Boczyć się na książkę z powodu jej zawartości – jeszcze ujdzie. Boczyć się z powodu jej czytelników, to, przyznają państwo, niezła przesada. Trudno i darmo, tak właśnie ze mną jest przy okazji lektury „Pańszczyzny” Kamila Janickiego.

Treść jak treść, ale irytuje mnie łatwość, z jaką autor przesuwa granicę pojęcia „niewola pańszczyźniana”, aby znaczyło ono to samo, co „niewolnictwo”. W konsekwencji chłop staje się niewolnikiem, a właściciel folwarku właścicielem niewolników – wizja poruszająca, ale ahistoryczna. Wzdycham z boleścią, kiedy autor wskazuje na źródło z pewnego regionu Rzeczypospolitej szlacheckiej, aby zaraz potem zestawić je ze źródłem z innego – wyciągnięte w ten sposób wnioski są zwykle mylące, bo regiony dawnej Rzeczypospolitej są tak różne, jak dzisiaj Szkocja i Mołdawia. Po kruchym lodzie stąpa zrównywanie opisów dotyczących np. wieku XVI z wiekiem XVIII, nie mówiąc o XIX w. Różne epoki, różne historie. Powstaje zatem wyimaginowany, trochę literacki twór: „Polska” i jej „niewolnictwo”, kraj, który w takiej postaci istnieje tylko dzięki sprawnemu pióru Janickiego. A kiedy już autor rzuca znienacka uwagę o „piewcach” pańszczyzny w intencji rozprawiania się z dzisiejszymi jej zwolennikami, to nieco się peszę, bo skąd tych dzisiejszych bierze? Dostrzeganie, że pańszczyzna była częścią kultury czasów nowożytnych (a potem dopiero stała się widomym znakiem zacofania i niesprawiedliwości), nie tworzy z człowieka piewcy!
W zamian czytelnik otrzymuje dobrze napisaną książkę o trudnych problemach. Ładne, dziennikarskie stawianie pytań: no, ale dlaczego chłopi zgodzili się na pańszczyznę? I przejrzyście, bez śladu żargonu historycznego udzielane odpowiedzi. W sumie – opłaca się lektura. Tylko nie mogę pozbyć się urojenia, że z wypiekami na twarzy czytają „Pańszczyznę” nieszczęśni Polacy, którzy chorują z powodu braku w dawnej historii ich kraju zbrodni analogicznych do niewolnictwa i rasizmu. Jak kanie dżdżu łakną dzieł, które zrównają ich z Amerykanami i umożliwią doszlusowanie do czołówki szlachetnych rebeliantów – z jakimś polskim BLM. Czytają u Janickiego głównie te strony, z których wycisną maksimum ohydy polskiego dziedzictwa: na Ukrainie to byliśmy kolonizatorami! Uff, byliśmy podli. Już wiemy, dlaczego Robert Lewandowski i spółka powinni przyklękać przed rozpoczęciem każdego meczu polskiej reprezentacji. ©℗