Szkocki sąd odroczył w poniedziałek wydanie orzeczenia, czy brytyjski premier Boris Johnson w pełni zastosował się do prawa, które wymagało od niego złożenia wniosku o opóźnienie brexitu.

Ponieważ wskutek przyjętej przez Izbę Gmin poprawki w sobotę nie odbyło się głosowanie nad poparciem przez posłów porozumienia z UE, zaistniała sytuacja przewidziana w tzw. ustawie Benna. Mówi ona, że jeśli do 19 października włącznie posłowie nie poprą porozumienia ani nie zgodzą się na brexit bez umowy, premier będzie musiał zwrócić się do Brukseli o przesunięcie terminu wyjścia z UE do 31 stycznia 2020 r.

Johnson wysłał w sobotę wieczorem taki wniosek, ale się pod nim nie podpisał, za to dołączył do niego list, w którym wyjaśnia, że to decyzja posłów, a nie jego, a on sam uważa ją za błędną.

W efekcie niektórzy posłowie twierdzili, że próbuje on obchodzić prawo, zaś antybrexitowi aktywiści zwrócili się do sądu w wnioskiem o dalsze monitorowanie działań Johnsona.

Sama Komisja Europejska, do której skierowany został list, oświadczyła w poniedziałek, że wniosek jest ważny, a brak podpisu Johnsona nie ma znaczenia i nic nie zmienia w procedurze. Rzeczniczka KE podkreśliła, że wniosek o przedłużenie jest skuteczny, bo został dostarczony przez stałego przedstawiciela Zjednoczonego Królestwa przy UE.

Sąd zdecydował w poniedziałek o odroczeniu wydania orzeczenia, ale nie zamknął sprawy, gdyż uznał, że powinna być ona kontynuowana do czasu, gdy wszystkie zobowiązania rządu zostaną wypełnione w całości. Nie ogłoszono, kiedy odbędzie się następne posiedzenie.

"Jestem zachwycony decyzją sądu. Szkoda, że muszę to powiedzieć, ale to nie jest premier, któremu można zaufać w kwestii przestrzegania prawa. A ponieważ nie można mu ufać, musi być nadzorowany" - napisał na Twitterze Jolyon Maugham, prawnik, który jest jednym ze składających wniosek, a wcześniej był zaangażowany w sądową walkę przeciwko decyzji Johnsona o zawieszeniu parlamentu.

Intencją wnioskodawców było to, by przypadku gdyby Johnson nie wysłał prośby do Brukseli, sąd użył funkcjonującej tylko w szkockim systemie prawnym procedury nobile officium, dającej tamtejszym sądom prawo do znalezienia rozwiązania, którego nie dostarczają ani przepisy, ani prawo precedensowe. W tej konkretnej sytuacji chcieli oni, by wniosek wysłał zamiast niego sąd.