Nazwisko następnego prezydenta niekoniecznie poznamy nazajutrz po zamknięciu lokali wyborczych.
Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych odbędą się zgodnie z konstytucją, 3 listopada. Formalnoprawnych możliwości ich przełożenia praktycznie nie ma. Ale ten wyborczy sezon jest z kilku powodów tak wyjątkowy, a głosowanie może przebiec w tak osobliwych warunkach, że możliwych jest wiele nieprawidłowości i utrudnień, a wyniku może nie być przez kilka tygodni. Zresztą o tym, kto wygrał w danym stanie, mogą decydować sądy. DGP przygotował listę problemów, które potencjalnie mogą zagrozić demokratycznej procedurze.

Pandemia koronawirusa

Wedle wszystkich eksperckich analiz COVID-19 nie zniknie z USA do listopadowej elekcji. Nawet jeśli Federalna Agencja Leków zatwierdzi szczepionkę – co do listopada wydaje się bardzo mało prawdopodobne – na pewno nie uda się jej rozprowadzić wśród wszystkich Amerykanów. Wielu ludzi nie korzysta z możliwości głosowania korespondencyjnego, bo albo nie wie, jak ta procedura działa, albo ich stany nie uwzględniają takiej możliwości. Część w obawie przed kolejkami zagłosuje przedterminowo, ale niektóre stany, np. kluczowa w bieżącym cyklu wyborczym Pensylwania, tego nie przewidują. Ludzie z obawy o zakażenie mogą po prostu zostać w domu. Może też brakować personelu w komisjach. Stan Wirginia płaci za tę pracę 140 dol. Podejmują ją głównie emeryci, którzy mają więcej czasu. Wielu nie będzie chciało ryzykować zdrowiem dla takiej sumy.

Problemy z nową technologią

Amerykanie nie głosują w lokalu wyborczym, stawiając krzyżyk przy nazwisku kandydata. Korzystają ze specjalnych maszyn, które dziurkują kartę wyborczą, albo z komputerów z ekranem dotykowym przypominającym bankomat, które zapisują rezultat na twardym dysku. Część stanów w bieżącym cyklu prawyborów testowała nowe urządzenia, co spowodowało bezprecedensowy chaos. Do dziś nie są znane precyzyjne wyniki konwentyklu demokratów w Iowa; nie wiadomo, czy wygrał Pete Buttigieg, czy Bernie Sanders, chociaż nikt się tym już nie interesuje wobec tego, że kandydatem partii jest Joe Biden. Problemem może też być przeprowadzenie głosowania korespondencyjnego, odkąd panuje wzmożone zainteresowanie nim. Waszyngton i Oregon od lat tylko w ten sposób przeprowadzają wybory i dysponują odpowiednimi maszynami do szybkiego przeliczania pakietów korespondencyjnych, ale w wielu innych stanach brakuje czasu i pieniędzy na wprowadzenie nowej technologii.

Wzrost kosztów ze względu na pandemię

Przeprowadzenie wyborów kosztuje. W tym roku będzie kosztowało znacznie więcej ze względu na to, że trzeba będzie przygotować miliony litrów płynu do dezynfekcji, gigantyczną liczbę maseczek i rękawiczek dla członków komisji obwodowych, a także zasłon z pleksiglasu oraz znaczków pocztowych do przesłania pakietów wyborczych. Kongres może alokować środki, szczególnie dla biednych stanów, jak Alabama czy Wirginia Zachodnia, ale zdominowany przed republikanów Senat może się na to nie zgodzić. Stronnictwo Donalda Trumpa jest od początku przeciwne wyborom korespondencyjnym. Sam prezydent uważa, że to przestrzeń do oszustw, choć w poprzednich wyborach zakwestionowano mniej niż 200 głosów z prawie 30 mln oddanych w ten sposób.

Rozproszenie elektoratu

W związku z pandemią miliony ludzi znajdują się poza miejscem, gdzie tradycyjnie głosują. Dotyczy to przede wszystkim studentów, będących teraz w domach rodzinnych, którzy zwykle są zarejestrowani do wyborów tam, gdzie znajduje się ich alma mater. Po całej Ameryce rozjechało się 45 tys. osób uczęszczających na University of Michigan, a w 2016 r. o zwycięstwie Trumpa w tym stanie zdecydowało 11 tys. głosów. Władze Michigan nie zdecydowały jeszcze, czy koronawirus jest pretekstem do oddania głosu korespondencyjnie, przez co wielu studentów może nie skorzystać z czynnego prawa wyborczego. Warto dodać, że wśród elektoratu, który nie ukończył 30 lat, Joe Biden zbiera 58 proc. głosów, a Trump 24 proc. Reszta jest niezdecydowana.

Zaangażowanie Rosji

Kreml mieszał się na różne sposoby w wybory prezydenckie w USA w 2016 r., ale także w referendum w sprawie brexitu, głosowanie do Parlamentu Europejskiego w zeszłym roku oraz wybory uzupełniające w Ameryce w 2018 r. Służby wywiadowcze informują zarówno Kongres, jak i Biały Dom, że ryzyko rosyjskich cyberataków i tym razem jest bardzo wysokie. Narasta kampania dezinformacyjna w mediach społecznościowych. Inspiruje ją nie tylko Moskwa, ale też Pekin, a także różne podmioty amerykańskie.

Formalne przeszkody w głosowaniu

Odkąd 55 lat temu zaczęła obowiązywać ustawa o prawach wyborczych, której celem było włączenie do elektoratu milionów Afroamerykanów, władze różnych stanów wprowadzały różne furtki, by uniemożliwić głosowanie ludziom skłonnym poprzeć kandydatów przeciwnego stronnictwa. W większości przypadków republikanie utrudniali los demokratom. We wczorajszym wydaniu DGP pisaliśmy o tym, jak wyobcowani z systemu wyborczego są więźniowie oraz ludzie, którzy odbyli wyroki. W tym roku, o czym była mowa wcześniej, Trump i jego partia chcą uniemożliwić głosowanie korespondencyjne, więc jesienią możemy się spodziewać pozwów do sądów stanowych i federalnych o blokowanie takiej formy wyborów.

Nieprzewidywalność Trumpa

Ameryka jest krajem stworzonym przez prawników. Cała sfera polityczna przez ponad 240 lat była bardzo przywiązana do procedur. Kolejni prezydenci podporządkowywali się wyrokom elektoratu. Donald Trump tę dżentelmeńską zasadę demokracji zaczął kwestionować. Cztery lata temu, już po wyborach, mówił, że bezprawnie oddały głos miliony nielegalnych imigrantów. Nie ma na to żadnych dowodów. Tymczasem w niedawnym wywiadzie przeprowadzonym przez Chrisa Wallace’a z Fox News prezydent zapytany, czy uzna swoją ewentualną porażkę wyborczą, odpowiedział, że jeszcze nie wie i zobaczy po głosowaniu.