Konflikt o budowę gazociągu w Kolumbii Brytyjskiej, który doprowadził do paraliżujących Kanadę blokad torów kolejowych, uświadomił Kanadyjczykom, że Indianie są zdecydowani egzekwować swoje prawa.

Gazociąg Coastal GasLink, który ma przebiegać przez tereny Kolumbii Brytyjskiej, ma mieć długość 670 km. Na realizację projektu o wartości 6,6 mld CAD nie dali zgody tzw. dziedziczni wodzowie Wet’suwet’en, a interwencja Royal Canadian Mounted Police (RCMP – policja federalna) doprowadziła do protestów i blokad torów.

Negocjacje z protestującymi Indianami trwają od ub. tygodnia. Na rząd federalny naciskają prowincje, które już odczuwają gospodarcze skutki blokad.

Jak na razie negocjujący z Indianami rząd Justina Trudeau doprowadził do znalezienia pierwszego obszaru możliwego porozumienia. RCMP (policja federalna) w Kolumbii Brytyjskiej zaproponowała wycofanie policjantów z terytorium Wet’suwet’en i przeniesienie ich do pobliskiego miasta. Jak podkreślała agencja The Canadian Press, rząd nie ma jednak podstaw prawnych by narzucić RCMP decyzje. Wcześniej Mohawkowie blokujący tory w Ontario podkreślali, że utrzymają blokadę dopóki RCMP nie wycofa się z terenów Wet’suwet’en.

Kanadyjskie media wyliczają przy okazji kilka podstawowych problemów, których wyrazem jest trwający konflikt. Pierwszy to dziesiątki lat ignorowania Indian w decyzjach gospodarczych. A Indianie w Kanadzie to 634 grupy nazywane narodami, używające 50 języków, liczące prawie 1 mln osób (na 37 mln mieszkańców). To najszybciej rosnąca grupa etniczna, jak wynika z danych Statistics Canada.

Dlatego w ostatnim czasie zauważalna jest stopniowa, choć wciąż niewystarczająca zmiana podejścia rządów do oczekiwań Indian. Przykładami są zapowiedziane konsultacje z przedstawicielami 129 wspólnot indiańskich zainteresowanych objęciem udziałów w naftociągu Trans Mountain, czy decyzja władz prowincji Manitoba, zgodnie z którą zarządzanie lotniskami na północy prowincji zostało przekazane właśnie Indianom.

Z kolei w miniony poniedziałek prowincja Quebec podpisała warte 4,7 mld CAD porozumienie z Indianami Kri, tzw. projekt Grande Alliance, budowy portu, dróg i kolei, i określenia terenów, na których Indianie zgadzają się na rozwój wydobycia surowców. To właśnie Indianie Kri wspólnie z Inuitami 30 lat temu doprowadzili do zerwania kontraktu na dostawy prądu z Quebec do stanu Nowy Jork, ponieważ Quebec chciał wybudować elektrownię wodną bez zgody rdzennej ludności.

Drugi problem będący podłożem obecnego konfliktu, to kwestie terytorialne. Indianie Wet’suwet’en nigdy nie przekazali swoich terenów w zarząd Koronie, czyli państwu, w ramach traktatów. To, że Indianie są gospodarzami na swoich terenach potwierdził w 1997 r. sąd. Wystarczy wspomnieć, że w 1990 roku decyzja władz miejscowości Oka w Quebec o rozbudowie pola golfowego na tradycyjne tereny Indian Mohawk doprowadziła do trwających 78 dni protestów i interwencji uzbrojonej policji. Rozbudowy nie przeprowadzono do dziś. Obyczajem stało się rozpoczynanie oficjalnych uroczystości formułą uznania, że dane wydarzenie odbywa się na tradycyjnych terenach wymienianych następnie plemion.

Trzeci problem również nawiązuje do kolonialnej przeszłości. Dziewiętnastowieczny Indian Act narzuca Indianom wybieralne rady plemion. Tymczasem Indianie Wet’suwet’en powołują się na „dziedzicznych” wodzów. Jak tłumaczyła w telewizji CTV News Kim Stanton z kancelarii Goldblatt Partners LLP, specjalizująca się w prawie rdzennych narodów, „dziedziczni wodzowie wywodzą swoją zwierzchność z prawa Wet’suwet’en, a to prawo sprzed czasów kolonizacji”. Wodzowie reprezentują „domy” plemienia, ich decyzje dotyczą nie tylko rezerwatu, lecz szerzej rozumianych tradycyjnych terytoriów. Przy czym, wskazywały kanadyjskie media, w plemionach o matriarchalnych tradycjach, takich jak Wet’suwet’en, zwyczaj nakazuje pytać o zdanie ważnych dla plemienia kobiet.

Z Toronto Anna Lach(PAP)