Rozmowa o crowdfundingu z Jerzym Bednarkiem, szefem grupy DSBJ zarządzającej platformą NewCrowd.pl

29 lipca weszły w życie przepisy ustawy o finansowaniu społecznościowym dla przedsięwzięć gospodarczych (Dz.U. z 2022 r. poz. 1488). Stanowią implementację rozporządzenia ECSP mającego na celu zwiększenie bezpieczeństwa inwestycji poprzez crowdfunding udziałowy czy pożyczkowy. Wiele wymagań - w tym np. konieczność uzyskania zezwolenia od Komisji Nadzoru Finansowego - zostało nałożonych na platformy publikujące zbiórki przedsiębiorców. Jak pan ocenia te zmiany?
Na pewno zabezpieczenie bezpieczeństwa obrotu jest bardzo ważne, a rozumiem, że właśnie taki cel ma wprowadzenie nowych regulacji. Obawiam się jednak, że w przepisach wymieszano nieco rolę i obowiązki uczestników rynku. Chodzi przede wszystkim o odpowiedzialność za prawidłowość sporządzonej dokumentacji oraz proces oferowania. Nie podoba mi się solidarna odpowiedzialność platform oraz przedsiębiorców prowadzących zbiórki.
Obawiam się, że przez to powstanie kolejny raz nie do końca transparentna rzeczywistość rynkowa, jak miało to miejsce na ASO NewConnect w początkowej fazie rozwoju rynku. Nawet dokładając najwyższej staranności, operator platformy nigdy nie będzie w stanie zbadać wszystkich aspektów działalności emitenta, a już szczególnie jego intencji. A te nieujawniane są często przyczyną późniejszych kłopotów inwestorów.
Część właścicieli platform uważa, że zmiany są korzystne, bo ucywilizują rynek. Otworzą się też nowe możliwości związane ze zwiększeniem limitu zbiórek bez konieczności tworzenia prospektu czy memorandum do 5 mln euro. Czy dzięki temu faktycznie przedsiębiorcy będą chcieli poprzez crowdfunding finansować więcej projektów, a inwestorzy będą zainteresowani wyłożeniem na nie pieniędzy?
Niestety crowdfunding stał się od pewnego czasu persona non grata wśród inwestorów indywidualnych. Profesjonalni w zasadzie nie biorą udziału w emisjach, głównie z powodu m.in. zupełnie nieadekwatnych wycen emitentów oraz braku realizowania przez nich założeń emisyjnych. Wiele platform ma obecnie z tym spory kłopot - rzadkością jest zebranie pełnych kwot z emisji - i bardzo wątpię, aby wprowadzane regulacje ten stan rzeczy zmieniły.
Dla inwestorów zwiększenie odpowiedzialności emitenta i operatora platformy za prawidłowość sporządzenia dokumentacji moim zdaniem nie ma większego znaczenia. Inwestor patrzy bowiem na płynność i wycenę instrumentu, często w ogóle nie zdając sobie sprawy z odpowiedzialności organizatorów emisji. Podobnie jak zwiększenie kwoty pozyskiwanej do 5 mln euro. Skoro dzisiaj problem jest z zebraniem raptem 1 mln euro, to uzyskanie większych kwot może okazać się jeszcze bardziej problematyczne.
Rozporządzenie i polskie przepisy każą dzielić inwestorów na doświadczonych i niedoświadczonych. Ci drudzy będą mogli wycofać się z inwestycji przez cztery dni bez żadnych konsekwencji. Czy ten obowiązek jest łatwy do spełnienia?
Ten podział będzie - jak rozumiem - jedynie deklaratywny. A zatem może się okazać, że każdy inwestor będzie wolał zostać zakwalifikowany jako niedoświadczony. To zaś będzie źródłem problemów dla emitentów. Będą oni drżeć aż do czwartego dnia po zamknięciu emisji (a realnie dłużej, bo inwestor będzie mógł złożyć rezygnację także w postaci pisemnej), czy aby na pewno uda się zrealizować pomyślnie emisję. Ten przepis uważam za szkodliwy i kuriozalny, jako że inwestowanie wiąże się z ryzykiem i każdy inwestor musi je zaakceptować, a nie zachowywać się jak panna na wydaniu niezdecydowana na kawalera. Akcje to nie jabłka w supermarkecie, które jako konsument możemy zwrócić.
ikona lupy />
Jerzy Bednarek szef grupy DSBJ zarządzającej platformą NewCrowd.pl / Materiały prasowe
Rozmawiał Jakub Styczyński