Były prezydent Micheil Saakaszwili jest ścigany w Gruzji listami gończymi, ale jego żona Sandra Roelofs zamierza jesienią zostać posłanką do gruzińskiego parlamentu. W zapowiedzianych na początek października wyborach wystartuje prawie 40 partii.

Kandydaturę 48-letniej Roelofs wystawiła partia Saakaszwilego, Zjednoczony Ruch Narodowy, która sprawowała władzę w Gruzji od ulicznej „rewolucji róż” z jesieni 2003 r. do przegranych wyborów sprzed czterech lat. Jeśli żona byłego prezydenta wygra wybory, stanie się pierwszą w historii Gruzji Holenderką zasiadającą w parlamencie tego kraju.

Roelofs studiowała filologię gruzińską w Brukseli, a potem prawo międzynarodowe w Strasburgu. Uczył się tam także gruziński stypendysta Micheil Saakaszwili. Do Gruzji przyjechali w drugiej połowie lat 90. Już jako małżeństwo. Kiedy jej mąż rządził w Tbilisi jako prezydent (2004-2007 i 2008-2013), Sandra Roelofs zajmowała się lingwistyką i wykładała na tbiliskim uniwersytecie. Poza niderlandzkim, francuskim, niemieckim i angielskim biegle zna także rosyjski i gruziński. Od 2008 r. legitymuje się także paszportem gruzińskim.

Po niespodziewanie przegranych wyborach parlamentarnych w 2012 r. (po nich miał ponoć rządzić dalej jako premier) i upływie drugiej i ostatniej prezydenckiej kadencji Saakaszwili wyjechał z Gruzji, gdzie nowe władze wszczęły przeciwko niemu tuzin spraw karnych o nadużycia władzy. Wzywany przez tbiliskie sądy, Saakaszwili odmawiał stawienia się na przesłuchanie, twierdząc, że jest ofiarą politycznej zemsty. W końcu w Gruzji rozesłano za nim listy gończe, a Saakaszwili osiadł na Ukrainie, gdzie przed laty studiował razem z obecnym prezydentem Petro Poroszenką. Poroszenko nadał mu ukraińskie obywatelstwo, odmówił wydania go Gruzji i mianował go swoim namiestnikiem w Odessie.

Gruzińscy politolodzy uważają, że wpisanie przez „narodowców” Sandry Roelofs na drugim miejscu partyjnej listy wyborczej świadczy o ich determinacji, żeby w październikowych wyborach walczyć o każdy głos. W przeciwieństwie do męża, mającego w Gruzji wielu wrogów, Sandra Roelofs nie budzi kontrowersji i z szacunkiem odnoszą się do niej nawet wrogowie Saakaszwilego. Gruzini szanują ją za działalność dobroczynną, za to, że nauczyła się ich języka, przyjęła kulturę i obyczaje. „Gruzinów zawsze ujmuje, kiedy cudzoziemiec wkłada wysiłek, by nauczyć się naszej trudnej mowy, i zachwyca się naszym życiem – mówi PAP tbiliski politolog Ramaz Sakwarelidze. – Nie wydaje mi się, żeby Sandra Roelofs przysporzyła +narodowcom+ głosów – dla wyborców pozostanie ona jednak przede wszystkim żoną Saakaszwilego – ale samo wystawienie jej do wyborów świadczy, że będą oni walczyć o każdego wyborcę”.

Przedwyborcze sondaże świadczą bowiem, że przed żadnymi z dotychczasowych elekcji Gruzini nie byli tak niezdecydowani jak teraz. Późnowiosenne sondaże wskazują, że faworytem jest rządząca partia „Gruzińskie marzenie – Demokratyczna Gruzja” najbogatszego Gruzina Bidziny Iwaniszwilego, ale może ona liczyć na niespełna 20 proc. głosów. „Narodowcy” ustępują im ledwie 4-5 proc., a trzecią partią, która może jeszcze przekroczyć 5-procentową granicę, uprawniającą do posiadania własnych posłów, jest założony w tym roku ruch sławnego śpiewaka operowego "Paata Burczuladze – Państwo dla Ludu". Prawie połowa Gruzinów nie wie, na kogo głosować. „To wynik rozczarowania zarówno ekipą rządzącą, jak i starą opozycją” – uważa Sakwarelidze.

Niepewność przedwyborcza udziela się gruzińskim politykom. „Narodowcy”, których część przeszła do ruchu Burczuladzego, twierdzą, że śpiewak operowy jest jedynie marionetką bogacza Iwaniszwilego (ten z kolei wg „narodowców” jest marionetką Rosji), który w ten sposób chce jeszcze bardziej rozbić i pognębić partię Saakaszwilego. Oskarżenia „narodowców” sprawiły, że z Burczuladzem nie chcą mieć nic wspólnego także najbardziej prozachodnie z gruzińskich partii: "wolni demokraci" i republikanie (Partia Republikańska), wchodzący do niedawna do koalicji rządzącej wraz z „marzycielami”. Republikanie, którym grozi, że tym razem do parlamentu nie wejdą w ogóle, aby zyskać rozgłos i głosy zaproponowali w środku wakacji, żeby do preambuły gruzińskiej konstytucji wpisać, iż celem Gruzji jest integracja z Zachodem. Konkurenci republikanów, zarówno rządzący „marzyciele”, jak opozycyjni „narodowcy” czy „wolni demokraci” wyśmiali ich pomysł jako tanią zagrywkę przedwyborczą.

Cała gruzińska elita polityczna, zarówno rządząca, jak i opozycyjna, zgodnie za to przyklasnęła wykluczeniu przez Centralną Komisję Wyborczą z październikowej elekcji prorosyjskiej Partii Centrystów, którzy w rocznicę 5-dniowej, przegranej przez Gruzję wojny z Rosją z 2008 r. ogłosili w telewizji, że opowiadają się za wprowadzeniem podwójnego, gruzińsko-rosyjskiego obywatelstwa i utworzeniem rosyjskich baz wojskowych na gruzińskim terytorium.

Według gruzińskich politologów niezdecydowanie i zniechęcenie Gruzinów do polityki sprawi, że w wielu okręgach, gdzie przeprowadzane będą wybory większościowe (w Gruzji obowiązuje mieszany system wyborczy – większościowo-proporcjonalny), żadnemu z kandydatów nie uda się zdobyć ponad połowy głosów. Wybory trzeba będzie powtarzać i czekać kolejne tygodnie z ogłoszeniem ich zwycięzcy.