Azerbejdżan będzie prowadził działania zbrojne w Górskim Karabachu dopóty, dopóki wojska armeńskie będą tam obecne - zapowiedział w środę prezydent Ilham Alijew. Walki toczą się aktualnie głównie w mieście Terter, gdzie zniszczona została już infrastruktura cywilna.

"Mamy tylko jeden warunek - całkowite, bezwarunkowe i niezwłoczne wycofanie się sił zbrojnych Armenii z naszego kraju. Jeśli rząd Armenii zaakceptuje ten warunek, walki zostaną przerwane, krew przestanie się przelewać" - oświadczył Alijew podczas wizyty u rannych żołnierzy w szpitalu. „Chcemy przywrócić naszą integralność terytorialną, robimy to i będziemy to robić” - dodał.

Wcześniej w środę azerskie źródła dyplomatyczne zaprezentowały podobne stanowisko. Przedstawiciel Azerbejdżanu w OBWE poinformował utworzoną w ramach tej organizacji mediacyjną Grupę Mińską (Rosja, USA, Francja), że Baku jest zdeterminowane, by walczyć.

"Dopóki nie zobaczymy wyraźnie, jak wojska armeńskie opuszczają terytorium Azerbejdżanu, będziemy kontynuować naszą legalną operację wojskową” - powiedział azerski dyplomata. Dodał, że tylko bezwarunkowe wycofanie się Armenii spowoduje, że „obecne pokolenie Ormian uniknie ogromnych ofiar śmiertelnych”.

Alijew w środę także podziękował prezydentowi Turcji Tayyipowi Recepowi Erdoganowi za jego wsparcie w konflikcie. Dodał, że swoje poparcie dla Baku wyraziły także Pakistan i Afganistan, ale jego kraj na razie nie potrzebuje pomocy z zewnątrz.

Z kolei służba prasowa rządu Armenii poinformowała, że premier tego kraju Nikol Paszynian rozmawiał telefonicznie o sytuacji w Górskich Karabachu z prezydentem Iranu Hasanem Rowhanim. "Prezydent Iranu wyraził zaniepokojenie napięciem między dwoma sąsiadującymi ze sobą krajami i kontynuacją działań zbrojnych” - oświadczył Erywań.

W komunikacie zaznaczono też, iż obaj przywódcy rozmawiali o udziale Turcji w konflikcie, mimo iż Baku konsekwentnie zaprzecza, jakoby tureckie wojska były zaangażowane w konflikt. Mimo to w środę Armenia oficjalnie podtrzymała swoje stanowisko, zgodnie z którym tureccy wojskowi używali w spornym rejonie myśliwców F-16 i dronów. MSZ w Erywaniu ponownie zażądało "natychmiastowego wycofania tureckich sił zbrojnych, w tym sił powietrznych, ze strefy konfliktu".

W odpowiedzi minister spraw zagranicznych Turcji Mevlut Cavusoglu oświadczył, że jeśli Azerbejdżan zwróci się o pomoc, Ankara jej udzieli. "Przekazaliśmy rządowi w Baku, że jeśli Azerbejdżan chce rozwiązać ten problem sam, będziemy go wspierać. Natomiast jeśli zwróci się o pomoc, zrobimy to, co konieczne. Widzimy, że obecnie Azerbejdżan radzi sobie wystarczająco dobrze” - powiedział Cavusoglu agencji informacyjnej Anadolu.

Wcześniej w środę doradca prezydenta Azerbejdżanu Hikman Hadżijew oświadczył, że dwa armeńskie samoloty bojowe Su-25 rozbiły się we wtorek o górę. Oskarżył przy tym władze Armenii o kłamstwo, jakoby jeden z tych samolotów został zestrzelony przez siły tureckie.

Środa jest czwartym dniem zbrojnego konfliktu w Górskim Karabachu, kontrolowaną przez Ormian separatystyczną enklawę w Azerbejdżanie. Agencja AP pisze o ciężkich walkach w mieście Terter, gdzie siły armeńskie "zniszczyły infrastrukturę cywilną i zraniły wiele cywilnych osób". Z kolei Erywań podał, że wojska Azerbejdżanu ostrzeliwują pozycje armeńskie na północy spornego regionu.

Rząd Armenii zakomunikował również, że w mieście Martakert, w wyniku ataku wojsk Azerbejdżanu, zginęło trzech armeńskich cywilów.