"Dość przemocy, czas na demokrację" - zaapelował amerykański Sekretarz Stanu John Kerry w Egipcie. Amerykański polityk złożył niezapowiedzianą wizytę w Kairze. Wszystko to dzieje się w czasie, gdy na ulicach egipskiej stolicy wzmaga się napięcie. Jutro bowiem ma rozpocząć się proces obalonego w lipcu prezydenta kraju Mohammeda Mursiego.

Sześciogodzinna wizyta Johna Kerry’ego jest jego pierwszą podróżą do Kairu od czasu obalenia Mohammeda Mursiego i zmiany władzy w Egipcie. Wizyta nie była wcześniej zapowiadana ze względów bezpieczeństwa. Dotychczas tego typu środki ostrożności Amerykanie stosowali w czasie wizyt w tak niespokojnych miejscach świata jak Irak czy Afganistan.

Kerry spotkał się w Kairze z nowymi władzami Egiptu. Zaapelował o położenie kresu przemocy i o demokratyzację kraju. "Historia pokazała, że demokracja jest bardziej stabilna, żywotna i przynosząca zyski niż jakakolwiek alternatywa. Stabilizacja oznacza turystów, inwestorów, a to z kolei oznacza miejsca pracy dla mieszkańców Egiptu" - mówił Kerry.

Po lipcowym obaleniu prezydenta Mursiego nie słabną protesty zwolenników Bractwa Muzułmańskiego. Od tego czasu w zamieszkach zginęło już kilka tysięcy osób. Jutro ma rozpocząć się proces Mursiego, co również oznacza ryzyko zamieszek na ulicach. Również relacje Egiptu ze Stanami Zjednoczonymi są bardzo napięte. W ubiegłym miesiącu Waszyngton zamroził sporą część wartej ponad miliard dolarów pomocy finansowej dla Egiptu.

Kair jest pierwszym przystankiem w dziewięciodniowej podróży amerykańskiego Sekretarza Stanu. John Kerry odwiedzi jeszcze między innymi Arabię Saudyjską, Izrael i Jordanię. Jutro wieczorem przyleci do Polski.