PiS zapowiedział krok wstecz, ale stara się go opakować tak, by powstało wrażenie, że działa z własnej inicjatywy i nie poddaje się naciskom Brukseli.

To żadna rekonstrukcja, co najwyżej korekta – słyszeliśmy w ostatnich tygodniach od polityków Zjednoczonej Prawicy. Jak tłumaczy nasz rozmówca z rządu, prawdziwa rekonstrukcja nastąpi dopiero na początku przyszłego roku, gdy wicepremier Jarosław Kaczyński opuści stanowisko wicepremiera, by zająć się sprawami partyjnymi. Jego zdaniem wyodrębnienie resortu sportu, powołanie nowych ministrów (rolnictwa, rozwoju, klimatu i środowiska) oraz dokooptowanie do koalicji republikanów i przedstawicieli Polski OdNowa nie są zmianami ciężkiego kalibru.
Repubielanie i zawodowi wiceministrowie
Roszady w rządzie najprawdopodobniej zostaną ogłoszone w najbliższy wtorek, choć pierwotnie planowano je na ten tydzień. Opóźnienia wynikają nie tylko z trudności związanych ze zgraniem kalendarzy ministrów. Część naszych rozmówców sugeruje, że nie wszystko jest dogadane. – Czy Partia Republikańska rzeczywiście podpisała już umowę koalicyjną z PiS? Adam Bielan w wywiadach mówi o wynegocjowaniu umowy, nie o jej podpisaniu. To niuans, ale sądzę, że nieprzypadkowy – zwraca uwagę polityk z kręgów rządowych. Bielanowcy zapewniają nas z kolei, że umowa jest podpisana.
Pozostaje też kwestia tego, czy Ministerstwo Sportu nie okaże się Ministerstwem Sportu i Turystyki. Jest to o tyle istotne, że dziś za turystykę odpowiada Andrzej Gut-Mostowy, człowiek Marcina Ociepy. Co rodzi pytania o jego dalsze polityczne losy.
Partia Republikańska Adama Bielana ma już ludzi zainstalowanych w rządzie (m.in. ministra w KPRM Michała Cieślaka czy wiceministra aktywów państwowych Karola Rabendę). Do nich dojdzie Kamil Bortniczuk w roli ministra sportu. W obozie władzy kąśliwie mówią o tej grupie „repubielanie” lub „zbielanina”.
Trwają dyskusje, jak potraktować Polskę OdNowa – czyli Marcina Ociepę i siedmioro posłów, pogrobowców Porozumienia Jarosława Gowina (tę grupę rywale nazywają z kolei „związkiem zawodowym wiceministrów”). Czy będzie to równoprawny koalicjant PiS (choć nie jest partią), frakcja w klubie parlamentarnym, czy przystawka do stopniowego skonsumowania? – Można sobie myśleć różne rzeczy, ale bez nas PiS nie ma większości, dlatego chcemy być poważnie traktowani – mówi jeden z ociepowców.
Według naszych informacji toczą się prace nad umową koalicyjną między PiS a Polską OdNowa – podobną do tej, jaką partia Jarosława Kaczyńskiego zamierza zawrzeć z republikanami. Ma obejmować konkretne deklaracje: od kwestii układania list wyborczych (gwarancja startu dla obecnych posłów Polski OdNowa plus dodatkowe miejsca, w tym tzw. niebiorące) przez sprawy programowe po szczegóły personalne. Umowa wciąż nie jest jednak podpisana. Ociepowcy nie mogą liczyć na własny resort jak republikanie. PiS przyjmuje, że i tak mają już swoich wiceministrów w resorcie rozwoju i MON. Ociepa miał otrzymać wprawdzie propozycję objęcia teki ministra bez teki w KPRM, lecz uznał, że większą polityczną siłę przebicia będzie miał na dotychczasowym stanowisku. Niewykluczone, że jego grupa otrzyma jeszcze jakieś stanowisko wiceministra.
W szykowanej rekonstrukcji znamienne jest to, jak okrążony może zostać Mateusz Morawiecki. Nowym ministrem rolnictwa zostanie Henryk Kowalczyk – w miejsce Grzegorza Pudy, który uchodzi za osobę bliską szefowi rządu. Co więcej, Kowalczyk ma być także wicepremierem. Morawieckiemu może się to nie podobać. Choćby dlatego, że kilka lat temu Kowalczyk jako szef Stałego Komitetu Rady Ministrów był rzecznikiem tzw. jednolitej daniny, łączącej PIT oraz składki na ZUS i NFZ. Pomysł w 2016 r. przystopował Morawiecki, ówczesny minister rozwoju i finansów.
Od czasu wyrzucenia z rządu Jarosława Gowina Ministerstwem Rozwoju kieruje premier. Jak pisała Gazeta.pl, prawdopodobnie jego szefem zostanie Piotr Nowak, były wiceminister finansów, obecnie w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. W praktyce oznaczałoby to, że Morawiecki straci bezpośredni wpływ na resort, który był punktem startowym dla budowania pozycji w rządzie. Być może dlatego został tam przeniesiony zaufany człowiek premiera Artur Soboń, wcześniej wiceminister aktywów państwowych. – Nowak jest dobrze przygotowany merytorycznie. Tyle że to Mateusz Morawiecki miał uchodzić za gospodarczą twarz tego rządu. Po co ma hodować na tym podwórku potencjalnego konkurenta? – komentuje osoba z rządu. I dodaje, że premier przyniósł na Nowogrodzką swoje propozycje personalne, ale wszystkie zostały odrzucone.
Z resortu klimatu i środowiska odejść ma mocno obciążony sprawą Turowa Michał Kurtyka, też związany z premierem. O jego dymisji mówiło się co najmniej od wiosny, a jesienią zeszłego roku bezskutecznie próbowano przeforsować go na stanowisko sekretarza generalnego OECD. Kurtykę zastąpi Anna Moskwa, wcześniej związana z Ministerstwem Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Nasi rozmówcy twierdzą, że jest przygotowana merytorycznie, ale nie jest bez znaczenia, że to kandydatura, którą są w stanie zaakceptować ziobryści. Co również ważne – Moskwie bliżej jest do tzw. starej gwardii z Nowogrodzkiej niż do Morawieckiego.
Jeśli te informacje się potwierdzą, to trzy resorty znajdą się poza bezpośrednią sferą wpływów premiera. – Najwyraźniej są w PiS jeszcze siły, które sprzymierzyły się w paru kwestiach przeciwko Morawieckiemu – mówi nasz rozmówca z partii rządzącej. Jacek Sasin, Mariusz Błaszczak czy Beata Szydło niechętnie patrzyli na rosnącą pozycję szefa rządu.
Karkołomna misja
Rolnictwo będzie w dalszej części kadencji resortem strategicznym. O czym świadczy choćby to, że pierwsza konwencja PiS po wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który zaognił relacje z Brukselą, dotyczyła właśnie wsi, w największej mierze uzależnionej od unijnych pieniędzy. W sondażu, jaki na nasze zlecenie przeprowadziła pracownia United Surveys po wyroku TK, 65 proc. ankietowanych stwierdziło, że w jego efekcie szanse na uzyskanie funduszy europejskich zmalały. Wśród mieszkańców wsi ten odsetek wyniósł 78 proc.
Dziś, inaczej niż kilka lat temu, Unia ma konkretne instrumenty finansowego nacisku na Polskę. Jeden z nich to Krajowy Plan Odbudowy (KPO), drugi – rozporządzenie w sprawie mechanizmu praworządności. Pierwszy już działa (pieniądze wciąż nie są Polsce wypłacane, a rząd bierze pod uwagę, że w tym roku nie otrzymamy nawet zaliczki z KPO), drugi może być uruchomiony za chwilę. Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen jest pod coraz większą presją, by oba instrumenty wykorzystać jak najszybciej i jak najskuteczniej.
Bruksela wyraźnie chętniej sięga też po inne narzędzia traktatowe: postępowania przeciwko Polsce (np. w sprawie osób LGBT) i pozwy do Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawach dotyczących wymiaru sprawiedliwości.
PiS zapowiedział krok wstecz, ale stara się go opakować w taki sposób, by powstało wrażenie, że działa z własnej inicjatywy i nie poddaje się naciskom KE. Politycy partii rządzącej twierdzą dziś np., że Izba Dyscyplinarna SN nie wypaliła i potrzebne jest nowe rozwiązanie. I to bardziej kompleksowe – znaczące zmniejszenie liczby sędziów Sądu Najwyższego i spłaszczenie struktury sądów powszechnych. Co prawda likwidacja Izby Dyscyplinarnej będzie realizacją orzeczenia TSUE, ale pozostałe zmiany mogą wywołać kolejną awanturę z Brukselą.
W tym kontekście wystąpienie Mateusza Morawieckiego w Parlamencie Europejskim było próbą pogodzenia ognia z wodą. Premier z jednej strony chciał dać odpór zwolennikom twardego kursu wobec Polski, przekonać Komisję, że orzeczenie TK nie podważa traktatów i że nie powinna się wtrącać w sprawy sądów. Z drugiej – chciał się pokazać wyborcom PiS jako obrońca zmian w wymiarze sprawiedliwości. Na polskim podwórku Morawiecki bierze na siebie polityczne koszty tej operacji, a jednocześnie jest krytykowany przez Ziobrę, że nie realizuje swojej europejskiej misji skutecznie. PiS musi wybierać, czy woli mieć pieniądze z UE i pójść na pewne ustępstwa, czy docisnąć pedał gazu i – bez oglądania się na Brukselę – forsować swoje reformy.
Komisja ds. Banasia
Opozycja na razie jest bardziej zajęta wewnętrznymi sprawami. W PO w ten weekend odbędą się wybory partyjne. Tusk robi dużo, by na czele regionów stanęli wierni mu ludzie. Zmiany szykują się w kilku miejscach – m.in. we władzach struktur na Dolnym Śląsku, Pomorzu i Mazowszu. Trzęsienia ziemi raczej nie należy się spodziewać w Senacie. W ostatnim czasie pojawiały się doniesienia o rzekomym ultimatum Tuska dla marszałka Tomasza Grodzkiego (według nich przewodniczący PO domagał się zrzeczenia się przez niego immunitetu w związku z oskarżeniami o korupcję). Mówi się, że relacje obu polityków są nie najlepsze. Jeden z rozmówców DGP zwrócił uwagę na kolejność wystąpień na ostatnim wiecu Tuska po wyroku TK, zorganizowanym na placu Zamkowym w Warszawie. – Trochę zastanawia, że marszałek Senatu przemawia po prezesie Krajowego Stowarzyszenia Sołtysów – śmieje się polityk PO. Inni twierdzą, że nie było w tym złej woli. – Wiadomo, że Tusk musiał zacząć, to on skrzyknął ludzi. Po nim musiał być Trzaskowski, który z racji miejsca protestu występował w charakterze gospodarza. Ustaliliśmy, że po nich przyjdzie czas na wystąpienia osób niezwiązanych z PO, by pokazać, że to wydarzenie ponadpartyjne. Grodzki nie miał z tym problemu – przekonuje ważny polityk Platformy. Marszałek Senatu może być na razie spokojny o swój immunitet, bo jego zastępca Bogdan Borusewicz poinformował prokuraturę, że nie nada biegu wnioskowi o uchylenie immunitetu.
Wybory wewnętrzne w grudniu czekają ludowców. Tam, w przeciwieństwie do PO, aktualny prezes Władysław Kosiniak-Kamysz musi mieć kontrkandydata – tak przewiduje statut partii. Podobnie jak Szymon Hołownia czy Włodzimierz Czarzasty z Lewicy lider ludowców walczy, by nie zostać zwasalizowanym przez Donalda Tuska, aspirującego do pozycji lidera całej opozycji. Stąd np. wniosek Kosiniaka-Kamysza o skrócenie kadencji Sejmu. Ma on raczej małe szanse na uzyskanie odpowiedniej większości, ale stanowi próbę pokazania własnej podmiotowości.
Być może po stronie opozycji czas prężenia muskułów i zaznaczania swoich terytoriów powoli się kończy. W czwartek jej przywódcy wspólnie złożyli wniosek o powołanie komisji śledczej, która zbadałaby, czy prokuratura próbowała wymusić zeznania obciążające prezesa NIK Mariana Banasia. Szef klubu PO Borys Budka zasugerował, że to może być nowy etap dla opozycji. – To tylko początek wspólnych, dobrych inicjatyw demokratycznych ugrupowań opozycyjnych – powiedział polityk.