Coraz powszechniejsze jest przekonanie, że gdy ktoś ma większość, to nie powinno go nic krępować, żadne procedury czy zasady.

Zamiast nad tym ubolewać, warto jednak zadać pytanie, dlaczego demontaż praworządności nie dość, że nie dokonuje się w ciszy, to często nawet ma miejsce przy głośnym aplauzie opinii publicznej?

Stawiam tezę, że to dlatego, iż wiele społeczeństw coraz gorzej ocenia wiarygodność swoich państw. To rozczarowanie jest tak wielkie, że w społecznym odbiorze nie ma już ładu którego warto bronić, gdyż klasycznie rozumiana demokracja liberalna nie tylko nie rozwiązuje fundamentalnych problemów (np. narastających nierówności, czy utraty poczucia bezpieczeństwa w różnych wymiarach), a do tego tworzy nowe (chociażby koszty chaotycznych polityk klimatycznych). Co więcej, powszechne jest poczucie zawodu elitami, w szczególności prawniczymi i politycznymi.

To pokazuje, z jak smutnym paradoksem musimy się mierzyć – trudno jest obronić praworządność, gdy państwo ma niską wiarygodność, a zarazem nie sposób budować wiarygodność bez silnych fundamentów demokratycznego państwa prawa. W efekcie, bardzo trudno jest stawiać tamę tendencjom autorytarnym nawet w krajach zachodniego kręgu kulturowego.

Kult sprawczości jako początek autorytarnej drogi

W wielu krajach (chociażby w Polsce, Francji, USA) obserwujemy coraz śmielsze dążenia władzy wykonawczej do wzmacniania swojej pozycji. Celem jest nie tylko ograniczanie możliwości jej kontrolowania, ale przede wszystkim zwiększenie zdolności do podejmowania szybkich i głębokich reform, co ma być zerwaniem ze wspomnianym „imposybilizmem”. Jest to także jeden z głównych postulatów artykułowanych przez ruchy populistyczne, które w procedurach, systemie kontroli i równowagi, czy konsultacjach eksperckich widzą zasadnicze źródło problemów.

W tym miejscu trzeba jednak zaznaczyć, że tak szybki wzrost nastrojów populistycznych nie byłby możliwy, gdyby elity w oczach społeczeństwa dobrze wywiązywały się ze swoich zadań, a sama merytokracja uchodziła za sprawną i nie-fasadową. Populizm nie jest sam w sobie czymś negatywnym - jest bowiem po prostu kwestionowaniem dominującego podejścia, polityki głównego nurtu (zwykle w oparciu o przesadnie uproszczone rozumowania). Problem jednak w tym, że w warunkach niskiej wiarygodności państwa może dostarczać paliwa dla tych, którzy chcą wprowadzać autorytarne zmiany.

Demontaż praworządności bywa także dokonywany w wyniku tzw. aktywizmu sędziowskiego, który bazuje na przekonaniu, że sędziowie powinni brać udział w rozwiązywaniu bardzo szeroko rozumianych problemów społecznych i korygowaniu różnorakich przejawów niesprawiedliwości, wychodząc tym samym poza samo rozstrzyganie konkretnych sporów. Najbardziej jaskrawym przejawem tego zjawiska jest orzecznictwo sądów Unii Europejskiej, które coraz śmielej wykraczają poza traktatowe granice swojej właściwości.

Kiedy populizm może przysłużyć się słusznej sprawie?

Czy można walczyć o praworządność w taki sposób, aby nastroje populistyczne były w tym pomocne? Wydaje się, że tak, o ile przekonamy, że przestrzeganie reguł leży w interesie społecznym. Prawdopodobnie pierwszym krokiem musiałyby być zmiany w obszarach, gdzie potrzeba działania państwa jest niewątpliwa, a zarazem dotyczą one żywotnych interesów obywateli. Mam tu na myśli przede wszystkim wymiar sprawiedliwości. Jeśli obywatele będą mieli szansę w sądzie na szybki wpis w księdze wieczystej, a przedsiębiorcy będą mogli sprawnie odzyskać należności z niezapłaconych faktur, to łatwiej będzie przekonać społeczeństwo do troski o (niewątpliwie bardziej abstrakcyjną) wartość jaką jest niezależny Trybunał Konstytucyjny.

Po drugie, trzeba sobie uświadomić, że wąsko (prawniczo) rozumiana praworządność nie jest wystarczająca do skutecznego stabilizowania państwa. Budowanie praworządności nie jest więc wyłącznie domeną prawną, ale ma bardzo istotny wymiar ekonomiczny oraz - co oczywiste – polityczny. Na przykład, jeśli społeczeństwo masowo odczytuje występujący poziom i strukturę nierówności jako niesprawiedliwe, to nie traktuje istniejącego ładu jako pożądanej rzeczywistości. Wtedy zmiany w kierunku autorytaryzmu nie są powszechnie postrzegane jako zagrożenie. W skrajnym przypadku, mogą być one nawet oceniane jako szansa na zniwelowanie niesprawiedliwości, co z resztą w populistycznej retoryce bywa często bezpardonowo wykorzystywane.

Po trzecie, kwestia stanowienia prawa. Trudno, żeby społeczeństwo traktowało ład prawny jako coś swojego, coś co warto bronić, jeśli władza nie pozwala nam uczestniczyć w jego tworzeniu. Jak wyliczyli autorzy Barometru Prawa Grant Thornton, w 2024 roku ponad połowa (51%) uchwalonych ustaw nie miała jakkolwiek udokumentowanego procesu konsultacji. Tam, gdzie były prowadzone konsultacje w większości przypadków twórcy projektu nowego prawa w żaden sposób nie odnieśli się do zgłaszanych uwag. Takie praktyki tworzą podatny grunt do traktowania prawa jako czegoś narzucanego i opresyjnego, a nie narzędzia troski o dobro wspólne.

Bez praworządności nie ma mowy o wiarygodności państwa

O praworządność trzeba walczyć. Bez niej nie ma bowiem mowy o wiarygodnym państwie. W ubiegłorocznej edycji Indeksu Wiarygodności Ekonomicznej Polski, podjęliśmy próbę oszacowania wpływu praworządności na ową wiarygodność w Polsce, Czechach, Słowacji, Węgrzech i Rumunii. Wyniki pokazały dramatycznie pogarszającą się sytuację na Węgrzech, ale też relatywnie słabą w Polsce. Pozostałe badane kraje zanotowały poprawę, z czego Czechy zdecydowanie największą.

Ponieważ nie ma niekwestionowanego wzorca idealnej praworządności, nasz indeks skupia się na zmianach – identyfikujemy poprawę (wartości dodanie) w jakimś wymiarze lub pogorszenie (wartości ujemne). Wynik na poziomie 1 interpretujemy już jako dużą poprawę/spadek, a 2 i więcej jako bardzo dużą zmianę.

tabelka oees
ikona lupy />
Tabela. Łączna ocena wiarygodności ekonomicznej państwa dla obszaru Praworządność. / fot. materiały prasowe

Potrzeba finezji

Przywracanie praworządności nie jest łatwe i wymaga niestandardowych działań. Nie można jednak zwalczać niepraworządności niepraworządnością i to z tej samej przyczyny, dla której komórki rakowe wycina się skalpelem, a nie piłą mechaniczną. W obszarze stanowienia prawa potrzebna jest deregulacja (w Polsce rocznie w życie wchodzi kilkadziesiąt tysięcy stron aktów prawnych), ale proponowana przez zespół deregulacyjny mechaniczna zasada „one in, two out” (czyli przy wprowadzaniu jednej nowej regulacji automatycznie usuwamy dwie inne) jest raczej zapowiedzią problemów niż ich rozwiązaniem. Prawdziwym panaceum jest poważne podejście do konsultowania aktów prawnych i przygotowywania rzetelnych ocen skutków regulacji. Wtedy potrzebnych byłoby mniej nowelizacji, czego skutkiem byłaby nie tylko mniejsza objętość prawa wchodzącego w życie, ale też tak pożądana przez przedsiębiorców większa stabilność regulacyjna.

Podobnie, musimy dążyć do prawidłowej obsady organów konstytucyjnych, ale nie możemy masowo kwestionować statusu sędziów (na co zwraca uwagę chociażby Komisja Wenecka). W funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości istnieje przecież wiele niekontrowersyjnych politycznie obszarów dopominających się pilnej reformy (na przykład rozwiązanie problemu nierównomiernego obciążenia sędziów pracą). Masowe podważanie statusu sędziów natomiast nie tylko podważa zaufania obywateli do państwa, ale też może skutkować totalnym paraliżem sądów. Dla budowania wiarygodności państwa potrzebne są też głębokie zmiany na poziomie egzekwowania wyroków, gdyż obecnie w wielu kategoriach spraw komornicy nie mają motywacji do sprawnego działania.

Wreszcie, powinniśmy się troszczyć o przywrócenie etosu urzędniczego, uosabianego przede wszystkim przez służbę cywilną, gdyż sprawna merytokracja jest najlepszą alternatywą dla ruchów populistycznych. Nie można jednak nadużywać etykiety „populista” poprzez stosowanie jej wobec każdego niewygodnego oponenta politycznego. Kluczowe jest natomiast obsadzanie stanowisk z uwzględnieniem logiki innej niż tylko partyjna. Tylko wtedy na swoje miejsce może wrócić prawdziwa merytokracja, z której działania korzyści będzie dostrzegać społeczeństwo.

Iluzja sprawczości bez prawa

Odbudowywanie praworządności wymaga więc czegoś więcej niż tylko instytucjonalnych napraw. Konieczne jest odzyskanie społecznego przekonania, że państwo prawa to nie archaiczny konstrukt, lecz warunek sprawiedliwego i bezpiecznego życia. Tylko wtedy możliwe będzie odzyskanie szerokiego poparcia dla zasad, które tak łatwo zostały zdemontowane.

Państwo z osłabioną praworządnością może przez chwilę wydawać się „sprawniejsze”, ale w dłuższej perspektywie staje się nieprzewidywalne, podatne na korupcję. Wyzwanie polega więc na tym, by pokazać, że praworządność nie stoi w sprzeczności ze skutecznością działania państwa. Wręcz przeciwnie – tylko w państwie prawa możliwa jest efektywna polityka, która nie kończy się na konferencjach prasowych, lecz przekłada się na realne działania. Reguły, procedury i niezależność instytucji nie są przeszkodą, ale gwarancją, że zmiana będzie trwała.

Sfinansowano ze środków Narodowego Instytutu Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach Rządowego Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030 PROO.

Treści odzwierciedlają jedynie opinię ich autora. NIW-CRSO nie jest odpowiedzialny za sposób wykorzystania zawartych w nich informacji.

_____________________________________________

Nota o autorze:

dr hab. Bartłomiej Biga Prof. UEK
ikona lupy />
dr hab. Bartłomiej Biga / fot. materiały prasowe

dr hab. Bartłomiej Biga Prof. UEK - wykładowca (Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie, Uniwersytet SWPS, Akademia Górniczo-Hutnicza, Wyższa Szkoła Bankowa w Warszawie), współtwórca ruchu ekonomii wartości Open Eyes Economy (oees.pl), popularyzator wiedzy ekonomicznej -autor bloga i podcastu Wiedza Nieoczywista (bartlomiejbiga.pl), ekspert w think tanku Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. W swojej pracy zajmuje się ekonomiczną analizą prawa - zarówno od strony teoretycznej (naukowej), praktycznej (wdrożeniowej), jak i publicystycznej (medialnej). Najwięcej uwagi poświęca własności intelektualnej, ekonomii behawioralnej oraz gospodarce cyfrowej.