Małe co nieco na początek. Świat, który nie chce odejść – to hasło przewodnie specjalnego wydania stron prawnych DGP.

Piórem dziennikarzy, felietonistów i prawników opisujemy rzeczywistość, która funkcjonując, nierzadko psuje postrzeganie prawniczego uniwersum. Wypacza, odstaje od otoczenia. Niejednokrotnie pozostaje martwa. Ale co dla jednych jest betonowaniem systemu, dla innych jest niepodważalnym jego dogmatem. I to niezależnie od proponowanej metody zmiany: rewolucji, ewolucji czy likwidacji. Stąd demony PRL, Bierut wiecznie żywy czy PRL-owskie marchewki. Za utrzymywanie reliktów przeszłości wina spada przede wszystkim na rządzących – obecną ekipę, ale i poprzednie. To oni w imię różnych grup interesów nie byli zainteresowani tym – albo nie wiedzieli – jak pozbyć się zbędnych anachronizmów słusznie zapomnianego systemu. Swojego czasu Ronald Reagan, prezydent USA, powiedział, że państwo jest jak niemowlak – z jednej strony ma nieposkromiony apetyt, z drugiej brak odpowiedzialności za swoje czyny. To stwierdzenie idealnie wpisuje się chociażby w brak rzeczywistego pomysłu na rozwiązanie problemu tych warszawiaków, którym po II wojnie światowej odebrano ich własność – domy i kamienice. Jak pisze w tym wydaniu DGP prof. Lech Królikowski, varsavianista i samorządowiec, nie brak kuriozalnych przykładów, kiedy np. nieruchomość odzyskuje 130-latek. Pojawiające się propozycje ruszenia dekretu Bieruta służą raczej ochronie finansów państwa niż faktycznej chęci zadośćuczynienia pokrzywdzonym.

Nie inaczej rzecz się ma z utrzymywaniem przywilejów tylko dla wybranych grup zawodowych. Karta nauczyciela, która była prezentem władzy w zamian za brak poparcia pedagogów dla ruchu wolnościowego, od lat stanowi oś sporu między rządem, związkami a samorządowcami. I mimo jawnych anachronizmów jak na razie jest nie do ruszenia. To przekłada się chociażby na brak możliwości zmiany zasad opłacania nauczycieli. Zdaniem Joanny Kluzik-Rostkowskiej, minister edukacji narodowej, przez zapisy karty często są oni wynagradzani nie za efekty pracy, ale za przychodzenie do niej. W opozycji stoi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, który twierdzi, że gdyby nie było karty, sytuacja nauczyciela byłaby taka sama jak pracowników samorządowych zatrudnionych w szkole, np. sprzątaczek czy woźnych. Nie brakuje również przykładów regulacji, które, mimo że po 1989 r. były nieustannie modyfikowane, nie przystają do zmieniającej się rzeczywistości. Chociażby kodeks pracy. Jak zauważa Łukasz Guza, przepisy wciąż dzielą zatrudnionych na uprzywilejowanych pracowników i całą resztę.
I chociaż demony PRL wciąż mają się dobrze, w specjalnym wydaniu DGP oddajemy również sprawiedliwość tym przykładom praw, które mimo obowiązywania od kilkudziesięciu lat się sprawdzają, bo jak do tej pory nie wymyślono nic lepszego – kodeks cywilny czy prawo handlowe. Tu nie ma (mimo pewnych prób) miejsca na tworzenie legislacyjnych potworków.