnioskiem o… wyłączenie sędziego, którego status jest wadliwy. Formalnie będzie to jednak nowa sprawa. Jeśli Fortuna w postaci maszyny losującej tak sprawi, to może ona trafić do innego wydziału karnego, a tym również kieruje neosędzia. W dodatku taka, która już kwestionuje status innego prokuratora mianowanego przez p.o. PK Jacka Bilewicza. Jeśli to ona będzie rozpatrywać ponownie wniesiony wniosek o przedłużenie aresztu, to również na bank ponownie zwróci ją do Prokuratury Regionalnej. Ta zaś go ponowi, domagając się wyłączenia kolejnego sędziego, tym razem z innego wydziału. Ten ping pong będzie sobie trwał w najlepsze. Tyle że księga wiedzy tajemnej zwana kodeksem postępowania karnego prawi, że decyzja o przedłużeniu aresztu musi zapaść w określonym terminie. Jeśli akta będą sobie krążyć pomiędzy sądem kwestionującym status prokuratorów a prokuraturą podważającą status sędziów, aż piasek w klepsydrze się przesypie, to decyzja w tej sprawie nie zapadnie. A wówczas – jak głosi kodeks – będzie trzeba zamienić areszt na jakiś wolnościowy środek zapobiegawczy albo w ogóle z niego zrezygnować. Co prawda tymczasowych aresztów, zwłaszcza długotrwałych, stosujemy w Polsce zbyt dużo, ale coś mi mówi, że nie jest to najlepsza strategia prowadząca do zmniejszania ich liczby.

Mamy wreszcie Prokuratora Konkursowego, czyli Dariusza Korneluka, którego na to stanowisko rekomendował zespół powołany zarządzeniem ministra sprawiedliwości. Jego status też jest kwestionowany, bo dla Barskiego et consortes konkurs był nielegalny, ponieważ nie przewiduje go ustawa. Może i nie przewiduje, ale też nie zabrania. Nie wydaje mi się, by zastąpienie dyskrecjonalnej decyzji prokuratora generalnego konkursem, do którego może się zgłosić każdy prokurator (nawet z rejonu), a do którego przesłuchania są transmitowane w internecie, było czymś nagannym. Owszem, można się zastanawiać, czy w składzie komisji powinno być aż tylu adwokatów (niech no tylko ktoś spróbuje sobie wyobrazić sytuację odwrotną!), ale pretensje można by mieć, gdyby zamiast przedstawienia koncepcji prokuratury i merytorycznych dyskusji zorganizowano wyścig w workach. Co prawda na mieście, jeszcze zanim minął termin przyjmowania zgłoszeń, już się mówiło, że wygra Korneluk, ale nie musi to wcale znaczyć, że konkurs był ustawiony. Może po prostu wygrał najlepszy? Na podstawie samych przesłuchań trudno to przesądzić, bo ważne były też stanowiska składane na piśmie, a swoje, po zakończeniu konkursu, opublikował tylko zwycięzca.

Prokuratora krajowego in spe, zanim zostanie formalnie wskazany premierowi przez prokuratora generalnego, trzeba będzie też najpierw awansować do Prokuratury Krajowej. To najprawomocniej stanie się na wniosek Bilewicza, więc status PK Konkursowego też będzie podważany. Nie zapominajmy też, że w procesie powołania PK opinię musi wydać jeszcze prezydent, a ten trzyma stronę Barskiego. I choć to opinia niewiążąca, to wielce prawdopodobna negatywna ocena nominacji Korneluka jeszcze wzmocni tendencje do kwestionowania jego statusu i przez sądy (zwłaszcza z przedrostkiem neo-), i przez obrońców (maści wszelakiej). Warto dodać, że status prokuratorów powołanych przez Bilewicza kwestionują na razie neosędziowie. Wątpliwości co do statusu asesorów powołanych przez Barskiego zgłaszają też paleosędziowie.

Jak widać, ryzyko, że ten cały chaos będzie tylko narastał, zamiast się zmniejszać, jest spore. Sytuacja zabrnęła tak daleko, że nie sposób już tego węzła rozwiązać. Można go tylko przeciąć, ale do tego potrzeba by dobrej woli wszystkich stron. I odpowiedzialności za funkcjonowanie prokuratury, dobro prowadzonych postępowań, a przede wszystkim ich stron – w szczególności pokrzywdzonych. Gdyby ważniejsze (nie w słowach, lecz w czynach) niż to, kto jest bardziej legalny i kto kogo przechytrzy, stały się cel i funkcje organów ścigania, wówczas do uzdrowienia tychże wystarczyłyby trzy kroki.

Po pierwsze, prokurator generalny Adam Bodnar musiałby powiedzieć, że dokonana przez niego ocena prawna co do czasowego okresu obowiązywania przepisu, na podstawie którego Barski (a i Bogu ducha winna Zapaśnik) wrócili do służby czynnej, była jednak błędna. Ot, wystarczy zamówić kolejne trzy opinie prawne, z których będzie wynikało co innego niż z tych pierwotnych. To nie powinno być trudne. Wtedy mielibyśmy sytuację, w której Barski był i jest prokuratorem krajowym, czynnym prokuratorem przez 7,5 roku była Zapaśnik, nie ma podstaw do kwestionowania statusu asesorów i zagrożenia dla prowadzonych przez nich śledztw.

Po drugie, natychmiast po wydaniu nowej „interpretacji” przez Bodnara Barski wnioskuje o powołanie na prokuratora Prokuratury Krajowej Dariusza Korneluka i w te pędy sam podaje się do dymisji. Nie potrzeba na to zgody prezydenta, bo PK nikt nie odwołuje – sam odchodzi. To samo powinni uczynić pozostali zastępcy PG, którzy nie zamierzają współpracować z nowym szefem Prokuratury Krajowej.

Po trzecie, Dariusz Korneluk – już po objęciu funkcji PK – ponownie powołuje szefów jednostek prokuratury mianowanych uprzednio przez Bilewicza, by nie można było kwestionować ich statusu.

W ten sposób cała ta historia skończyłaby się dobrze. Wszyscy – oprócz przestępców, których ścigano by, jak należy – żyliby długo i szczęśliwie. No, może trzeba by się jeszcze zająć na poważnie problemami w sądownictwie. Ale to już inna bajka. ©Ⓟ