Konwencje online, studio telewizyjne w piwnicy domu Joe Bidena i wybory korespondencyjne.
W tym roku po raz pierwszy od czasów Andrew Jacksona, czyli od prawie 200 lat, na szlaku kampanii nie będzie wieców, na których gromadzą się tysiące osób. Rywal Donalda Trumpa demokrata Joe Biden jest w zasadzie uwięziony w piwnicy swojego domu w Wilmington w Delaware, którą pospiesznie przerobiono na półprofesjonalne studio telewizyjne.
Kandydaci na senatorów czy do władz stanowych i lokalnych też szukają sposobu na utrzymanie kontaktu z wyborcami. Zaplanowana na lipiec konwencja demokratów w Milwaukee została przełożona o miesiąc, ale niewykluczone że odbędzie się po prostu online. Trump obstaje przy tradycyjnym partyjnym zjeździe republikanów pod koniec sierpnia, ale nie wiadomo, czy nie zostanie zmuszony do zmiany decyzji.

Głos w kopercie

Według opublikowanych 5 maja badań cenionej sondażowni Monmouth University Polling Institute 63 proc. respondentów uznało, że restrykcje znoszone są za szybko, tylko 29 proc. – że za wolno. Ludzie zdają się być już przyzwyczajeni do trudu kwarantanny i wkalkulowali w życie zagrożenie COVID-19. Większość Amerykanów chce, aby następne wybory odbyły się korespondencyjnie. Niewykluczone, że jeżeli – przynajmniej w kilkunastu stanach – uda się je sprawnie przeprowadzić, to Ameryka pozostanie przy tej formie elekcji na zawsze. Według zamówionego ostatnio przez Associated Press sondażu aż 40 proc. obywateli chce w ogóle zniesienia obowiązku głosowania osobiście w lokalu wyborczym. Na poziomie formalnoprawnym może się to odbywać krok po kroku, np. poprzez stopniowe zwiększanie uprawnień ludzi do absentee ballots, czyli głosów oddanych listownie, jeżeli ma się zasadny powód, by nie pójść do komisji obwodowej. Decyzję o tym, jak organizować w przyszłości wybory federalne, podejmie nowo wybrany w listopadzie Kongres. Jeżeli demokraci utrzymają przewagę w Izbie Reprezentantów i odbiją republikanom Senat (na to ostatnie ich szanse wynoszą pół na pół), to głosowanie osobiste w USA zacznie przechodzić do historii.

Imigracja

Donald Trump kilka tygodni temu zakazał, na razie tymczasowo, jakiejkolwiek imigracji do Stanów Zjednoczonych. Dziennik „Washington Post” zlecił po tej decyzji badania opinii publicznej. Wynika z nich, że 83 proc. republikanów i 49 proc. demokratów ją popiera. To ogromny wzrost antyimigracyjnych nastrojów. Jeżeli połowa lewicowego elektoratu jest za twardym kursem, a do tego prawie cała prawica, to balans w publicznej dyskusji na temat przyszłości przyjmowania przybyszów z innych państw do pracy przesunął się na lata w stronę konsekwentnego zamykania granic. Będzie to też tematem bieżącej kampanii wyborczej i wyzwaniem dla Joego Bidena, który został przez rzeczywistość zmuszony do zweryfikowania swojego bardzo progresywnego programu w tej sprawie. Zakłada on m.in. szybką naturalizację członków rodzin imigrantów, którzy zdobyli wcześniej zieloną kartę czy obywatelstwo.

Ochrona zdrowia

Globalny kryzys sanitarny i epidemiczny uświadomił Amerykanom, że są jedynym w świecie Zachodu społeczeństwem bez powszechnej opieki zdrowotnej. Co więcej, ludzie zaczęli sobie wreszcie zdawać sprawę, że to, czy są ubezpieczeni, zależy od tego, czy mają pracę, a jakość polisy – od decyzji pracodawcy. Okoliczności dochodzenia do tej konkluzji są oczywiście tragiczne: od nastania pandemii przybyło 30 mln bezrobotnych. Według przeprowadzonego pod koniec marca sondażu Morning Consult 41 proc. badanych stwierdziła, że jest przekonana, iż rząd federalny powinien objąć wszystkich obywateli państwowym systemem opieki zdrowotnej, a nie – jak to ma miejsce teraz – dopłacać do polis tym, których na nie nie stać (według reformy Baracka Obamy). Nowszych badań opinii w tej sprawie nie ma, ale kryzys narasta, wobec czego można przyjąć, że dziś jeszcze więcej ludzi tego chce. Tymczasem zarówno prezydent Trump, jak i większość kongresmenów i senatorów, sprzeciwia się powszechnej opiece zdrowotnej i w tej sprawie piłka jest po stronie lewicy.

Ochrona socjalna

Pandemia koronawirusa, która wedle niektórych ekonomistów może spowodować recesję porównywalną do tej z czasów Wielkiego Kryzysu z lat 30. – zrewidowała poglądy Amerykanów na temat opieki społecznej i roli państwa w niej. USA są jednym z niewielu krajów, nie tylko Zachodu, gdzie nie ma płatnego chorobowego. W ostatnich tygodniach troje demokratycznych senatorów, czyli Kamala Harris, Cory Booker i Kirsten Gillibrand, wystąpiło ze szkicem ustawy gwarantującej zasiłek na czas choroby. Po raz pierwszy też w historii amerykańskiej debaty publicznej dyskusja o dochodzie gwarantowanym wyszła poza środowisko akademickie. Były kandydat na prezydenta, biznesmen Andrew Yang, przypomniał ostatnio na Twitterze, że mówił o tym w czasie kampanii przed demokratycznymi prawyborami, a teraz, w obliczu kryzysu, rozwiązanie to wprowadza Hiszpania. Głosy „za” pojawiły się też na łamach „Washington Post” i „New York Timesa”.