Administracja Donalda Trumpa, podejmując agresywne działania handlowe wobec kluczowych partnerów gospodarczych, ryzykuje wywołanie nowej wojny celnej, której skutki mogą sięgnąć znacznie dalej niż relacje bilateralne. Jednym z potencjalnych obszarów napięć staje się handel surowcami energetycznymi, zwłaszcza skroplonym gazem ziemnym (LNG) i ropą naftową.
W odpowiedzi na działania administracji Donalda Trumpa Chiny nałożyły 15-procentowe cła na import węgla i LNG ze Stanów Zjednoczonych oraz 10-procentowe cła na import ropy naftowej i maszyn rolniczych. Te środki odwetowe mają na celu wywarcie presji na USA w trwającym sporze handlowym. Andrzej Sikora, prezes Instytutu Studiów Energetycznych (ISE), zauważa, że w ostatnim czasie to Chiny były największym odbiorcą amerykańskiego LNG, ale w ciągu dwóch miesięcy import LNG ze Stanów Zjednoczonych do tego kraju znacznie spadł. – Spółki handlujące gazem były do tego przygotowane, bo wszystkie gazowce przeznaczone dla Państwa Środka zostały przekierowane gdzie indziej, w większości do Europy, w efekcie spadły u nas ceny – mówi ekspert w rozmowie z DGP.
Dla Polski, która w ostatnich latach ostatecznie zrezygnowała z zakupu gazu z Rosji, teoretycznie mogłaby to być korzystna sytuacja. Według danych ENTSO-G, europejskiego stowarzyszenia operatorów sieci przesyłowej gazu, którego członkiem jest m.in. polski Gaz-System, struktura dostaw gazu w Polsce w 2024 r. przedstawiała się następująco: 37 proc. zostało sprowadzone ze złóż na Szelfie Norweskim za pośrednictwem gazociągu Baltic Pipe, 34 proc. to dostawy LNG do terminala w Świnoujściu, za które w głównej mierze odpowiadają Amerykanie, a w dalszej kolejności Katarczycy. Produkcja krajowa odpowiadała w 2024 r. za 18 proc. krajowych dostaw, w dalszej kolejności były połączenia z sąsiadami: Ukraina (6 proc.), Niemcy (3 proc.), oraz Litwa i Czechy (po 1 proc.).
W teorii, przynajmniej w przypadku Polski, taki układ sprawiałby, że rząd w Warszawie nie powinien wyrywać się do nałożenia ceł na import amerykańskich węglowodorów. Tylko w ciągu ostatniego tygodnia kurs akcji Orlenu, głównego importera amerykańskiego gazu do Polski, spadł o ponad 8 pkt proc. Analitycy rynku uspokajają, że jest to efekt ogólnych spadków na europejskich i światowych giełdach, ale dotychczas import LNG był wolny od ceł. Podkreślają oni, że scenariusz ten mógłby się ziścić. I wbrew pozorom, mogłoby to mieć również pozytywne skutki uboczne.
– Nie zdziwiłbym się, gdyby w międzyczasie Unia Europejska wprowadziła cła na import amerykańskich surowców energetycznych – ropy czy gazu – mówi Andrzej Sikora. Jego zdaniem Bruksela mogłaby to argumentować w ten sposób, że byłby to kolejny bodziec, który przyspieszyłby transformację energetyczną. – Wprawdzie krótkookresowo wzrosłyby ceny węglowodorów i inflacja, ale przyspieszyłoby to perspektywę neutralności klimatycznej – i to właśnie dzięki prezydentowi Trumpowi. Z tego powodu moim zdaniem wojna energetyczna jest jak najbardziej możliwym scenariuszem – ocenia prezes ISE.
– W historii Ameryka wypowiadała już światu wojny celne i dotychczas wszystkie przegrywała, dlaczego więc tym razem miałoby być inaczej? Dlatego też jeśli ktoś nieumiejętnie artykułuje swoje potrzeby, jak teraz robi to Trump, to grozi to eskalacją konfliktu. Z tego konfliktu natomiast koniec końców zwycięsko może wyjść Europa, która od lat prowadzi transformację energetyczną i dąży do uniezależnienia się od importu paliw kopalnych. Jednak warunkiem musi być to, żeby Europa pozostała jednością, bo wiele sił działa w tym kierunku, by tę jedność rozbić – podkreśla Andrzej Sikora.
Tymczasem według analityków Goldman Sachs, ceny ropy Brent i WTI będą wynosić 62 oraz 58 dol. za baryłkę do grudnia 2025 r. Bank zakłada przy tym m.in., że amerykańskiej gospodarce uda się uniknąć recesji dzięki temu, że administracja Donalda Trumpa zdecyduje się na rewizję swojej polityki celnej. A według ekspertów właśnie to może być kluczowym elementem przy prognozowaniu cen gazu na przyszłość, a co za tym idzie – odpowiedzi na pytanie, czy wraz ze sporem o cła czeka nas także kryzys energetyczny. – Pamiętajmy, że gaz ziemny jest zazwyczaj produktem ubocznym przy wydobyciu ropy naftowej, a spadek cen tego surowca sprawia, że jego znaczna część zaczyna być nieopłacalna. Dlatego może być ono zatrzymane – zastrzega Sikora. ©℗