Najnowszy scenariusz zakłada, że marszałek Sejmu uruchomi nowy kalendarz wyborczy od razu po tym, jak Państwowa Komisja Wyborcza zajmie stanowisko wobec terminu z 10 maja
Gdy Państwowa Komisja Wyborcza zajmie stanowisko w sprawie nieprzeprowadzonego głosowania, na jego podstawie Elżbieta Witek wyda zarządzenie o nowym terminie wyborów.
– Liczymy, że w stanowisku PKW znajdzie się wskazanie dla marszałek Sejmu, iż wobec fiaska wyborów 10 maja może ponownie zarządzić wybory – mówi nam polityk Prawa i Sprawiedliwości.
W porównaniu z pierwotną wersją porozumienia prezesów PiS i Porozumienia Jarosława Kaczyńskiego i Jarosława Gowina odpadnie więc konieczność czekania na Sąd Najwyższy. Wszystko po to, by wybory mogły się odbyć szybciej niż pierwotnie planowano. – Uwzględniając konieczność korekty ustawy, musimy założyć, że miesiąc będzie ona leżeć u marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego. Dlatego najwcześniejszy realistyczny termin wyborów to 28 czerwca – mówi nasz informator z PiS.
W partii nadal sporo osób ma wątpliwości, czy taki scenariusz nie będzie podważany prawnie. Zdaniem byłego szefa PKW Wojciecha Hermelińskiego nie ma takich obaw. – Marszałek Sejmu już w sobotę powinna była wydać postanowienie uchylające poprzednie, w którym zarządzała wybory na 10 maja, a następnie, po zasięgnięciu opinii PKW, wydać nowe postanowienie z nowym terminem i kalendarzem wyborczym – mówi Hermeliński w rozmowie z DGP. Nasz rozmówca dodaje, że rola PKW ogranicza się tu tylko do sprawozdania z nieodbytych niedzielnych wyborów.
– Sądu Najwyższego nie trzeba w to zaangażować, zwłaszcza że istnieje ryzyko umorzenia takiego postępowania. Sąd Najwyższy nie ma też do odegrania żadnej roli w zakresie protestów wyborczych, bo te mogą dotyczyć tylko fazy głosowania i liczenia głosów, a – jak wiemy – do tego etapu w ogóle nie doszło – tłumaczy Wojciech Hermeliński. Innego zdania jest inny były szef PKW i sędzia Sądu Najwyższego Wiesław Kozielewicz. W jego opinii najłatwiejszym wyjściem z sytuacji jest jednak orzeczenie SN o nieważności elekcji. – Wybory to nie tylko głosowanie. Wynikiem wyborów prezydenckich jest brak wyboru prezydenta – podkreśla. Dlatego jego zdaniem SN ma podstawy do podjęcia takiej decyzji, mimo że głosowanie się nie odbyło. Taka ścieżka powoduje, że kolejne kroki są już opisane w konstytucji i na podstawie uchwały SN marszałek Sejmu mogłaby zarządzić nowe głosowanie.
W miniony weekend na tle sporów w tej sprawie doszło do przesilenia w obozie rządzącym. Jako pierwsi ujawniliśmy na łamach portalu Dziennik.pl informację, że PiS – mimo porozumienia zawartego między Kaczyńskim a Gowinem – znów forsuje wybory na 23 maja. Dlaczego w PiS wróciła koncepcja wyborów w maju? Jak wynika z naszych informacji, politycy partii Kaczyńskiego wystraszyli się, że odsunięcie wyborów na lipiec radykalnie zmniejszy szanse prezydenta Andrzeja Dudy na reelekcję. Były prezes Telewizji Polskiej Jacek Kurski powoływał się na wyniki badań, z których wynikało, że notowania Andrzeja Dudy słabną, a Szymona Hołowni rosną.
W piątek mieli o tym rozmawiać lider Solidarnej Polski Zbigniew Ziobro, była premier Beata Szydło i Jacek Kurski. – Chcieli przekonać prezesa, że to jedyne wyjście, by zapewnić reelekcję – mówi nasz rozmówca. Kurski, jak twierdzą nasi informatorzy, dotarł z takim przesłaniem także do prezydenta. Do tego zwolennicy terminu 23 maja mieli dostać do ręki także argument prawny. Jak informują nasi rozmówcy, na Nowogrodzką miała dotrzeć nieoficjalna opinia jednego z sędziów Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN, która orzeka o ważności wyborów. Według niej Izba nie wypowie się w kwestii wyborów, gdyż nie może orzekać o ważności głosowania, które się nie odbyło. To był argument, że wynegocjowany w środę z Porozumieniem kompromis także może być podważany prawnie.
Jak wynika z naszych ustaleń, prezydent Duda także jest zwolennikiem jak najszybszych wyborów. W efekcie w PiS nastąpił podział i grupa prąca do głosowania 23 maja uzyskała przewagę. Scenariusz zaczął być realizowany. Marszałek Witek miała wystąpić w sobotę wieczorem na antenie TVP i poinformować o wyborach 23 maja. Po południu jednak rozpoczęły się kilkugodzinne rozmowy ścisłego kierownictwa Zjednoczonej Prawicy w siedzibie PiS. Atmosfera ponoć była na tyle napięta, że niewiele zabrakło do zerwania koalicji z Porozumieniem.
– O utrzymaniu ustaleń z Gowinem zdecydowało to, że w przeciwnym razie Porozumienie wyszłoby z koalicji i mielibyśmy rząd mniejszościowy – mówi polityk PiS. Pojawiły się nawet nieoficjalne doniesienia o możliwej dymisji Jadwigi Emilewicz z funkcji wicepremiera i ministra rozwoju (resort je zdementował) oraz rezygnacji Mateusza Morawieckiego z funkcji premiera. Nasi rozmówcy zaprzeczają, że taki wariant był rozpatrywany w kontekście szefa rządu i mówią, że to tylko plotki podrzucane przez jego politycznych rywali z prawicy. – Przecież jego ewentualna dymisja, gdyby Porozumienie opuściło rząd, oznaczałaby, że PiS nie może sformować kolejnego gabinetu – podkreśla polityk PiS. Natomiast w przypadku Emilewicz jej ewentualna dymisja byłaby naturalną konsekwencją rozpadu koalicji.
Wszystkim stronom obozu Zjednoczonej Prawicy udało się porozumieć w ostatniej chwili; planowane na sobotni wieczór wystąpienie Witek zostało odwołane na krótko przed emisją. Choć jeszcze wczoraj do końca dnia nie było pewne, czy Kaczyński znów nie spróbuje rozegrać Gowina. Wydarzenia z weekendu – jak słyszymy od jednego z polityków PiS – mogą mieć wpływ na ostateczny kształt projektu nowelizacji ustawy o głosowaniu korespondencyjnym. – Nie wpłynie to natomiast na tempo prac. Wciąż aktualna jest zapowiedź, że przedstawimy projekt w tym tygodniu – zapewnia nasz rozmówca ©℗
Prezydent Duda także jest zwolennikiem jak najszybszych wyborów