Historia zatoczyła koło: ilość szlachetnego metalu w posiadaniu banków centralnych wróciła do poziomu ostatnio notowanego w momencie odejścia od parytetu złota w latach 70. XX w. Powiedzieć, że Polska jest w czołówce największych nabywców, to jak nic nie powiedzieć – w ubiegłym roku NBP kupił najwięcej żółtego kruszcu na świecie. Podczas październikowej konferencji prezes Narodowego Banku Centralnego Adam Glapiński poinformował o podwyższeniu celu udziału tego metalu w rezerwach z 20 proc. do 30 proc. Obecnie jego udział zbliża się już do jednej czwartej.
Więcej, coraz więcej złota
Polski bank centralny zaczął gromadzić złoto na wielką skalę w 2018 r. Wcześniej nasze rezerwy wynosiły stabilne 100 ton, jednak na koniec 2019 r. wzrosły do 228 ton. W pandemię Polska wchodziła więc z dwukrotnie wyższymi zasobami kruszcu, co okazało się bardzo trafnym działaniem. Złoto jest traktowane jako bezpieczna przystań, do której inwestorzy uciekają z kapitałem w niestabilnych czasach. Pandemia COVID-19 i związane z nią lockdowny gospodarek były właśnie takim momentem. Doszło wtedy do pierwszej od lat zwyżki ceny kruszcu z ok. 1,5 tys. dol. za uncję do 2 tys. dol.
Polska utrzymywała zasoby na poziomie niespełna 230 ton do 2022 r., gdy rozpoczęła się druga faza wojny w Ukrainie. Konflikt mógł wywołać na rynkach znacznie większy niepokój niż pandemia, a co za tym idzie, wytworzyć ogromny popyt na szlachetny kruszec, chociaż finalnie nie stało się to od razu, ale dwa lata później. Nadwiślański bank centralny koniec 2023 r. zamykał z 358 tonami złota. Znów okazało się to bardzo rozsądną decyzją, bo od pierwszej połowy 2024 r. można zaobserwować nieustanny wzrost jego ceny. Na koniec 2024 r. uncja kosztowała 2,7 tys. dol., zaś jesienią tego roku przebiła granicę 4 tys. dol. za uncję. To najwyższy poziom w historii. Podobnie jak i polskie rezerwy, które w październiku wyniosły 522 tony.
Według danych portalu Trading Economics Polska jest 12. największym posiadaczem złota spośród wszystkich państw świata. Jedenasta Holandia posiada go 612 ton, a dziesiąta Turcja – 635. W Europie najwięcej złota posiadają Niemcy (3,4 tys. ton), a na świecie Stany Zjednoczone (8,1 tys. ton). Rosja ma 2,3 tys. ton, natomiast Europejski Bank Centralny zaledwie 507, czyli mniej niż Polska, co NBP powtarza przy każdej możliwej okazji. Polska przechowuje zasoby w większości poza krajem. Trzy czwarte rezerw w 2024 r. znajdowało się mniej więcej po połowie w Banku Anglii w Londynie oraz banku amerykańskiej Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku. Pozostała jedna czwarta nad Wisłą.
Według danych Europejskiego Banku Centralnego w 2024 r. udział banków centralnych w globalnym popycie na złoto przekroczył jedną piątą, chociaż w drugiej dekadzie XXI w. wynosił średnio jedną dziesiątą. Na trend gromadzenia złota szybko odpowiedzieli inwestorzy: fundusze inwestycyjne, banki komercyjne i najzamożniejsze osoby prywatne. Wspólnie z bankami centralnymi odpowiadali za połowę globalnego popytu na kruszec. Za niemal całą drugą połowę branża jubilerska, która jest jako całość największym od dekad odbiorcą kruszcu. Pozostałe kilka procent jest wykorzystywane głównie przez big techy. W ubiegłym roku zasoby złota w skarbcach państw sięgnęły ponad 35 tys. ton, czyli wróciły do czasów z okresu systemu Breton Woods, w którym amerykańska waluta była na złoto wymienialna. W połączeniu z regularnym wzrostem cen szlachetny metal stał się drugim największym aktywem rezerwowym po dolarze amerykańskim.
Nadchodzące miesiące prawdopodobnie niewiele zmienią – nadal szefowie polityki monetarnej państw globu będą gromadzić złoto. Według raportu „Central Bank Gold Reserves Survey 2025”, który jest wynikiem corocznych badań prowadzonych wśród bankierów centralnych świata, 95 proc. respondentów uważa, że w ciągu najbliższych 12 miesięcy globalne rezerwy kruszcu wzrosną, nikt nie zadeklarował wyzbywania się ich. Aż dwie trzecie rezerw złota przechowywanych jest w Banku Anglii.
Według prognozy Goldman Sachs z września do połowy 2026 r. cena złota wzrośnie o kolejnych 6 proc., co na tle tegorocznych 40 proc. na pierwszy rzut oka nie wygląda okazale, ale oznacza ustanowienie kolejnego rekordu. Dlaczego w ogóle banki centralne gromadzą na potęgę złoty kruszec? Ankieta przeprowadzona przez World Gold Council w 2024 r. wśród prawie 60 banków centralnych zidentyfikowała trzy kluczowe czynniki: zapewnienie długoterminowej wartości rezerw i ochrona przed inflacją, zabezpieczenie na czasy potencjalnego kryzysu oraz wreszcie dywersyfikacja portfela. Ponadto respondenci wskazywali zabezpieczenie przed ryzykiem niewypłacalności ich krajów oraz ryzyka geopolityczne.
Wśród bankierów centralnych gospodarek wschodzących i mniej rozwiniętych pojawił się jednak nowy czynnik, którym jest ryzyko związane z nałożeniem na ich kraj sankcji. Dla jednej czwartej respondentów ważnym powodem zwiększania zapasów metalu jest ryzyko sankcji lub oczekiwanie głębokich zmian w globalnym systemie walutowym. Odbicie tych oczekiwań można również dostrzec w badaniu „Central Bank Gold Reserves Survey 2025”, w którym aż trzy czwarte respondentów stwierdziło, że w nadchodzących pięciu latach oczekuje spadku udziału dolara w globalnych rezerwach przy równoczesnym wzroście udziału złota, euro i chińskiego renminbi (juana), czyli pozostałych wiodących aktywów gromadzonych w państwowych skarbcach.
Breton Woods III
Jest to zasadniczo zgodne z prognozami ekonomisty Zsoltana Pozsara, jednego z głównych teoretyków trumpizmu. Pozsar jeszcze jako dyrektor banku Credit Suisse opublikował dosyć głośny tekst Breton Woods III, w którym przekonuje, że nadchodzi zmiana globalnego porządku ekonomicznego.
Breton Woods I był systemem stworzonym w 1944 r. i obowiązywał do lat 70.: polegał na powiązaniu wszystkich alianckich walut z dolarem w ściśle określonych, wąskich widełkach. Dolar był natomiast związany parytetem złota na poziomie 35 dol. za uncję. Każdy uczestnik systemu gromadził zabezpieczenie swoich walut głównie w obligacjach dolarowych i – przynajmniej w teorii – mógł wymienić zielone na złoto. Z biegiem lat dolarów w obiegu i rezerwach było już jednak tak wiele, że ich wymienialność na kruszec stała się fikcją. Gdy Fed obniżył obowiązkowe rezerwy złota do 25 proc. zagregowanej podaży dolara, kolejne państwa zaczęły zawieszać kupowanie obligacji USA, a te najbardziej asertywne (Francja, Wielka Brytania) domagać się wymiany swoich rezerw na złoto. Na początku lat 70. prezydent Richard Nixon ogłosił zawieszenie wymienialności dolara, co doprowadziło do odejścia od parytetu złota.
Powstał wtedy według Pozsara system Breton Woods II, w którym dolar nadal pozostał głównym aktywem rezerwowym, jednak stało za nim już nie złoto, lecz zaufanie do potęgi amerykańskiego państwa. W systemie tym, który z perturbacjami trwa do dzisiaj, obowiązuje już jednak wolny, a nie sztywny, kurs walut, ustalany przez rynki. System ten zanotował po drodze kilka dużych krachów, na czele z kryzysem rozpoczętym na amerykańskim rynku kredytów hipotecznych w 2007 r. Wcześniej, w 1997 r., miał miejsce dramatyczny kryzys azjatyckich tygrysów (państwa Azji Południowo-Wschodniej i Korea Południowa). Oba zdarzenia nadwątliły zaufanie do amerykańskiego pieniądza i systemu wolnych kursów walutowych. Pod koniec lat 90. dolar odpowiadał za ponad 70 proc. światowych rezerw. Obecnie za ok. 57 proc. i powoli, ale systematycznie, jego znaczenie się kurczy. Pozsar wskazuje, że w 2022 r. nastąpił kolejny, być może już ostateczny, cios w globalny system. Mowa o sankcjach nałożonych na Rosję, a w szczególności o zamrożeniu rosyjskich aktywów rezerwowych. Państwa niezachodnie miały wtedy utracić zaufanie do globalnego systemu, co skutkować będzie odejściem od dolara. W miejsce amerykańskiej waluty wejdzie co innego. Pozsar prognozuje, że kluczowe towary i materiały staną się najważniejszymi nowymi aktywami rezerwowymi. Na zaufanie do globalnych walut wpływać będzie to, ile tych zasobów dane państwo zgromadzi.
Można więc zauważyć, że obecny run na złoto to tak naprawdę tylko przygrywka przed głębszą przemianą nie tylko struktur rezerw, ale też porządku walutowego i gospodarczego. Złoto jest jednym z przykładów takich zasobów, jednak w gruncie rzeczy jego wartość wynika niemal wyłącznie ze zmian popytu, a nie faktycznego zastosowania. Bankierzy centralni czują, że może zbliżać się reorientacja światowego systemu w stronę zasobów niepieniężnych, więc gromadzą to, co im przychodzi pierwsze do głowy, gdyż od lat jest ich głównym aktywem niewalutowym.
Według szacunków Goldman Sachs Research największy udział złota w rezerwach posiadają USA, Niemcy, Francja i Włochy – ok. 70 proc. Tymczasem Chiny ledwie 10 proc. Oczywiście to jest też kwestia skali, rezerwy Banku Ludowego Chin są ogromne, więc te 2,3 tys. ton kruszcu na ich tle stanowią niewielką część. Gdyby jednak ChRL chciały, mogłyby znacząco zwiększyć jego udział, wyzbywając się chociażby obligacji dolarowych. Dla Chin kluczowe zasoby leżą jednak gdzie indziej – pod ich ziemią dokładnie rzecz biorąc. Między innymi dlatego 9 października Ministerstwo Handlu ChRL ogłosiło restrykcje dotyczące sprzedaży i wykorzystania metali ziem rzadkich (REE), takich jak lit czy itr. Według analizy Ośrodka Studiów Wschodnich ChRL rozszerzyło listę metali objętych restrykcjami o holm, erb, tul, europ i iterb. Eksport tych pierwiastków będzie wymagać uzyskania licencji, a chiński rząd będzie mógł zablokować sprzedaż, jeśli uzna, że będą one używane chociażby do produkcji broni. Jak zauważają analitycy OSW, od 1 stycznia 2027 r. w amerykańskich systemach uzbrojenia nie będą wykorzystywane żadne komponenty zawierające metale ziem rzadkich pozyskane z Chin ani magnesy chińskiego pochodzenia. Pekin chce więc zadać cios wyprzedzający, by zahamować amerykańskie zbrojenia i wywrzeć nacisk na administrację w Waszyngtonie. Zresztą słynna umowa surowcowa USA oraz Ukrainy również pokazuje, że dla tych pierwszych zabezpieczenie dostępu do zasobów strategicznych rośnie.
Złoto: co po nim?
Oczywiście NBP nie inwestuje w surowce, np. w ropę. Fizycznie nie miałby jej gdzie trzymać. Mógłby ewentualnie inwestować w kontrakty na dane surowce i operować nimi na rynku, nigdy ich fizycznie nie realizując. Złoto w tej sytuacji jest właściwie jedynym surowcem, w który inwestuje NBP, jednak wynika to nie ze strategicznego znaczenia tego metalu, lecz jego tradycyjnego zastosowania jako zabezpieczenia dla waluty.
Rezerwy strategiczne gromadzi państwo – m.in. Agencja Rezerw Materiałowych, z której mogły być wyprowadzone setki milionów złotych w czasie rządów PiS. Gdyby jednak zaufać prognozom Pozsara, być może nadchodzą czasy, w których banki centralne zaczną znacznie częściej lokować rezerwy w papierach wartościowych opartych na zasobach – czyli kontraktach na zakup danych surowców – licząc już nie na wzrost ich rynkowej wartości, lecz znaczenie strategiczne. W epoce Breton Woods III – zakładając, że jest ona prawdopodobna – kurs walut odzwierciedlałby nie tylko potencjał banku centralnego do jej obrony oraz szereg wskaźników makroekonomicznych, ale też dostęp państwa do kluczowych zasobów, którymi powszechnie nie handluje się na rynkach. Rola banków centralnych mogłaby polegać na pośrednim finansowaniu zakupu i magazynowania, co fizycznie wykonywałoby państwo.
Zachód już przetestował finansowanie państwa za pośrednictwem banków centralnych podczas pandemii, gdy polityka luzowania ilościowego polegała w dużej mierze na skupywaniu obligacji skarbowych z rynku wtórnego – w Polsce NBP kupował chociażby obligacje Funduszu Przeciwdziałania COVID-19, który jest zarządzany przez Bank Gospodarstwa Krajowego i funkcjonuje do dziś (obecnie finansuje zbrojenia). Państwa niezachodnie takich „zagwozdek” nie mają, gdyż w Rosji czy Chinach banki centralne są po prostu agendami rządowymi i to one wykonują politykę narzuconą przez głowy państw.
W maju tego roku prezes NBP Adam Glapiński stwierdził, że Polska zarobiła dotychczas na zakupach złota 65–70 mld zł, ale ten zysk jest tylko na papierze, gdyż nie zamierza wyzbywać się kruszcu. Oby była to tylko deklaracja na użytek publiczny, a nie wyraz mentalnego przywiązania do tego wartościowego materiału. Złoto jest głównie narzędziem przechowywania wartości w określonych warunkach rynkowych i geopolitycznych. W nadchodzących latach, gdy zaostrzy się rywalizacja o inne zasoby, które będą traktowane niczym obecne rezerwy walutowe, jego cena spadnie i wtedy NBP powinien zacząć zyski realizować – sprzedając kruszec i lokując kapitał w dzisiaj zupełnie niewyobrażalne dla bankierów centralnych aktywa. Planem minimum jest więc monitorowanie rynku i szybkie reagowanie, żeby Polska nie została z tym złotem jak Himilsbach z angielskim. Na szczęście jak na razie polski bank centralny robił to nieźle. ©Ⓟ