Cała operacja – od pojawienia się kokainy w porcie w Gdyni do zatrzymań – trwała kilka tygodni.
Cała operacja – od pojawienia się kokainy w porcie w Gdyni do zatrzymań – trwała kilka tygodni. / ShutterStock
Kiedy zaczęliście podejrzewać, że zamiast kredy w kontenerach jest kokaina?
Sygnały o możliwym przemycie na dużą skalę mieliśmy kilka miesięcy temu. Nie wiedzieliśmy jednak precyzyjnie, ani kiedy, ani gdzie ma to się wydarzyć. Kluczem była analiza dokumentacji przedkładanych przez importerów. Nikt nie łudził się, że zostanie zgłoszona kokaina. Podejrzenia skonkretyzowały się, gdy stwierdziliśmy w jednym z kontenerów z Kolumbii towar w postaci węglanu wapnia, czyli kredy. Teraz to brzmi bardzo prosto, ale cała sztuka polega na wyłowieniu w ogromnej masie kontenerów tego jednego właściwego.
Na czym polega analiza ryzyka, pierwszy etap na drodze do wykrycia narkotyków?
Sposobu weryfikacji nie mogę ujawniać. Ogólnie polega to na zestawieniu posiadanych informacji. Mamy własne systemy informatyczne, korzystamy ze źródeł ogólnodostępnych, z informacji od innych służb. Mamy też wiedzę historyczną. A i tak decyduje nos funkcjonariusza.
Co wykazała analiza w tym przypadku?
Potrzebę szczegółowej kontroli. Najpierw użyliśmy skanera, urządzenia rentgenowskiego. Wynik był niejednoznaczny. Potem okazało się, że przemyt był tak przygotowany, by worki z kokainą nie różniły się kształtem od towaru przykrywkowego. Zdecydowaliśmy się na rewizję kontenera przy wykorzystaniu psa służbowego wyszkolonego do wykrywania środków odurzających, który pełni służbę w Pomorskim Urzędzie Celno-Skarbowym w Gdyni. Wtedy też zdaliśmy sobie sprawę, że ten przemyt to coś dużego. Co ciekawe, okazało się, że worki zawierające kokainę były oznaczone ledwie widoczną czerwoną nicią. Pobraliśmy próbki i zrobiliśmy badania laboratoryjne – tu zasługa koleżanek i kolegów z laboratorium, którzy uwinęli się z tym błyskawicznie – i wtedy stało się jasne, że mamy to.
Każda przesyłka z Kolumbii albo innych krajów słynących z produkcji narkotyków jest podejrzana?
Przesyłki z krajów Ameryki Południowej są poddawane szczególnej analizie, bo to obszar wysokiego ryzyka. Wiedzą o tym też przestępcy. Ale ilość przewożonych towarów jest taka, że gdybyśmy chcieli wszystko szczegółowo kontrolować, to trzeba by było zamknąć port. Zatem cała rzecz jest w analizie ryzyka. Trzeba umieć tak zestawiać szczątkowe informacje, aby wytypować tę jedną przesyłkę.
Skaner nie mógł wykryć obecności narkotyków, bo zgłoszona do oclenia kreda ma podobną gęstość. Czyli sukces potwierdził psi nos?
Skaner był wykorzystany do sprawdzenia, czy deklarowany towar znajduje się w kontenerze. Ale fakt, ostatecznej weryfikacji dokonał pies. Wskazał worki mogące zawierać substancje odurzające.
Czy czekaliście, aż ktoś odbierze przesyłkę, i tak trafiliście do laboratorium oraz magazynu? Ile czasu upłynęło od pojawienia się kokainy w porcie do zatrzymań?
Kilka tygodni. Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, dokąd nas ten kontener zaprowadzi, raczej podejrzewaliśmy magazyn przeładunkowy. Tu muszę podkreślić świetną współpracę z CBŚP. I nie jest to zwrot grzecznościowy.
Zatrzymywani stawiali opór? Miejsce, w którym mają być przerobione dwie tony, musi mieć odpowiednią ochronę?
Polska to nie Kolumbia – tu ochrona takiego laboratorium polega bardziej na utrzymaniu tajemnicy niż na uzbrojonych bandytach. Byliśmy jednak przygotowani na wszelkie ewentualności. Samo wejście zabezpieczali koledzy z CBŚP, a przestępcy zostali wzięci z zaskoczenia. Nie stawiali oporu, co dobrze świadczy o ich instynkcie samozachowawczym. Wybrali sobie odludne miejsce, do którego był utrudniony dostęp. Zatrzymano siedem osób: czterech obywateli Kolumbii, Irańczyka oraz dwóch Polaków. W akcji brało udział ok. 100 funkcjonariuszy CBŚP i KAS. Istotna była rola straży pożarnej, która zabezpieczyła teren – chemikalia z tego laboratorium stwarzały realną groźbę wybuchu.
Personaliów funkcjonariuszki nie ujawniamy ze względu na operacyjny charakter pracy.
DGP