To rafinerie były celem bombardowań, których w ostatnim w czasie przeprowadziły w Syrii siły międzynarodowej koalicji przeciwko Państwu Islamskiemu. W operacji brało udział lotnictwo Stanów Zjednoczonych, Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

W ten sposób koalicjanci chcą odciąć radykałów od intratnego źródła dochodów. Według Pentagonu, na przejętych przez siebie mobilnych rafineriach islamiści zarabiają nawet 2 miliony dolarów dziennie. Według jednej z brytyjskich grup monitorujących sytuację w Syrii, w ostatnich atakach zginęło 14 dżihadystów oraz kilkoro cywilów, w tym dziecko.

W sąsiednim Iraku naloty na terytoria kontrolowane przez Państwo Islamskie przeprowadziła dziś natomiast Francja. Poinformował o tym rzecznik rządu, Stephane Le Foll, nie sprecyzował jednak, jakie obiekty były celem ataku. Była to pierwsza akcja francuskiego lotnictwa w Iraku od 19 września. Paryż obiecał też dodatkową pomoc dla syryjskiej opozycji, walczącej z ekstremistami.

Bojownicy Państwa Islamskiego opanowali w ostatnich miesiącach dużą część Syrii i Iraku. Na kontrolowanych przez siebie terenach wielokrotnie dopuszczali się morderstw ludności cywilnej, stostowali też tortury i prześladowali mniejszości etniczne i religijne. Prezydent Iranu Hasan Rowhani o spowodowanie wybuchu ekstremizmu na Bliskim Wschodzie oskarżył "konkretne agencje wywiadowcze", nie powiedział jednak, o służby których krajów mu chodzi.

W skład międzynarodowej koalicji przeciw dżihadystom wchodzi już ponad 50 państw, a wkrótce mogą dołączyć kolejne, między innymi Wielka Brytania. Decyzję w tej sprawie tamtejszy parlament ma podjąć jutro.