„Nie ma żadnych wskazań, że załoga podejmowała jakiekolwiek działania mające zapobiec kontynuowaniu lotu w kierunku gór. Jeżeli byłaby możliwość kontroli nad samolotem, to samolot mógłby zawrócić i jeszcze około 170 km przelecieć” - dodaje Lasek, komentując katastrofę w Alpach. „Były hipotezy, że mogło całkowicie zasilanie paść w samolocie, ale ono, przynajmniej w części, musiało być, bo działał transponder” - ocenia. „Paliwa było dużo i nic nie wskazuje, żeby samolot był sterowany przez autopilota i leciał po zaprogramowanej trasie” - analizuje gość RMF FM. Zdaniem Laska miesiąc po wypadku powinien pojawić się raport wstępny, w którym będą stwierdzone podstawowe fakty. „To jest bardzo tajemnicza katastrofa, ale wydarzyła się nad Europą i to nie jest jak MH370, który zaginął” – ocenia.
Niepełna procedura w badaniu katastrofy smoleńskiej? „Nie mam takiego poczucia” - odpowiada Maciej Lasek. „Gdyby współpraca z Rosjanami w późniejszym okresie układała się lepiej, to dzisiaj byśmy o tym nie rozmawiali, bo katastrofa smoleńska nie budziłaby wątpliwości” - ocenia gość RMF FM. „Przeprowadziliśmy własne badania, mieliśmy dostęp do wraku. Nasze badanie były głębsze, niż MAK-owskie” - mówi Lasek.
Więcej na: rmf24.pl