W obrocie pojawiają się sprzeczne uchwały Sądu Najwyższego i sędziowie sądów powszechnych będą musieli oceniać, do której są bardziej przekonani

Czy osoba najbliższa poszkodowanemu wskutek zdarzenia niedozwolonego, który jest w bardzo ciężkim stanie, może otrzymać zadośćuczynienie? Zdaniem Sądu Najwyższego tak, a zdaniem Sądu Najwyższego nie. Czy więź rodzinna jest dobrem osobistym? Zdaniem Sądu Najwyższego nie. Ale już zdaniem Sądu Najwyższego – raczej tak.
Brzmi to oczywiście kuriozalnie, ale kuriozum to stworzył ustawodawca wespół z sędziami Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN. Na przykładzie jej ostatniej uchwały dostrzec możemy niespodziewany i bez wątpienia niepożądany skutek powstania nowej izby i modelu rozpoznawania skarg nadzwyczajnych. Przede wszystkim zabrakło nowym sędziom rozmysłu i umiejętności wyjścia w swym myśleniu poza samo wydawane właśnie orzeczenie. Mówiąc wprost: nie pomyśleli o skutkach swego działania.
Przypomnijmy, w czym rzecz. Otóż w marcu 2018 r. skład powiększony Izby Cywilnej SN wydał trzy uchwały (III CZP 36/17, III CZP 60/17 oraz III CZP 69/17), w których stwierdził, że najbliżsi osób poszkodowanych, który na skutek czynu niedozwolonego doznali ciężkiego i trwałego rozstroju zdrowia, mogą liczyć na zadośćuczynienie. Skargę nadzwyczajną złożył prokurator generalny. 22 października 2019 r. skład powiększony Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego orzekł zaś, że więź rodzinna nie jest dobrem osobistym (sygn. akt I NSNZP 2/19). I że osobie bliskiej poszkodowanemu w stanie ciężkim nie przysługuje zadośćuczynienie pieniężne na podstawie art. 448 kodeksu cywilnego (skład zasugerował, że nie przysługuje również na podstawie art. 446 par. 4 k.c.). Orzeczenia więc są swoim całkowitym przeciwieństwem: stanowisko Izby Cywilnej SN jest korzystne dla obywateli i niekorzystne dla ubezpieczycieli, a stanowisko Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN jest korzystne dla ubezpieczycieli i niekorzystne dla obywateli.
Uchwały obu izb zostały wydane w składach siedmiu sędziów. Żadnej z nich nie nadano mocy zasady prawnej. Mamy więc do czynienia z sytuacją, gdy w obrocie pojawiają się sprzeczne uchwały SN i sędziowie sądów powszechnych będą musieli oceniać, do której są bardziej przekonani. To prosta droga do kolosalnych rozbieżności orzeczniczych, które przecież w swym założeniu odpowiedzi na pytania prawne przez SN powinny likwidować, a nie tworzyć.
Zaznaczyć przy tym należy, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN nie przekroczyła swych uprawnień. Z jednej strony błogosławieństwem, ale z drugiej – jak widzimy – przekleństwem instytucji skargi nadzwyczajnej jest to, iż może ona dotyczyć w zasadzie każdej gałęzi prawa. Tak prawa cywilnego (jak w rozpatrywanej właśnie sprawie ubezpieczeniowej), karnego, jak i z zakresu prawa pracy. Izba rozpatrująca skargi nadzwyczajne swym orzecznictwem wchodzi zatem w pole innych izb SN. Jej sędziowie nie są oczywiście zobowiązani do orzekania w sposób zgodny z linią orzeczniczą wykreowaną przez innych, choćby to byli sędziowie Sądu Najwyższego. Gdy jednak się nie zgadzają, sprawy się komplikują.
Rozbieżności w orzecznictwie na poziomie SN nie są niczym nowym. Wielokrotnie przecież pierwsza prezes SN kierowała wnioski z pytaniami prawnymi w celu uwspólnienia orzecznictwa. Zdarzały się przypadki, gdy dwa składy trzech sędziów SN w uchwałach stwierdzały odmiennie od siebie. Wtedy decydowała siódemka. Bywa też tak, że dany skład SN proponuje zmianę linii orzeczniczej, np. ze względu na zmieniającą się rzeczywistość gospodarczą. Wtedy jednak zawsze odwołuje się do poprzedniej linii orzeczniczej, wspomina stare orzeczenia SN i przekonuje, dlaczego należy postępować inaczej.
W najnowszym przypadku powstałym na kanwie „siódemki” nowej izby nie mamy do czynienia z żadnym z powyższych. Mamy odmienne od siebie uchwały wydane w składach powiększonych (czyli o wielkiej mocy rażenia – przeciętny sędzia sądu powszechnego taką uchwałę traktuje na równi z przepisem ustawy). Skład orzekający później nie odniósł się ani słowem w ustnych motywach rozstrzygnięcia (pisemnego uzasadnienia na razie nie ma) do poprzedniego dorobku Sądu Najwyższego. Sprawozdawca, przekonując o słuszności reprezentowanego przez siebie poglądu, wskazywał jedynie, iż przecież „to oczywiste, że...”.
W fatalnej sytuacji postawiono obywateli oraz zakłady ubezpieczeń zainteresowanych rozstrzygnięciami sprawach w analogicznych do rozpoznawanej. W tym momencie zaczynają oni uczestniczyć w loterii, w której chodzi o to, by trafić do sądu drugiej instancji wierzącego bardziej jednej, a mniej drugiej izbie. Miejmy do tego na uwadze, że wiara w orzecznictwo „starej” Izby Cywilnej i „nowej” Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych może być podszyta politycznymi sympatiami i antypatiami. A z podobnymi przypadkami możemy mieć niebawem do czynienia w o wiele większej liczbie spraw. Co bowiem stoi na przeszkodzie, by sędziowie rozpoznający skargi nadzwyczajne zmienili utrwaloną linię orzeczniczą w zakresie prawa spadkowego bądź rodzinnego?
Pozostaje pytanie, co można teraz zrobić, by rozwiązać supeł zawiązany przez sam SN. Najlepiej byłoby zorganizować posiedzenie połączonych dwóch izb (cywilnej i kontroli nadzwyczajnej), na którym zostałaby wydana jedna uchwała, z jeszcze silniejszą legitymacją aniżeli uchwały siódemkowe danych izb. Tyle że z uwagi na wspomniane już sympatie i antypatie oraz animozje, które objawiają się nawet wzdraganiem się przed podaniem ręki przez jednego sędziego drugiemu, niełatwo sobie wyobrazić, by sędziowie Izby Cywilnej chcieli orzekać razem z sędziami nowej izby. Wielu ze „starych” uważa przecież, że ci nowi, powołani wskutek przeprowadzenia procedury konkursowej w Krajowej Radzie Sądownictwa w – najdelikatniej to ujmując – kontrowersyjny sposób, nie są w ogóle sędziami.
Pomysł orzekania przez połączone izby ma jeszcze jedną wadę. Mogłoby się okazać, że mniej istotne byłoby meritum, a ważniejsza prosta arytmetyka – sędziów Izby Cywilnej jest więcej i mogliby po prostu przegłosować swoich nowych kolegów.
Możliwe jest również zwołanie posiedzenia całej Izby Cywilnej. Jej uchwała również miałaby większą moc rażenia niż „siódemka” Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Tyle że takie działanie byłoby tworzeniem kolejnych podziałów w SN. I okazałoby się, że niezależnym od sądu tworem, sztucznie wtłoczonym w jego ramy, jest nie tylko Izba Dyscyplinarna, lecz także Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. ©℗