Doktor Andrzej Szeptycki z Uniwersytetu Warszawskiego uważa, że niemieckie propozycje dotyczące wysłania żołnierzy na Ukrainę są dość niefortunne. MSZ w Berlinie potwierdza, że chce razem z Francją wysłać na Ukrainę wojsko, w celu nadzorowania rozejmu.

Doktor Andrzej Szeptycki ocenia, że deklaracje są nietrafione z paru powodów. Dyskusyjne są tu - według niego - kwestie prawne związane z militarną pomocą, a także fakt, że to właśnie Niemcy wyraziły gotowość do wysłania swoich żołnierzy do kraju ogarniętego konfliktem. Przypomina, że niemieckie wojska były już na Ukrainie w trakcie II wojny światowej, a walka z niemieckim agresorem to centralny punkt radzieckiej i poradzieckiej polityki historycznej. "W związku z tym dużo łatwiej będzie o niekorzystne przedstawienie tych wojsk i postarać się o jakąś prowokację" - powiedział Informacyjnej Agencji Radiowej Andrzej Szeptycki.

W opinii politologa, deklaracje niemieckie czy francuskie dotyczące militarnego wsparcia mogą się okazać dużo bardziej do zaakceptowania, niż gdyby padły ze strony innych krajów, ale nie oznacza to, że obędzie się bez problemów.
Wskazuje a kwestię relacji politycznych z Rosją. Zupełnie inaczej- w jego opinii- wypadło by wysłanie żołnierzy przez Polskę czy Estonię. "Biorąc jednak pod uwagę nieprzewidywalność sytuacji na wschodzie Ukrainy, wysłanie tam niemieckich żołnierzy może się okazać zwyczajnie ryzykowne" - uważa Szeptycki.


Jak donoszą media, Niemcy chcą wysłać na Ukrainę drony i żołnierzy do ich obsługi, a także siły do ochrony inspektorów OBWE. Dziennik "Bild" pisał o 200 żołnierzach sił powietrzno-desantowych, którzy są wykorzystywani do tej operacji.