Wielka Brytania będąca poza strefą euro nie ma wpływu na kształtowanie jej nowego modelu. Tymczasem kryzys w eurostrefie i stosunek do niego wyrosły na pierwszoplanową kwestię brytyjskiego życia politycznego. Komplikuje to sytuację premiera Davida Camerona.

Cameron będąc pod silną presją eurosceptycznej prasy i członków własnej partii, zapowiedział obronę brytyjskich interesów w Europie rozumianych przede wszystkim jako obrona wolnego rynku i statusu londyńskiego City jako ośrodka światowej finansjery.

W opinii środowego "Timesa", Cameron pośrednio grożąc wetem "ustalił cenę brytyjskiego poparcia dla reformy strefy euro".

Jednak niechętna UE prasa krytykuje go za to, że z góry wykluczył rozpisanie referendum ws. sugerowanych przez kanclerz Niemiec Angelę Merkel zmian traktatowych. Takie referendum siłą rzeczy postawiłoby na porządku dziennym kwestię stosunku Brytyjczyków do członkostwa w UE.

Podziały na tle podejścia do wyłaniającej się unii fiskalnej strefy euro występują nie tylko w partii konserwatywnej Camerona, ale nawet w jego gabinecie.

Minister ds. pracy i emerytur Iain Duncan Smith w wywiadzie dla Sky TV powiedział, że każda "istotna" zmiana traktatowa powinna automatycznie wywołać referendum w W. Brytanii. Z kolei minister sprawiedliwości Ken Clarke stwierdził, że "piątkowy szczyt to zły moment, by Londyn wymuszał na Brukseli ustępstwa".

"W sprawie referendum postawa rządu jest czytelna. Uchwaliliśmy ustawę uniemożliwiającą przejęcie przez Brukselę nowych prerogatyw bez uprzedniego zapytania Brytyjczyków o zgodę w referendum. Jako premier nie mam takiego zamiaru (uszczuplenia brytyjskiej suwerenności - PAP) i nie sądzę, by kwestia ta kiedykolwiek stała się aktualna" - zaznaczył Cameron sugerując, że referendum jest niepotrzebne.

"Jeśli państwa strefy euro zdecydują się na nowy europejski traktat, to w oczywisty sposób powstanie kwestia brytyjskich zabezpieczeń i interesów, przy których będę obstawał, i nie podpiszę traktatu, w którym ich nie będzie" - dodał w wypowiedzi dla BBC z wtorku.

Mimo iż Cameron sam z usposobienia jest eurosceptykiem, nie może być w tym względzie zbyt radykalny, jeśli nie chce zantagonizować swego proeuropejskiego koalicyjnego partnera, czyli liberalnych demokratów.

Cameron zabiega w związku z tym o znalezienie punktu równowagi między trzema elementami: Angelą Merkel zapowiadającą, że jeśli Londyn nie poprze porozumienia na szczeblu całej UE, to zostanie ono zawarte w ramach strefy euro, własną partią, w której eurosceptycy są silną frakcją, i koalicyjnym partnerem.

W ocenie politycznego komentatora Iana Dunta, jeśli Cameron nie będzie mógł wylegitymować się wymiernym sukcesem wobec Europy, to jego pozycja w partii się osłabi. Dunt sądzi, że stosunek konserwatystów do UE jest ich "klątwą". Mieli z nim duże trudności, także za rządów Margaret Thatcher i Johna Majora.

Inny komentator James Landale z BBC pisze o dylemacie Camerona: "los jego rządu zależy od tego, czy euro się ostatnie, ale dla ochrony euro może zostać zmuszony do pójścia na kompromis, który zantagonizuje do niego partię i podzieli koalicję".