Nowa Liga Hanzeatycka czy Inicjatywa Trójmorza to zwiastuny nowej – patchworkowej – architektury przymierzy w Europie. To one zdominują politykę wraz z nadejściem nowego średniowiecza

*Autor jest ekspertem ds. prognostyki, politologiem, autorem bloga Global Future Studies
Pandemia rodzi strach, lecz także pokusę grzechu – twierdzi papież Franciszek w liście napisanym ostatniej jesieni. Według niego pandemia uwydatniła w UE „pokusę, by działać na własną rękę, szukając jednostronnych rozwiązań problemu, który wykracza poza granice państw”. Takie egoizmy mogą zwrócić państwa przeciw sobie, ale też – twierdzi papież – mogą pomóc budować. Cytując adhortację „Evangelii gaudium”, Franciszek stwierdza, że „konflikty, napięcia i różnice mogą tworzyć wielorodną jedność rodzącą nowe życie”.
Święte Cesarstwo Europejskie
Konflikty niosące ze sobą jedność? Tak. To jedna z oznak nadchodzącego okresu, który nazywam nowym średniowieczem. Jego cechą rozpoznawczą są piętrowe przemiany cywilizacyjne, których efektem będą nowe zwyczaje, instytucje i normy. W skrócie, nowe średniowiecze to wiązka siedmiu megatrendów: wielkiej migracji, wzrostu znaczenia religii oraz etniczności, feudalizmu w gospodarce, cyfrowego analfabetyzmu społeczeństw, porzucenia oświeceniowej racjonalności na rzecz intuicji i bardziej emocjonalnego rozsądku, fragmentacji tożsamości w polityce i jej rosnącego usieciowienia.
W liście papieża chodzi właśnie o ten ostatni trend – o usieciowienie, które premiuje grupowanie się państw w luźne bloki. W tych sojuszach, w atmosferze konfliktów – lecz bez ani jednego wystrzału – powoli wykuwają się rozwiązania ostatecznie trwale wpływające na innych. Dlatego według czeskiego politologa Bohumila Doboša takie systemy jak Unia Europejska można określić mianem spójnego nieładu (ang. durable disorder).
Watykan właśnie dlatego błogosławi temu nieładowi, bo widzi w nim zaczątek ery trwałego pokoju. Ale chociaż jeden z założycieli UE, francuski polityk Robert Schuman, może zostać błogosławionym lub świętym Kościoła katolickiego, to Unia święta na razie nie jest. Choć niesie na sztandarach pokój, to nie dekretuje świętości swojej misji wobec świata. Choć tworzy projekt wyjątkowy dziejowo, to nie działa w duchu teologii politycznej i nie wciąga na sztandary swojego świętego wybraństwa. Dlatego na razie nie nazywa siebie Świętym Cesarstwem Rzymskim Narodu Niemieckiego, choć rola Niemiec jest w niej wiodąca. Nie nazywa siebie też Europejskim Imperium, choć strukturalnie podobna jest do Imperium Rzymskiego z ery Pax Romana. Tak samo jak pokój rzymski, nowy pokój europejski powstaje po wyczerpującej wojnie; tak samo jak Rzym kiedyś, tak dziś Unia głosi międzynarodową współpracę oraz zachęca do mieszania kultur i religii, by ponownie wykuć filozofię tolerancji, aby móc zarządzać różnymi ludami. Wreszcie Bruksela, tak samo jak dawniej Rzym, ma narzędzia wywierania presji na peryferia – to prawa, normy i możliwość wciągania państw ościennych w różne typy geopolitycznych zależności.
Polityczne zszywki
W unijnym tyglu ścierają się interesy regionów, a grupy dzisiaj zwalczające się jutro zjednoczą się z frakcjami jeszcze innymi, zapominając o wcześniejszych sporach. W ten sposób rodzą się w UE nowe regionalizmy: sojusze zawierane w konkretnym celu. Te sojusze są jak patchwork (zszywanina): jedność powstała z połączonych ze sobą różnych – czasem nawet niezbyt pasujących do siebie – kawałków. Ale razem tworzących nową jakość.
Pod znakiem patchworkowych sojuszy upłyną kolejne dekady w UE – w luźne bloki łączyć się będą państwa dzielące w danym momencie motywacje polityczne, a nawet regiony i miasta poszukujące nowych podstaw współpracy. Jak twierdzi Kees Terlouw, holenderski urbanista, dziś, podobnie jak w średniowieczu, będą pączkować nowe rodzaje tożsamości, które można nazwać miękkimi (ang. thin identities). W odróżnieniu od tożsamości twardych (np. naród), które podkreślają zakorzenienie i trwałość, te miękkie (np. region, lokalna wspólnota gospodarcza) opierają się na praktycznych celach politycznych i biznesowych. Tożsamości miękkie, tak jak twarde, czerpią z wspólnej przeszłości, ale czynią to w sposób nakierowany na konkretny cel.
Nie sposób odmówić Terlouwowi przenikliwości – wielość ośrodków medialnych oraz cyfrowych powoduje, że tożsamości zaczynają przenikać się i zlewać, rywalizować ze sobą i wypierać jedna drugą. Ewolucja tożsamości twardych znajdzie się w dużym stopniu poza kontrolą rządów narodowych, bo trudno dziś państwu „cedzić” wielość informacji pochłaniane przez obywateli. A to właśnie one – te strumienie obrazów, skojarzeń i przeżyć – tworzą tożsamości twarde.
Co ciekawe, tożsamości miękkie mają przewagę nad twardymi: są płytsze, a więc prostsze w podtrzymaniu. Całkiem nieźle operowaliśmy nimi jeszcze w średniowieczu – zanim powstały państwa narodowe. W sytuacji, gdy coraz więcej trendów przypomina te z przeszłości, dziś, jak wieki temu, takie tożsamości przeżyją rozkwit. A ten, kto lepiej będzie umiał szyć patchworki, wykorzystywać regionalizmy i zarządzać nimi, ten będzie górą w europejskiej grze o władzę. Tak oto rodzi się ideał przywództwa i zarządzania sieciowego, który musimy w Polsce wdrożyć.
Od Nowej Hanzy do Trójmorza
Logikę nowych regionalizmów pomagają zrozumieć inicjatywy polityczne, które w ostatnich latach wyłoniły się spontanicznie w obrębie UE – Nowa Liga Hanzeatycka oraz Inicjatywa Trójmorza (kolejny szczyt odbywa się w czwartek i piątek w Sofii).
Ta pierwsza zwaną Hanzą 2.0 w rozgrywkach europejskich odgrywa już dość istotną rolę. To zrzeszenie państw, które mówią „tak” wolnemu handlowi, ujednoliceniu polityk podatkowych oraz trzymaniu się zasad dyscypliny fiskalnej w strefie euro. Ale jednocześnie mówią „nie” protekcjonizmowi gospodarczemu oraz nadmiernej centralizacji politycznej. Nowa Hanza zrzesza osiem krajów UE: Irlandię, Holandię, Danię, Szwecję, Finlandię oraz Litwę, Łotwę i Estonię. Jej powstanie przyspieszył brexit – gdy stało się jasne, że trzeci najpotężniejszy kraj Unii, ojczyzna współczesnej bankowości i liberalizmu gospodarczego, wypada z europejskiej układanki. Innymi słowy, z trójkąta Londyn-Paryż-Berlin, nadającego ton debatom strategicznym w UE, odpadła najbardziej liberalna stolica. Holandia, bliski partner handlowy Londynu, zaczęła poszukiwać partnerów, którzy działając wspólnie, mogliby zastąpić brytyjski wpływ w UE.
Polska zaangażowana jest w inny projekt neomediewalny – Inicjatywę Trójmorza, która zrzesza dwanaście państw wschodniej ściany UE, wspólnie inwestujących w bezpieczeństwo energetyczne, logistyczne i cyfrowe. Austria, Bułgaria, Chorwacja, Czechy, Estonia, Litwa, Łotwa, Polska, Rumunia, Słowacja, Słowenia i Węgry mówią „tak” także współpracy z Waszyngtonem, natomiast „nie” dziedzictwu komunizmu – infrastrukturalnemu zacofaniu oraz uzależnianiu energetycznemu od Rosji. Pomysł stworzenia bloku zgłosiły Polska i Chorwacja, które w obliczu stagnacji projektów infrastrukturalnych oraz działań Niemiec dążących do zbliżenia energetycznego z Rosją powołały w 2015 r. projekt mający zwiększyć bezpieczeństwo regionu.
Mimo że mają różne cele, Nowa Hanza i Trójmorze są do siebie podobne – powstały w obrębie UE, są regionalnymi sojuszami, opierają się na wspólnym doświadczeniu historycznym (pamięć prosperity handlowej i złe dziedzictwo komunizmu). Wreszcie oba powstały spontanicznie, aby brać udział w konfliktach, które – zgodnie z metaforą Franciszka – ostatecznie w spójnym nieładzie UE mogą wytworzyć jedność.
Regiony na trony
Nowe średniowiecze i nowe regionalizmy będą postępować, zaś w kolejnych latach będą powstawać nowe sojusze, przenikające się i wciągające kraje w różne, czasem nawet egzotyczne konfiguracje. Wszystkie związki będą ogniskować wokół fundamentalnych dla przetrwania UE spraw – takich jak migracja, podejście do wielokulturowości, wspólna waluta czy program federalizacji. Równocześnie w UE dojdzie do zmiany pokoleniowej i politycznej polegającej na chudnięciu politycznego centrum, a wzroście znaczenia sił prawicowych i lewicowych (wiele czynników ma na to wpływ: m.in. spadek stabilności i przewidywalności oraz polaryzacja kreowana przez media – oba czynniki redukują liczbę postaw umiarkowanych).
Z tego powodu możemy oczekiwać powstania w Europie nowych sojuszy. Kilkanaście państw może utworzyć np. Sojusz Śródziemnomorski – gdyż wielka migracja nie ustanie, zaś Turcja uczyniła z niej narzędzie presji geopolitycznej wobec Zachodu. Graniczące z nią kraje mogą powołać blok mający ustabilizować sytuację i wywierać presję na Brukselę. Konieczność powołania takiego Sojuszu wydaje się wręcz paląca w sytuacji, gdy Niemcy i Skandynawia będą dążyły do utrzymania otwartości granic. Wtedy Hiszpania, Francja, Włochy, Grecja i Bułgaria mogłyby stworzyć nowe narzędzie współpracy, a dołączyć do nich Węgry i Dania.
Sojusz Śródziemnomorski częściowo pokrywałby się z kolejnym związkiem – Klubem Zadłużonych, bo w UE pogłębia się asymetria między krajami strefy euro, dla których wspólna waluta jest za słaba, a tymi, dla których jest zbyt mocna. Jako że kryzys pandemiczny szczególnie dotknął Włochy, to one mogłyby stać się liderem ruchu dążącego do umorzenia długów krajom Południa. W dalszej kolejności klub mógłby zaproponować podział eurozony na dwie strefy (dla wierzycieli i dla dłużników) lub nawet rozwiązanie euro w nadziei na gospodarcze odbicie. Do Włoch pewnie dołączyłaby Grecja, w której część polityków uważa strefę euro za produkt neokolonialny, prowadzący do wyzysku biedniejszych przez silniejszych (głównie przez Niemcy i część krajów Nowej Hanzy). W duchu podobnej narracji mówią też niektórzy analitycy, w tym ekonomiczny noblista Joseph Stiglitz, którzy postulują podział strefy euro – ma to być jedyny sposób ucieczki przed ekonomiczną katastrofą.
Nad tymi patchworkowymi blokami górować będą najsilniejsze kraje UE – Niemcy i Francja, państwa tak potężne, że mogą samodzielnie realizować własne interesy. Kraje te kreują się na rozstrzygających spory arbitrów. Jeśli zbadać pod kątem narracyjnym wypowiedzi kanclerz Angeli Merkel, widać wyraźnie kultywowany (niezależnie od zmian w Bundestagu) wizerunek arbitra. Kraje arbitrzy doskonale potrafią grać patchworkowymi sojuszami, realizując swoje cele strategiczne cudzymi rękami. Na przykład Niemcy formalnie nie popierają Nowej Hanzy, lecz wykorzystują ją do nacisków na Francję. W analogiczny sposób zwalczały i ośmieszały Trójmorze, ale gdy to okazało się nieskuteczne, chcą do niego dołączyć. Jak pokazują te przykłady, rola arbitra w talii neomediewalnych kart jest niczym dżoker – pozwala na największy wachlarz działań.
Polska w nowym średniowieczu
Żaden z krajów Europy Środkowo-Wschodniej nie jest w stanie pojedynczo stać się dżokerem. Kiedy kraje postkomunistyczne zdały sobie z tego sprawę, powstała Inicjatywa Trójmorza, mająca uzupełnić wysiłki UE w celu zabezpieczenia jej wschodnich rubieży.
Z perspektywy 2021 r. widać, że kraje wschodu UE wykazały się zapobiegliwością – szczególnie że Niemcy z rozmysłem niszczą europejską architekturę bezpieczeństwa i to pomimo protestów sojuszników. Budowę rurociągu Nord Stream 2, który będzie katastrofalny dla bezpieczeństwa wschodu UE i sąsiadów, Berlin przedstawia jako zyskowny interes, zapominając o politycznych skutkach inwestycji. A może tak czynić, bo wschód Unii Europejskiej nie posiada narzędzi presji – inaczej mówiąc: nie ma wystarczającego wpływu. To konsekwencja wieków wyzysku oraz traumatycznych wojen: kraje kolonizowane przez zachód UE militarnie i gospodarczo po prostu nie były w stanie prowadzić suwerennej polityki gospodarczej i skonstruować dalekosiężnej wizji strategicznej. Jak wspomina Larry Wolff, autor książki „Wynalezienie Europy Wschodniej”, w ciągu kilku ostatnich stuleci tony złota i hektolitry wina w dyplomacji zostały zainwestowane w stworzenie obrazu zacofanej Europy na wschód od Niemiec (książkę Wolffa opisaliśmy w tekście „Lepsza Europa, gorsza Europa”, który ukazał się w Magazynie DGP 23 grudnia 2020 r.). Tym obrazem w dalszym ciągu żyje niestety cześć opinii międzynarodowej, także w USA.
Co w tej sytuacji powinna robić Polska? Zamiast angażować się w wojny kulturowe i obyczajowe, skoncentrować się na budowaniu zasobów strategicznych w postaci inwestycji rozwojowych i ekspansji gospodarczej oraz na zdobywaniu nowych kart do rozgrywek w polityce zagranicznej – takich właśnie jak możliwości działania poprzez patchworkowe instrumenty wpływu. Należy uważnie śledzić trendy nowośredniowieczne, które redefiniują cele polityki międzynarodowej, gospodarczej i społecznej. Trójmorze jest dobrym przykładem początkowego sukcesu patchworkowego sojuszu, który powinien zostać uznany za ponadpartyjną rację stanu. Tym bardziej że Fundusz Trójmorza, instrument finansowy inicjatywy, jest perspektywiczny: według Międzynarodowego Funduszu Walutowego inwestycje w regionie Europy Środkowej i Wschodniej będą kluczowe dla wzrostu stabilności gospodarczej i gospodarczej odnowy Unii Europejskiej.
Oprócz perspektywy gospodarczej Trójmorze ma ciekawą perspektywę strategiczną: z racji luźnej struktury może mieć potencjał sprzęgania swoich interesów z wyłaniającymi się nowymi grupami, takimi jak Sojusz Śródziemnomorski czy Klub Zadłużonych. Innymi słowy, wydaje się, że długoterminowo będzie miało coraz więcej punktów stycznych z krajami europejskiego Południa. Tę sytuację trzeba wykorzystywać już teraz, szczególnie że rozbieżność interesów między Paryżem a Berlinem jest coraz większa. Dlatego Niemcy i Francuzi będą chcieli wzmocnić swoją pozycję w UE poprzez poszukiwanie brokerów nowego europejskiego układu sił – kogoś, kto może wejść w rolę abritra w miejsce dotychczasowego partnera. Choć oprócz Niemiec i Francji nie ma dziś w Europie trzeciego „sprawiedliwego”, to rolę kolektywnych arbitrów, choćby doraźnie, są w stanie grać właśnie różne patchworkowe sojusze. W tym kontekście w dalszym ciągu potrzebujemy wymyślać politykę bałtycką, aby stworzyć karty m.in. do gry z Nową Ligą Hanzeatycką.
W niemieckich mediach słychać coraz mocniejsze głosy, że Polska jest ważniejsza gospodarczo dla Berlina niż Rosja i że nadszedł czas, by znalazło to odbicie w relacjach politycznych. Warszawa ma potencjał, by wykorzystać nowe średniowiecze do wzmocnienia swojej roli, wykraczającej poza jej potencjał ekonomiczny, ale to właśnie potencjał ekonomiczny jest niezbędny do ambitniejszej gry geopolitycznej i szerszego wpływu kulturowego. Ostatecznie więc najlepszym atutem Polski dziś nie jest pamięć o husarii, ale silny polski złoty i zdolności koalicyjne.
Aby gospodarka otrzymała dodatkowy impuls, musimy też odbudowywać relacje z diasporą, ponieważ dysponuje ona kapitałem, który ze względów choćby emocjonalnych mogłaby zainwestować w regionie. Jak pisze Rebecca Kobrin w pracy „Jewish Bialystok and Its Diaspora”, po I wojnie światowej skala transferów finansowych polskiej żydowskiej diaspory do polskich krewnych oraz rodzinnych miast była ogromna – a przedwojenny Białystok był tego wielkim dowodem. Gdyby w Polsce znów zakochała się Polonia, wliczając w to amerykańskich Żydów polskiego pochodzenia, zastrzyk kapitału w regionie byłby dużo większy.
Dopiero gdy będziemy w stanie operować takimi nowymi instrumentami, zamiast zasklepiać się w realiach tradycyjnej polityki zagranicznej, będziemy mogli zrealizować sen Franciszka o Unii Europejskiej, w której „konflikty, napięcia i różnice tworzą nowe życie”. ©℗