Ponad 1,5 mln zł zadośćuczynienia i odszkodowania oraz renty domaga się od MON weteran, który w 2010 r. został ciężko ranny w Afganistanie. Ponowny proces w sprawie - po uchyleniu przez sąd apelacyjny pierwszego wyroku oddalającego powództwo - ruszył w poniedziałek.

Sierżant Franciszek Jurgielewicz (jego pełnomocnik wyraża zgodę na podawanie danych klienta - PAP) został ciężko ranny w maju 2010 r., podczas patrolu w Afganistanie. Był dowódcą pojazdu. Talibowie zaatakowali polski transporter pociskami z ręcznych granatników przeciwpancernych; przebiły one pancerz rosomaka i wybuchły w środku. Jurgielewicz stracił prawą nogę i częściowo wzrok.

Mężczyzna wystąpił w pozwie o 1 mln zł zadośćuczynienia, blisko 600 tys. zł odszkodowania oraz 13 tys. zł miesięcznej renty. Jak zeznała w poniedziałek przed sądem jego żona, sytuacja materialna pięcioosobowej rodziny po zdarzeniu z maja 2010 r. pogorszyła się, a jej mąż cały czas musi być otoczony intensywną opieką medyczną - poza zakupem koniecznych leków i środków pielęgnacyjnych wielotysięczne koszty generowane są przez dojazdy oraz pobyty w specjalistycznych szpitalach i ośrodkach w kraju. Ponadto - jak mówiła - mąż wymaga nawet do pięciu godzin pomocy i opieki dziennie.

Tymczasem - jak wskazała - dotychczas uzyskane środki przeznaczone zostały w całości m.in. na dostosowanie domu do potrzeb osoby niepełnosprawnej i zakup odpowiednio dostosowanego samochodu.

Przedstawiciel reprezentującej pozwanych Prokuratorii Generalnej - w związku z niedawnymi modyfikacjami żądań pozwu - na rozprawie nie zajął stanowiska w sprawie. Przypomniał jednak, że przed modyfikacjami strona pozwana była za oddaleniem pozwu w całości.

W sierpniu 2014 r., po jednej rozprawie, warszawski sąd oddalił roszczenia Jurgielewicza. Uzasadnił to m.in. tym, że do Jurgielewicza, który jako żołnierz był na misji, nie może odnosić się tzw. zasada słuszności - umożliwiająca uzyskanie roszczenia mimo braku podstaw do dochodzenia go na zasadach ogólnych. (Żołnierz wcześniej otrzymał przewidziane prawem środki finansowe - PAP).

Warunkiem w takich sytuacjach jest bowiem istnienie "istotnych powodów".

Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał jednak we wrześniu zeszłego roku, że biorąc pod uwagę nadzwyczajną sytuację, jaką była misja w Afganistanie, "nie można było przyjąć, żeby względy słuszności nie mogły mieć w tym przypadku zastosowania". SA podkreślił, że również biorąc pod uwagę odszkodowanie oraz rentę - czyli pomoc państwa, którą sierżant już otrzymał, nie można uznać, że jest to wystarczająca rekompensata. Według SA wynika to choćby z zestawiania liczb - dotychczasowej pomocy państwa - według MON pół miliona zł - i kwoty, której domaga się weteran.

"Przed nami długa droga, kwota odszkodowania zostanie ostatecznie ustalona w trakcie postępowania dowodowego. SA wskazał, że konieczna będzie opinia biegłych m.in. lekarzy. Z tego będą wynikały wnioski dotyczące potrzeb. Ale w tym postępowaniu dochodzimy także zadośćuczynienia, w tym przypadku sąd będzie brał pod uwagę całokształt okoliczności" - mówił wówczas reprezentujący weterana mec. Piotr Sławek.

Natomiast komandor Janusz Walczak z Centrum Operacyjnego Ministra Obrony Narodowej mówił wtedy, że wojsko jest zainteresowane, "co wyniknie z ponownego postępowania w sądzie pierwszej instancji". "To może służyć poprawie prawa, precyzowaniu prawa, doskonaleniu i interpretacji prawa" - oceniał. Podkreślał, że szef MON ws. sprawie sierżanta Jurgielewicza "wypłacił wszystko, na co pozwala mu prawo". "MON dalej będzie robiło wszystko, co możliwe dla weteranów" - zapewniał.

Dopytywany o środki, które do tej pory przekazano weteranowi, powiedział, że Jurgielewicz otrzymał ok. pół miliona zł. "Do końca życia będzie na utrzymaniu państwa, będziemy się nim opiekowali, będzie otrzymywał rentę. Trudno jest to wyliczyć. Jego koledzy z jednostki będą z nim przez kolejne lata. Renta to sporo ponad 4 tys. zł" - dodawał. W 2013 r. MON odmówiło zawarcia z nim ugody i wypłaty zadośćuczynienia za utratę zdrowia.

Termin kolejnej rozprawy Sąd Okręgowy w Warszawie wyznaczył na 25 stycznia przyszłego roku. Wówczas m.in. przesłuchany ma zostać Jurgielewicz.

To nie pierwsza tego typu sprawa przed polskimi sądami. Kancelaria, która zajmuje się sprawą Jurgielewicza, prowadzi też m.in. sprawę st. plut. Mariusza Saczka, który także był świadkiem na poniedziałkowej rozprawie.

We wrześniu warszawski sąd okręgowy orzekł w sprawie Saczka ponad 350 tys. zł zadośćuczynienia i odszkodowania oraz ponad trzy tys. zł comiesięcznej renty. Sąd wskazał wówczas, że powód na drodze w Afganistanie "nie znalazł się prywatnie" i zadośćuczynienie zostało mu przyznane przez sąd w oparciu "o względy słuszności". Orzeczenie to nie jest na razie prawomocne.

W obu tych sprawach przedstawiciele powodów uzasadniają roszczenia m.in. tym, że w ich opinii rosomaki nie miały dodatkowych zabezpieczeń, które mogłyby zmniejszyć obrażenia żołnierzy. Po wypadku Jurgielewicza wzmocniono te zabezpieczenia. "Jednym z wniosków po wypadku Jurgielewicza było wyposażenie rosomaków w dodatkowe siatki zabezpieczające. Gdyby pojazd, którym poruszał się sierżant, miał takie wyposażenie, pociski wybuchłyby na zewnątrz, a nie w środku" - podkreślał mec. Sławek. (PAP)