Centrolewica i Palestyńczycy już zwyciężyli. Co nie znaczy, że będą rządzić
Mimo zagrożeń w postaci wojny domowej w Syrii, bojowników Państwa Islamskiego i nuklearnych ambicji Iranu głównymi troskami Izraelczyków głosujących dziś w wyborach parlamentarnych są stan gospodarki i rosnące koszty życia. Drugoplanowość kwestii bezpieczeństwa w kampanii wyborczej nie zmienia jednak faktu, że ich wynik będzie miał kluczowe znaczenie dla pokoju na Bliskim Wschodzie.
Wystarczy powiedzieć, że jedną z dwóch głównych przyczyn rozpadu dotychczasowej koalicji, co wymusiło rozpisanie przedterminowych wyborów, była przyjęta przez rząd propozycja ustawy definiującej Izrael jako państwo narodu żydowskiego. Projekt przewidywał zapisanie – w prawnie wiążący sposób – zobowiązań państwa w kwestii ochrony jego żydowskiego statusu, a przez to zapobieżenie temu, by Izrael stał się z czasem krajem dwunarodowym. Jednak ponieważ Arabowie już teraz stanowią prawie 20 proc. ludności, więc taka ustawa tylko zwiększyłaby napięcia społeczne.
Izraelczycy zresztą najwyraźniej też są zmęczeni taką sytuacją. Według badań dla nawet połowy wyborców najważniejszą sprawą są kwestie społeczno-ekonomiczne, w tym rosnące koszty życia, podczas gdy na bezpieczeństwo wskazuje jedna czwarta. To widać też w sondażach poparcia dla partii – największy odsetek głosów powinien zdobyć centrolewicowy blok Obóz Syjonistyczny (sojusz Partii Pracy kierowanej przez Icchaka Herzoga i ugrupowania byłej szefowej dyplomacji Cipi Liwni – Ruch), który o trzy–cztery punkty wyprzedza kierowany przez premiera Beniamina Netanjahu Likud. Na dodatek centrolewica na dobre wyprzedziła Likud po głośnym przemówieniu Netanjahu w amerykańskim Kongresie, w którym wzywał do tego, by nie łagodzić sankcji wobec Iranu. – To jest referendum na temat wielu kwestii, które są przedmiotem troski Izraelczyków. To jest też referendum, czy chcemy nadal mieć Netanjahu, czy zmiany, którą ja reprezentuję – mówił lider opozycji Herzog.
Utworzenie rządu przez Obóz Syjonistyczny dawałoby większe szanse na wznowienie rozmów pokojowych z Palestyńczykami. Ale nie jest to najbardziej prawdopodobny z powyborczych scenariuszy. Na rozdrobnionej i niestabilnej izraelskiej scenie politycznej (w 120-osobowym Knesecie Obóz Syjonistyczny będzie mieć ok. 25 miejsc) równie ważne jak zdobycie największej liczby głosów są zdolności koalicyjne, a te Obóz ma mniejsze niż Likud. Może się zatem zdarzyć tak, że to Obóz Syjonistyczny będzie największą frakcją, ale premierem – na czele centroprawicowej koalicji – pozostanie Netanjahu. Albo też oba ugrupowania utworzą wielką koalicję.
Na zwycięstwo ugrupowań opowiadających się za rozmowami pokojowymi liczą też izraelscy przedsiębiorcy – i to mimo że to Likud bardziej uchodzi za partię probiznesową i chce obniżenia podatków. Choć centrolewica zwiększy wydatki socjalne, jej zdaniem korzyści z normalizacji sytuacji zrekompensują je z naddatkiem. – To nie musi być gorąca miłość ani nie musimy się ściskać z naszymi sąsiadami każdego dnia, ale powinniśmy móc z nimi handlować i prowadzić normalne życie. Nie ma wątpliwości, że jeśli będziemy szli w kierunku procesu pokojowego, wydatki na obronę mogą się zmniejszyć, co pozwoli na inny podział tortu, a nawet spowoduje, że ten tort będzie większy – tłumaczył Reutersowi Dow Moran, przedsiębiorca z branży IT, wynalazca przenośnej pamięci USB i członek biznesowej inicjatywy Breaking the Impasse, której celem jest lobbowanie na rzecz rozmów pokojowych.
W ostatnich dniach, wraz z traceniem pola w sondażach, Netanjahu też zaczął obiecywać, że zajmie się problemem rosnących kosztów życia. Ale nie porzucił dotychczasowej retoryki. Ostrzegł, że jeśli władzę przejmie centrolewica, skończy się to oddaniem wschodniej Jerozolimy Palestyńczykom. Zresztą Palestyńczycy będą prawdopodobnie jednym z wygranych tych wyborów. W sondażach trzecie miejsce zajmowała Wspólna Lista – blok ugrupowań palestyńskich, które pierwszy raz w historii poszły do wyborów razem. Ich 15 miejsc nie tylko dawałoby jej realny wpływ na to, kto będzie tworzył rząd, ale gdyby była największym ugrupowaniem opozycyjnym – np. w przypadku powstania wielkiej koalicji – lider Wspólnej Listy byłby automatycznie raz w miesiącu informowany przez premiera o sprawach zagranicznych i polityce bezpieczeństwa oraz zasiadałby w komisji spraw zagranicznych Knesetu. Raczej nie o to chodziło pomysłodawcom ustawy o żydowskim charakterze państwa.
USA są gotowe rozmawiać o Syrii i z Syrią
Aby zakończyć wojnę domową w Syrii, konieczne może być dopuszczenie do negocjacji prezydenta tego kraju Baszara al-Asada – przyznał amerykański sekretarz stanu John Kerry.
– Ciężko pracujemy wraz z zainteresowanymi stronami nad tym, by znaleźć dyplomatyczne rozwiązanie. Będziemy negocjować – powiedział Kerry w wywiadzie wyemitowanym w niedzielę w stacji CBS, dodając, że być może konieczne będzie wzmocnienie presji na syryjskiego dyktatora. Rzeczniczka Departamentu Stanu tłumaczyła później, że Kerry’emu nie chodziło o bezpośredni udział al-Asada w rozmowach, a celem USA pozostaje odsunięcie go od władzy, ale faktem jest, że od kiedy część Syrii opanowało Państwo Islamskie, determinacja USA w walce z al-Asadem osłabła. Ten jednak już odrzucił ofertę. – O jakichkolwiek rozmowach o przyszłości syryjskiego prezydenta będą decydować Syryjczycy – zapowiedział syryjski despota.